Artykuły

Pudelki szczekają a karawana idzie dalej

- Chyba nie jestem stworzony do życia na emigracji. Zawsze chciałem być tutaj, pracować tutaj, to jest moje miejsce na ziemi. Po wystawieniu "Metra" na Broadwayu, otrzymałem propozycję pracy w Nowym Jorku - i nawet nie poszedłem na rozmowę - mówi JANUSZ JÓZEFOWICZ, dyrektor artystyczny Teatru Studio Buffo w Warszawie.

Po przygodzie z telewizją powrócił pan na dobre do teatru?

- Niedawne szaleństwo telewizyjne z "Przebojową Nocą" zdominowało nas w sposób zupełny. Kończył się jeden show i natychmiast, nawet tej samej nocy przygotowywaliśmy kolejne aranżacje. Teraz powróciłem do teatru - 24 marca w Petersburgu odbyła się premiera mojego nowego musicalu "Prorok", który jest produkcji rosyjskiej. Niedługo zaczynam intensywne przygotowania do filmu. Chcemy zrealizować musical "Metro" i być może jeszcze w tym roku na jesieni rozpoczniemy zdjęcia.

Zaczyna pan od "Metra" - jest to materiał panu znany i już sprawdzony. Czy myśli pan o napisaniu własnego scenariusza?

- Nie mam takich ambicji. Natomiast siłą rzeczy podczas każdej realizacji byłem współautorem scenariusza. Jestem dość apodyktyczny w pracy: musi być tak, jak sobie wyobrażam, dlatego często wtrącam się w sprawy scenariuszowe. Nie wykluczone, że kiedyś sam coś napiszę. Natomiast przygodę z filmem chcę rozpocząć "Metrem". Teatr jest bardziej wymagający - trudno jest zrobić przedstawienie, a jeszcze trudniej utrzymać je na właściwym poziomie. Film daje możliwość zarejestrowania tego najlepszego wykonania.

Zawsze chciał pan robić musicale?

- Bardzo długo w ogóle nie wiedziałem, co będę robił w życiu. Dopiero kiedy obejrzałem w kinie Kosmos film Milosa Formana "Hair", wszystko zrozumiałem - to, że można tak wspaniale łączyć język tańca, muzyki i śpiewu. W latach 70. w Polsce poziom teatru muzycznego był straszny - koszmarna operetka i teatr Syrena w najgorszym guście. Ale jak człowiek już wie, czego chce, to los mu pomaga - w roku, w którym skończyłem ogólniak, powołane zostało Studium Taneczno-Wokalne Telewizji Polskiej w Koszęcinie. Mieliśmy zajęcia z tańca klasycznego, historii kina, jazdy konnej. Uczyliśmy się stepowania, jazzu i kaskaderki - tego w Polsce nikt wtedy nie uczył. Potem przyszedł stan wojenny i wielu moim kolegom pokrzyżował plany. Ja tego czasu nie zmarnowałem - zdałem wtedy do Akademii Teatralnej w Warszawie na wydział aktorski.

Wielu aktorów wspomina represje stanu wojennego. Jak było z panem? Czy odczuł pan to na własnej skórze?

- Wręcz przeciwnie. Uważam, że stan wojenny był dla teatru wielkim szczęściem. Aktorzy przychodzili do teatru wypoczęci, dyskutowało się, ludzie skupiali się na pracy. Pieniądze nie miały znaczenia, bo nawet, jeśli się je miało, to nie było nic w sklepach. Nie było ważne, ile kto zarabia, tylko jak człowiek myśli. Widownia przychodziła do teatru w zupełnie innym celu niż teraz. To nie była rozrywka. Przychodziło się, żeby wspólnie coś przeżyć, pomyśleć, przemycić jakąś aluzję.

Potem pojawiło się "Metro"...

- Tak, ale najpierw zjawił się człowiek - Wiktor Kubiak (producent "Metra", E.S.), który ośmielił mnie do realizacji moich marzeń.

Czy broadwayowskie musicale były dla pana punktem odniesienia?

- Widziałem prawie wszystko, co było wtedy na świecie, głównie musicale z Broadwayu i z West Endu w Londynie. Miałem też dużo szczęścia - dostałem stypendium do Stanów Zjednoczonych. Tam poznałem choreografkę filmu "Hair" Twylę Tharp i miałem okazję z nią pracować. Zabierając się za "Metro" miałem dosyć dużą wiedzę na ten temat.

Czy nie korciło pana, żeby zostać w Stanach? W końcu to Broadway jest ojczyzną musicali.

- Nigdy nie miałem takich pokus. Chyba nie jestem stworzony do życia na emigracji. Zawsze chciałem być tutaj, pracować tutaj, to jest moje miejsce na ziemi. Po wystawieniu "Metra" na Broadwayu, otrzymałem propozycję pracy w Nowym Jorku - i nawet nie poszedłem na rozmowę.

Został pan ostatnio zbojkotowany przez prasę. Może lepiej by panu było za granicą?

- To jest polska mentalność. W Rosji jak jest się artystą, to ludzie cię kochają. U nas najczęstszym uczuciem jest zawiść. Natomiast rzeczą o wiele gorszą jest tzw. wolność prasy, która spowodowała, że każdy nieudacznik może obsmarować kogo chce bezkarnie. Wystarczy spojrzeć, co wyprawiają tabloidy, wszystkie azorki, kundelki...

Czyta pan Pudelka i Kozaczka?

- Nie jest to poziom rozmowy, w którym chciałbym uczestniczyć. Niestety nie obowiązuje kodeks honorowy Boziewicza i nie można nikogo wyzwać na pojedynek, a na prowadzanie się po sądach szkoda życia. Parafrazując przysłowie: pudelki szczekają, a karawana idzie dalej.

Czy odporność wyrabia się z latami?

- Spora część mojej kariery zawodowej przebiegała w innych warunkach. To nie

jest tak, że człowiek boi się krytyki. Tylko dobrze jest słyszeć ją z ust człowieka, który ma pojęcie o tym, co mówi. Zawsze ceniłem krytykę świętej pamięci prof. Bardiniego, był dla mnie autorytetem, o które jest niestety coraz trudniej. Tak zwani dziennikarze to najbardziej sprostytuowana grupa zawodowa. Są zupełnie bezkarni tak długo, jak reprezentują poglądy swoich pryncypałów. Za pieniądze napiszą każdą bzdurę, jaką im się każe napisać. Po całej sytuacji z "Przebojową Nocą" przestałem czytać gazety. I bardzo mi z tym dobrze.

Czy ma pan nadal autorytety na gruncie zawodowym?

- Jest kilka osób w moim życiu, z których opinią się liczę i których słucham. Janusz Stokłosa to mój pierwszy krytyk. Wiem, że jego krytyka wynika nie z zawiści, tylko z profesjonalizmu. Jest jeszcze kilka osób w Polsce, których opinii chętnie słucham.

Czy poprzez taniec można przekazać więcej niż słowami?

- Nie chciałbym tego porównywać. Mnie interesuje teatr totalny, który łączy język słowa z językiem ruchu, dźwięku, muzyki, światła, multimediów. Takim językiem się posługuję. Niestety najczęściej za granicą, gdzie mogę sobie pozwolić na śmielsze inscenizacje. U nas budżet na tego typu przedsięwzięcia jest bardzo ograniczony. Do "Proroka" przygotowane są animacje komputerowe 3D w wymiarze, jakiego w Polsce chyba jeszcze nie było. Przez prawie pół roku pracowaliśmy nad materiałami do projekcji, które łączymy z żywym planem.

Czy jest szansa na zobaczenie któregoś z pana zagranicznych spektakli w Polsce?

- Nie przypuszczam. Kto dziś zaprosi spektakl z Rosji do Polski? Z powodów dla mnie zupełnie niezrozumiałych jesteśmy wciąż odizolowani kulturalnie od wschodu. Uważam, że to błąd. Kulturowo nasi wschodni sąsiedzi są nam bliżsi niż zachodni. Nasze zapatrzenie i zdominowanie polskiej kultury tandetą anglosaską jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.

Ma pan swoją grupę docelową widzów, czy też własną wizję artystyczną?

- To jest pytanie, czy chcesz się podobać wszystkim. Funkcjonuję w świecie teatralnym nie mając ani złotówki dotacji. Ktoś, kto ogląda telewizję, pstryka sobie po kanałach i ewentualnie może się na czymś dłużej zatrzymać. Natomiast do teatru są całe wyprawy - ludzie kupują bilety, czekają, stoją w kolejce, przyjeżdżają, czasem z drugiego końca Polski. To świadczy o tym, że chcą tu przyjść, że mam u nich kredyt zaufania.

Słynie pan z tego, że jest pan surowy i apodyktyczny w pracy. Czy prywatnie również?

- Niech pani spyta innych...

A może na tym polega profesjonalizm?

- Na tym polega moja praca - na umiejętności zdyscyplinowania wszystkich - począwszy od aktorów, przez obsługę sceny i realizatorów technicznych. Trzeba być konkretnym i umieć egzekwować rzeczy, trzymać dyscyplinę.

Czy jest pan pracoholikiem?

- Byłem. Ten okres mam już za sobą. Nie tylko praca jest dla mnie ważna. Kiedyś poza pracą nic innego nie miałem - ani życia towarzyskiego, ani przyjaciół. Do domu przychodziłem po to, żeby się przespać. Tak było przez wiele lat. Teraz mam świadomość, ile straciłem - na przykład kontakt z dzieckiem. Są to rzeczy, które bezpowrotnie uciekają i tego się już nie nadrobi. W tej chwili jestem innym człowiekiem. Praca nadal jest dla mnie szalenie istotnym elementem życia, natomiast nie jedynym.

Co to oznacza w dzisiejszych czasach robić karierę?

- Pójść do telewizji i pokazać tyłek.

Liczyłam na odpowiedź typu ciężka praca, talent...

- Grunt to wierzyć w siebie i do przodu!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji