Opis przedstawienia
Już po raz drugi bierze na warsztat Jerzy Jarocki utwór wybitnego współczesnego dramaturga polskiego, którego sztuki nieraz przedtem realizował, ale utwór niesceniczny właśnie - i tworzy przedstawienie całkowicie "z ducha" autora, lecz najzupełniej różne od tego, co ów autor napisał. Pierwszym takim spektaklem była "Moja córeczka", scenariusz filmowy Tadeusza Różewicza, drukowany w "Dialogu" nr 5/1966, a zrealizowany w Starym Teatrze w Krakowie. Drugim jest "Rzeźnia", słuchowisko radiowe Sławomira Mrożka, zrealizowane w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Drukowaliśmy je w n-rze 9/1973 "Dialogu"; do tego też tekstu odwołuje się opis, kiedy przytacza cytaty.
Premiera odbyła się dnia 25 marca 1975, w scenografii Kazimierza Wiśniaka i z muzyką Stanisława Radwana. Kompozycja Radwana - "poważna" muzyka "klasyczna", całkowicie oryginalna, z jednym tylko cytatem: fragmentów z "Wesela Figara" Mozarta w scenie snu - stała się kanwą konstrukcji przedstawienia, umożliwiając reżyserowi przekształcenie słuchowiska - formy fonicznej - w widowisko bogate i efektowne. Do perfekcji doprowadzono zgodność - jak w filmowych postsynchronach - ruchów aktorów-"muzyków" z muzyką Radwana płynącą z taśmy; stereofoniczne rozmieszczenie głośników na sali i scenie dało pełne złudzenie "wieczoru w Filharmonii".
Jak wygląda spektakl Jarockiego i jak przekształcono tekst słuchowiska w przedstawienie teatralne - próbuje pokazać opis Barbary Czaplikowskiej. Uzupełniamy go komentarzem Elżbiety Wysińskiej traktującym polemicznie zarzuty krytyków pod adresem spektaklu. (Red.)
CZĘŚĆ PIERWSZA SPEKTAKLU
1."Małe muzykowanie"
Przedstawienie rozpoczyna spokojna kameralna scena: dwoje aktorów wykonuje utwór muzyczny na skrzypcach i flecie. Siedzą w centralnym miejscu sceny na dwóch czarnych krzesłach; oddzieleni pustą przestrzenią od innych przedmiotów, jakby sami dla siebie. Rama okalająca otwór sceniczny (pochodzi z wcześniejszego spektaklu Jarockiego - ze "Ślubu" Gombrowicza) daje wrażenie zmniejszenia przestrzeni, czyniąc z niej niezbyt duże wnętrze zamknięte z tyłu i z boków białymi, dość wysokimi ściankami. Boczne mają drzwi. Biały kolor tła wyraźnie odcina czerń fortepianu w lewym rogu, ostrzej zarysowuje kontury fotela i dwóch "grzecznie" stojących pulpitów z nutami. Te skąpe akcesoria scenograficzne ustawione są na drugim planie - pod tylną ścianką z prześwitującym otworem okna. Przestrzeń robi wrażenie schludnego, "wyczyszczonego" wnętrza, tak układnego jak czerwony dywanik pod stopami siedzącego Skrzypka (Gustaw Holoubek) i Flecistki (Janina Traczykówna). Kostium Skrzypka w tej scenie jest ciemnozielony: garnitur-ubranko z kolorową muchą pod szyją, coś na kształt przepisowego stroju dla młodego, obiecującego muzyka. Kostium Flecistki, to długa liliowa spódnica przepasana czarno lakierowanym paskiem, bluzka barwy lekko pomarańczowej z wywijaną szarfą, na nogach - czarne lakierowane pantofelki. Jeszcze w ciemności słychać muzykę. Wraz z powolnym rozjaśnianiem sceny coraz silniej rozbrzmiewają dźwięki duetu na skrzypce i flet. Pełne światło na scenie. Skrzypek i Flecistka grąją tak jakby już nigdy nie mieli przestać. Widzowie zaskoczeni fachowymi umiejętnościami wykonawczymi aktorów, nie-muzyków przecież, "zachodzą w głowę", czy to tylko teatralny bluff, czy też wykonanie rzeczywiste. Duet trwa. Przy akompaniamencie skrzypiec bardzo śpiewnie przejmuje kantylenę flet. Dialog muzyczny poczyna nabrzmiewać ewolucjami rytmicznymi, wkrada się niepokój. Flecistka pierwsza wstaje z miejsca, tuż za nią podnosi się Skrzypek i koncertują teraz bliżej rampy, na prawej stronie sceny. Liryczna kantylena fletu wznosi się przy pizzicato skrzypiec. Skrzypek i Flecistka zwróceni twarzami do siebie po chwili przestają grać i spoglądają po sobie zażenowani.
Skrzypek pierwszy przerywa ciszę i siada na krześle, Flecistka siada również i patrzy na niego wyczekująco. Lekko westchnąwszy inicjuje przerwany duet. Teraz przy akompaniamencie fletu włączają się skrzypce, które prowadzą kantylenę. Wznosi się ona żarliwą progresją w górę (trzy długie akordy). Skrzypek wstaje i zwrócony twarzą do pudła skrzypiec wyznaje (pierwsze słowa tekstu mówione w pauzie muzycznej): "Kocham panią... kocham panią od pierwszej chwili, gdy zobaczyłem panią w oknie, na przeciwko."
Intencje aktorskie wyrażane są odtąd prawie jednocześnie przez muzykę i słowa tekstu.
Skrzypek w krótkich muzycznych pauzach zapytuje Flecistkę o wzajemność, o jej uczucia. Ona, nie przerywając ani na chwilę gry na flecie, raz daje mu "kokietującą" muzyczną odpowiedź, a drugi - wymiguje się od mówienia długo ciągnioną nutą (fermata), jakby bała się zdecydować. Krótka chwila wspólnej gry. Przekorna rozterka Flecistki wywołuje nowe słowa wyznań, a w końcu agresywne muzyczne wejście Skrzypka, które rośnie w apogeum wyznania miłosnego, z towarzyszeniem fletu oczywiście.
Odgłosy ciężkiego człapania dochodzące zza sceny (z prawej kulisy) nakładają się na trwający duet skrzypiec i fletu. Skrzypek przerywa grę i pilnie nasłuchuje, po chwili przestaje grać Flecistka. Krótki dialog - Skrzypek oznajmia, że Matka weszła do domu. Zachęcony dwukrotnie przez dźwięki fletu (malutki motyw miłosny z samego początku spektaklu) Skrzypek włącza się do wspólnej gry i duet znów zostaje podjęty. Lecz stopniowo załamuje się, przerywany jest coraz częściej słowami to Skrzypka, komunikującego o miłośni i ambicjach Matki w stosunku do niego, to Flecistki, zwracającej uwagę na fałsz partii skrzypiec.
Tak zorganizowany kwartet na flet, skrzypce i dwa głosy ciągnie się do chwili, gdy Skrzypek odkrywa, że Matka słyszy ich grę za ścianą. Odwraca się raptownie i chwyta mocno Flecistkę za rękę, biegnie z nią jak najdalej od drzwi. Zatrzymują się na lewej stronie sceny, niedaleko wyjścia. Flecistka rozbawiona czeka, traktując ten bieg jako wstępny żart, początek zabawy, a tymczasem on zaczyna atakować ją coraz głośniejszym dźwiękiem i przyspieszonym tempem wyrzucanych słów - partia skrzypcowa przybiera cechy wirtuozowskiej kadencji - aby uniemożliwić jej dalszą grę na flecie. Kończy swoje solo urywanym akordem i przymilnie prosi ją o milczenie.
Flecistka odskakuje od niego i zaczyna grać na flecie. Ze ściszonym okrzykiem, ze smyczkiem w zębach Skrzypek rzuca się ku niej i wyrywa jej instrument z ręki. W momencie, gdy w biegu odkłada go na fortepian, z prawej kulisy dochodzi powtórny rumor (znacznie głośniejszy): znak, że Matka jest już w salonie obok. Przestraszany obecnością Matki za ścianą, Skrzypek niepewnym krokiem podbiega pod drzwi i chaotycznie zawraca. Każde zdanie o tym, że Matka będzie podsłuchiwać pod drzwiami, akcentuje "dudniącym" akordem na skrzypcach. Daje maleńką wirtuozowską kadencję, którą kończą oklaski za sceną. Pada wyczerpany na krzesło; w momencie, gdy Flecistka głośno dziękuje za brawa, Skrzypek raptownie odwraca się, aby ją uciszyć, ale Matka już się dopytuje zza sceny (po raz pierwszy) "Czy jesteś sam?".
Skrzypek "wbity" w krzesło jednocześnie prowadzi dialog z Matką i z Flecistką, usiłując zaspokoić wykluczające się żądania obu kobiet. Na natarczywe pytanie Matki: "Dlaczego nie ćwiczysz?" odpowiada szkolnymi wprawkami. Zaczyna się skarżyć na uciążliwe towarzystwo Matki. Flecistka, jakby coś podejrzewając, zbliża się do niego. Skrzypek wstaje i wyprzedza jej krok. Chroniąc twarz za skrzypcami wyznaje, że jest ona jego pierwszą i największą miłością (tekstowi towarzyszy akompaniament "duszoszczipatielnoj" muzyki). Zaskoczona Flecistka podchodzi nagle zwalniając kroku, zatrzymuje się i całuje Skrzypka najpierw w policzek, a potem w usta - pocałunek skontrapunktowany jest zgrzytliwym obsunięciem się smyczka po strunach - a następnie miękko wyjmuje mu z rąk skrzypce i odkłada na krzesło.
Nieporuszony Skrzypek, jakby lekko rozczarowany smakiem pierwszego pocałunku ("A więc to tak..."), nie reaguje w pierwszej chwili na ponowne wołanie Matki za ścianą. Flecistka znów powoli podchodzi do niego i twarze ich zbliżają się do siebie. Matka donośnym głosem oznajmia, że zaraz wejdzie z herbatą. Zaskoczony i przerażony Skrzypek zdławionym głosem domaga się natychmiast instrumentu, aby zapobiec wkroczeniu Matki. Wyciąga ręce po skrzypce, lecz Flecistka proponuje mu zamiast nich - siebie. Raptownie zgina jedną nogę i opierając ręce w talii wyrzuca swoje biodro, podając je na odległość (,,Oto moje biodro"). Skrzypek cofa się oszołomiony, Matka dopytuje się: "Z cytryną?". Aby zyskać na czasie i "unieruchomić" Flecistkę, Skrzypek biegnie do fortepianu, zagarnia dłonią czekoladki; z jednej strony odpowiadając na pytania - nakręconej jak katarynka - Matki, z drugiej usiłując "zniszczyć" to nagle wysunięte biodro Flecistki, proponuje jej czekoladki i rozsypuje je w akcie bezsilności na podłogę. Flecistka prowokuje go dalej. Skrzypek ciągnie ją na dywan i zostawia tam, sam biegnąc ku drzwiom, gdzie czai się Matka. Na krótkie, ostre pytanie Flecistki: ,,Czy chcesz być dzieckiem, czy mężczyzną?", odpowiada, że artystą, a następnie gwałtownym ruchem przewraca Flecistkę na podłogę i bardzo szybko zawija ją w dywan, tak, że jedynie stopy i głowa wystają na zewnątrz. Nie zważając na jej krzyki, ustawia fotel nad jej głową i siada.
W odpowiedzi na pytanie Matki: "Dlaczego nie pracujesz?" porywa najbliżej leżący flet i usiłuje na nim grać. Flecistka spod fotela obrzuca go inwektywami ("Dyletant"... "Mamin synek" - dodatek Jarockiego). Aktor komiczną bezradność postaci przekazuje widowni tak, jakby bawiły go i cieszyły jej perypetie.
Scena nie robi już wrażenia uporządkowanej, jak na początku spektaklu. Krzesła rozstawione, na jednym leżą porzucone skrzypce, dywan jest zrolowany, a na nim stoi fotel. Skrzypek uporczywie i bezskutecznie dmucha w flet, siedząc w fotelu. Do tego lekko zdeformowanego wnętrza wkracza Matka (Wanda Łuczycka) ubrana w elegancką suknię o ciepłej brązowej barwie, w podobnej tonacji jest kolor jej włosów; szyję otacza cieniutki srebrny łańcuszek, na nogach ma czarne, lakierowane pantofle. Zaraz od wejścia, z krótkim okrzykiem: "A!", sunie prosto ku fotelowi, przenikliwym spojrzeniem obrzucając Skrzypka. Pytanie: "Kim jest ta pani?" łączy z gestem ręki, wskazującym na nogi w damskich pantoflach wystające spod dywanu. Spokojną odpowiedź Skrzypka: ,,To koleżanka... a raczej kolega, muzyk, właśnie ćwiczymy" - kwituje chwilę później nagłym ruchem, jakim ściera mu czerwoną kredkę z warg. Badawczo ogląda ślad pod światłem. Po odkryciu, że to szminka, klęka naraz przy fotelu, tuż przy głowie Flecistki i zaczyna rozpaczać - aktorka daje znak, że szlocha, przez wydawanie sztucznego dźwięku na samogłosce a...a...a...a...
Skrzypek próbuje ją uspokajać - aktor nazbyt przenikliwym rytmizowanym krzykiem wydobywa śmieszność tej sytuacji. Matka wstaje tak szybko jak uklękła i rozpoczyna wyliczankę, jak zmarnowała dla niego zdrowie, akcentując z naciskiem: oczy - serce - płuca - wątroba (w kolejnych zdaniach tekstu). Skrzypek z niepokojem śledzi ją "przytwierdzony" do fortepianu, a ona prezentuje swoje cierpienia w nieprzerwanym prawie monologu. Aktorka wygłasza go na trzeźwo, fakt, że rozpacza, tylko ilustruje gestem lub odpowiednim użyciem głosu na jednym wyciągniętym oddechu: "Czy na to cię urodziłam, umyłam, wyprasowałam, żebyś ty...". Zamaszystym ruchem zdecydowanie odsuwa fotel i jednym szarpnięciem odwija zrolowany dywan z Flecistką, która po przeturlaniu się spokojnym gestem poprawia garderobę i zmierzwione włosy. Skulonemu przy blacie fortepianu Skrzypkowi Matka rzuca najcięższe oskarżenie: "Jeżeli będziesz dalej postępował w ten sposób, to zostaniesz mężczyzną. Jak twój ojciec". Krąży dookoła siedzącej na dywanie Flecistki i usiłuje nawiązać z nią dialog, świadomie ignorując słabe protesty Skrzypka.
Moment, w którym Flecistka wreszcie odzywa się: "Pani syn ma rację. Jestem flecistką" - jest dla Matki sygnałem do rozpoczęcia walki o Skrzypka. Obie kobiety przekazują istotę tego konfliktu przez pozy, jakie przybierają, przez role, jakie sobie narzucają.
Flecistka z wdziękiem, bez histerii wstaje z dywanu i w dziwkarskim, wyuzdanym odruchu - w rytm uginania nogi pociera mechanicznym gestem skraj spódnicy o pończochę - prezentuje się jako ekscentryczna kochanka. Matka przez trwożliwe napięcie, z jakim odbiera słowa Flecistki, pokazuje, jak została oszukana i jak sponiewierano jej miłość matczyną. Flecistka improwizuje w pośpiechu dalej, szerokim gestem ręki wskazuje na dowody uprawianej w tym pokoju miłości ("przewrócony fotel, zwinięty dywan, rozsypane czekoladki...") nie zwracając uwagi na protesty Skrzypka. Matka natychmiast stara się ukazać, jak przerażające wrażenie robią na niej te świadectwa i z okrzykiem: "Wody!" przechyla się w tył, wyrzucając w górę ręce (w jednej dłoni trzyma skrzypce, a w drugiej - smyczek). Ale nie mdleje naprawdę, trzeźwym głosem posyła Skrzypka po ścierkę, aby wyczyścić dywan, i prosi Flecistkę o pomoc w przestawieniu fotela.
Pytaniem: "Gdzie pani kupiła tę bluzeczkę?" stara się znormalizować sytuację. Skrzypek, który w pierwszym odruchu szedł spełnić jej prośbę, zatrzymuje się nagle: "Ścierkę?" Matka, dostrzegłszy, że nie zamierza on spełnić grzecznie jej życzenia, rozpoczyna akcję systematycznego "upupiania". Zaczyna iść prosto na syna i słowami zaczerpniętymi z dziecinnej nomenklatury, dobitnie je wy-akcentowując ("muszko", "pasikoniku") stara się ośmieszyć jego dotychczasowe poczynania - sprowadzić go do niedojrzałości, do kondycji grzecznego chłopczyka. Skrzypek w gwałtownym monologu wybucha protestem, krzycząc jak szalony, że ma dość tych "owadów, drobiu i małych zwierzątek". Flecistka towarzyszy mu swoją aprobatą, wyrażającą się w śmiechu, serdecznym potakiwaniu. Matka nadal zbliża się powoli do Skrzypka i jakby magnetyzując go wzrokiem znów włącza słowa-zdrobnienia ("kotek").
Skrzypek jeszcze protestuje, ale sam nie może wyjść z więzów tego zwierzęco-dziecinnego kodu (bezsilnie krzyczy: "jak lew, jak tygrys"); pada z rozpaczą na kolana. Automatycznie spełnia polecenia Matki: "pokaż czółko". Za chwilę zrywa się jednak i biegnie w stronę Flecistki, czepiając się fałd jej spódnicy. Kiedy ona z niechęcią odsuwa się od niego, osuwa się na kolana między Matką z jednej i Flecistką z drugiej strony.
Matka podchodzi blisko do niego i pod wpływem jej słów i hipnotyzujących gestów Skrzypek zaczyna działać na zasadzie odruchu warunkowego - posłusznie jak automat pokazuje: "uszka... rączki... noseczek... szyjka...". Flecistka próbuje jeszcze wyrwać go pobudzającym słowem z tego stanu posłusznego dziecka, ale on, coraz bardziej znękany, powtarza bełkocąc: "Ale ja mamę... Ja mamie, ja mamy... ja chcę umrzeć". Gdy Matka siada przy nim i nakrywa go ramionami, Flecistka zdecydowanym krokiem opuszcza pokój (znika w prawej kulisie).
Matka i Skrzypek zostają sami na scenie, on dopada dywanu i poczyna go gryźć, nękany w dalszym ciągu pytaniami Matki. Przerzuca się na krzesło i spostrzega porzucony na fortepianie flet. Porywa go, aby zanieść Flecistce. Matka zatrzymuje go i wpatrując się z napięciem w instrument wyjmuje go z jego rąk. Ogląda dokładnie, przekłada i - obojętna na ironiczne uwagi - przymierza wargi do ustnika. Wymachując fletem, przegania Skrzypka, aby ustawił krzesła dla wspólnego muzykowania. Siada na krześle, rozpoczyna grać i ku zdumieniu Skrzypka wykonuje swoją partię po wirtuozowsku. On po chwili przyłącza się do niej.
Rozbrzmiewa na nowo duet na skrzypce i flet. Ponowne ustawienie krzeseł w centralnym punkcie sceny przywraca obraz pokoju z początku spektaklu. Światło powoli przygasa. Ciemność, urywa się muzyka.
2.Sen o sławie
Po chwili przód sceny nieznacznie rozjaśnia się i dwa punktowe reflektory wyławiają postać Skrzypka. Jest sam. Siedzi bezwładnie w fotelu, niedbale trzymając w jednym ręku skrzypce, a w drugim - smyczek. Przestrzeń skurczyła się teraz do niewielkiego jasnego kręgu, w którym znajduje się Skrzypek. Znużony i lekko zmęczony muzyką, w monologu (otwierającym część II tekstu) wypowiadanym do widowni szuka pomysłu na dalsze życie. Może miłość? Może sława?
Światła kolorowych filtrów rzucają dwie, trzy barwne plamy na lekko połyskującą merlę, która została po usunięciu tylnej ścianki. Za nią, w głębi sceny, rysują się niewyraźne linie, białe plamy, kontury bliżej nie zidentyfikowanych przedmiotów. Cielsko fortepianu w rogu oraz fotel przypominają, że akcja rozgrywa się w tym samym wnętrzu, co w scenie poprzedniej. Skrzypek rozważa różne alternatywy i w końcu postanawia zostać geniuszem. Podnosi się z fotela i jednocześnie dają się słyszeć słabe odgłosy z głębi sceny. Zmierza niepewnym krokiem w stronę widowni.
Odgłosy nasilają się i przekształcają się w wyraźny, charakterystyczny dźwięk smyczków bijących o pulpity. Światło pada w mroczną dotąd głębię sceny i ujawnia siedzącą tam (na II planie) orkiestrę symfoniczną, która fetuje Skrzypka. W różowej poświacie, na półobręczowatych szerokich stopniach siedzą muzycy (42-osobowa grupa statystów) za metalowymi pulpitami. W rękach trzymają instrumenty - skład instrumentów odpowiada średniej wielkości orkiestrze symfonicznej. Światło niebieskiego filtru ogarnia wysoki jasny postument imitujący organy (postać siedzącego statysty jest jedynym ciemniejszym akcentem), nad którym rozpięte są ogromne piszczałki zamykające u góry ten obraz orkiestry. Akcentują one, że ta stworzona z ludzi, drewna, dykty, papieru, autentycznych i spreparowanych instrumentów orkiestra znajduje się w teatrze.
Kostiumem muzyków-mężczyzn są fraki z białymi gorsami, przystrojone żabotami; kobiety mają długie czarne, prosto skrojone suknie. Wszyscy noszą białe, rokokowe peruki. Ekspozycja tego obrazu za merlą trwa na scenie sekundę, znacznie krócej niż opis.
Skrzypek odwraca się tyłem do widowni i merla unosi się w górę. Dyrygent - karzeł, ubrany również w czarny frak i białą perukę - jednym gestem podnosi muzyków z miejsc. Smyczki biją o pulpity. Przy akompaniamencie fetującej orkiestry Skrzypek podchodzi do dyrygenta-karła i wita się z nim. Zaczyna się uruchamianie snu. Skrzypek wita pierwszego skrzypka i staje na miejscu solisty. Na znak dany przez dyrygenta muzycy zaczynają grać. Orkiestra w fortissimo uderza eksplodującą siłą dźwięku, który ogarnia całą salę Teatru Dramatycznego (taśmy z nagraniem).
Zbyt silne i gęste brzmienie muzyki w stosunku do wielkości orkiestry na scenie podkreśla teatralność tej sceny (sieć stereofonicznych głośników na sali). Podkreślaniu jej sprzyjają również kolorowe filtry, zmiennie oświetlające elementy scenografii; mimo to publiczność raczej ze śmiertelną powagą słucha i ogląda scenę snu, jedyny zanotowany wypadek śmiechu - ryk radości cudzoziemca. W kompozycji Radwana pobrzmiewa styl Wagnera, Czajkowskiego...
W początkach sceny snu muzyka służy jedynie treściom czysto muzycznym. Tutti orkiestry. Motyw prowadzą instrumenty smyczkowe. W momencie, gdy blacha przejmuje prowadzenie motywu, trzy kolejne "podjazdy" u smyczków i na czwartym - wejście organów. Nagle orkiestra wstaje i zaczyna śpiewać (statyści śpiewają na żywo, razem z nagraniem taśmowym ich własnych głosów). Rozpoczyna się oratorium - muzyka wypełnia się treściami pozamuzycznymi. Kolejno wstają grupy muzyków-chórzystów. Tenory, basy... tenory, basy, soprany - i śpiewają do tekstu, zbudowanego na motywach wypowiedzi Flecistki z początku części II. Światło zmiennie oświetla poszczególne grupy: w momencie wejścia tenorów - białe światło rozjaśnia tę część sceny, gdy basy im odpowiadają - światło przerzuca się na drugą stronę.
Migotanie białego światła staje się szybsze w momencie zbliżania się finału oratorium. Skrzypek wiwatuje unosząc ramiona do góry. Finał. Muzycy-wokaliści siadają na miejscach. Kontrabasy i wiolonczele podają cytat muzyczny z "Wesela" Figara. Na Mozartowskiej uwerturze do arii - wjeżdża z prawej prosceniowej kulisy nieruchoma Primadonna (Traczykówna) w ogromnej krynolinie (na stalowym szkielecie-klatce) mieniącej się wszystkimi odcieniami różu, z liliowymi wypustkami u dekoltu, u pasa; na głowie ma wysoką, misternie ufryzowaną w loczki białą perukę, znacznie bogatszą niż muzycy. Stoi na ukrytej pod krynoliną platformie - wózku przesuwanym za pomocą mało widocznego sznurka.
Primadonna zatrzymuje się przy rampie scenicznej i wykonuje po włosku arię finałową z I aktu "Wesela Figara" (aktorka podkłada ruch warg pod nagranie z taśmy). W momencie, gdy bisuje część arii orkiestra wstaje i śpiewa: "On jest wielki, wspaniały". "On jest wielki". "On jest". Dalej na tym samym podkładzie muzyki Mozartowskiej rozpoczyna się koloratura Primadonny i jednocześnie wchodzą partie wokalne chóru (fragmenty włoskiego tekstu arii i polskie słowa uprzedniej apologii). Oratorium przechodzi w operę z chwilą wejścia muzyki Mozarta. Powtarzają się w zwolnionym tempie pierwsze takty arii: "Non pia andrai" w solowym wykonaniu Primadonny (orkiestra; chór milczy). Odzywa się pojedynczy flet, włączają się skrzypce i pojawia się motyw miłosny duetu na skrzypce i flet z I sceny spektaklu. Na nim nabudowana jest piosenka Primadonny, która na scenie okazuje się Flecistką. Prostota formy muzycznej wydobywa naiwną banalność słów, mówiących o żalu za straconym szczęściem. Całość kontrastuje silnie z innymi elementami tej muzycznej kompozycji.
Tymczasem na scenie rozpoczynają się dziwne wydarzenia dramatyczne. Dyrygent-karzeł, który już od kilku minut obserwował uważnie Primadonnę-Flecistkę, opuszcza pulpit i zaczyna się czołgać w stronę fortepianu. Przykuca obok nogi fortepianu i stamtąd przypatruje się Primadonnie. Skrzypek śledzi z napięciem jego poczynania. W głębi sceny wstają w orkiestrze kobiety-soprany i z wystrzelonymi w Prirnadonnę-Flecistkę smyczkami powtarzają ostatnią część piosenki (akcent na emocjonalny, kobiecy pierwiastek w kompozycji). Dyrygent-liliput, prowadzony światłem reflektora, przeczołguje się przez całą szerokość sceny i po dopadnięciu krynoliny Primadonny z niewiarygodną szybkością wślizguje się pod nią. (Jest to dosłowna inscenizacja fragmentu snu, opowiadanego przez Skrzypka w tekście "Rzeźni".) Skrzypek skrada się w tym samym kierunku. Z lewej kulisy dobiega głos Matki: "Synku".
Kilka taktów muzyki baletowej. Na scenę wbiega grupa baletowa - sześć małych tancerek w białych paczkach. Przecinają drogę Skrzypkowi i uniemożliwiają mu dotarcie do "odmienionej" Flecistki. Tancerki wykonują ewolucje wokół Skrzypka, który zmuszony jest im partnerować. Balet tańczy po lewej stronie sceny, w głębi sceny - śpiewa orkiestra, po prawej stronie - Primadonna wykonuje swoje popisowe wokalizy. W muzycznym przebiegu coraz wyraźniejsze zbliżanie się do finału: forte całej orkiestry w momencie wejścia chórów oratoryjnych, osiem "podjazdów" w instrumentach smyczkowych; crescendo partii chóralnych; finałowe ewolucje taneczne baletu. Finał muzyczno-baletowy snu.
Trzepoczące dłonie małych tancerek (ustawionych w dwuszeregu, w skłonie ku Skrzypkowi) akcentują i wyolbrzymiają ciszę, która zapada po ogłuszającym finale. Wśród ogólnego milczenia przeciska się do Primadonny-Flecistki Skrzypek i lekko pochyla się ku niej. W głębi sceny przyczaiła się orkiestra. Światło kolorowych filtrów wydobywa lśnienie gorsów koszul, błyszczą metalowe powierzchnie instrumentów. Czterdzieści kilka twarzy okolonych białymi perukami wpatruje się w Skrzypka. On w swym obowiązującym stroju artysty-muzyka (aktor nie zmienił dotąd kostiumu) i odmieniona "rozbestwioną" krynoliną Flecistka wysunięci są najbardziej do przodu sceny; powoli zwracają ku sobie twarze.
Od grupy baletowej odrywa się mała tancerka i przyklękając przed Skrzypkiem cieniutkim głosikiem (w martwej ciszy) pyta: "Czy pan to ten wielki wirtuoz Paganini?" (tekst dodany przez Jarockiego).
Mile pochlebiony Skrzypek śmieje się głośno i przecząc tym słowom, jednocześnie nagłym ruchem podnosi fałdy krynoliny Primadonny-Flecistki. Odsłania skulonego człowieka z pudłem pod pachą, który wyswobadza się błyskawicznie z kryjówki, radośnie uśmiechnięty. Tak na scenę wskakuje Paganini (Zbigniew Zapasiewicz). Kostiumem aktora jest surdut ciemno-beżowego koloru; o ton ciemniejsze spodnie, przeguby rąk otaczają białe koronkowe mankiety. Strojna, z długimi końcami, kokarda ozdabia przód koszuli, a dość ostra charakteryzacja twarzy dopełnia całości (kostium jest wzorowany na jednym z późnych portretów Paganiniego).
Światła nie ulegają zmianie: różowości, niebieskości, a na przodzie sceny - zielenie. Crescendo stukotu smyczków o pulpity - przyczajona w głębi orkiestra wita znakomitego wirtuoza. Paganini zatacza szybko łuk i prawie przebiegając tę odległość posuwistym krokiem, jednym gestem pozdrawiającej dłoni wita się z orkiestrą i zwraca do Skrzypka ze słowami: "Stopniowo stajesz się niewolnikiem swojej sztuki.." (to już tekst Mrożka). Skrzypek ogłasza przerwę - traktując wszystkich obecnych na scenie jako uczestników próby teatralnej. Paganini lekkim, acz wystudiowanym krokiem posuwa się do przodu - spojrzenie jego przyciąga postać Primadonny-Flecistki. Dziewczynki z baletu wybiegają przez lewą kulisę.
Tył sceny raptownie ściemnia się - orkiestra znika. Przez sekundę, w dwóch oddzielnych kręgach światła (wśród absolutnej ciemności) idą Paganini i Skrzypek. Lekko skrzypiąc odjeżdż a wózek-platforma z Primadonną ku prawej prosceniowej kulisie.
3.Paganini
Spada tylna ścianka z otworem okna, przysłonięta merlą. Rozjaśnia się niewielka część sceny, która stanowiła wnętrze pokoju (nie na full, lecz na zoporowanych reflektorach). Przesłonięty w scenie snu fotel odzyskuje swoje znaczenie i znów stanowi wraz z fortepianem jedyne elementy "saloniku".
Przez cały czas prowadzonej teraz sceny działania aktorów zmierzają do pokazania, że te dwa życia, Skrzypka i Paganiniego, nie stykają się ze sobą, egzystują osobno. Skrzypek marzy o sztuce i o tym, by być Paganinim. Paganini, wzgardliwy wobec niego i sztuki, interesuje się życiem. Skrzypek w zamkniętej teraz przestrzeni sceny podąża krok w krok za Paganinim, który ponownie zataczając łuk oddala się sprężystym krokiem ku tylnej ściance. Skrzypek zafascynowanym wzrokiem śledzi jego postać.
Trwa dialog między Skrzypkiem a Paganinim, o istocie genialności w sztuce, którą Skrzypek identyfikuje ze szczęściem. (Ten dialog w tekście Mrożka następuje po opisie snu; także w części II.) Paganini (lekko rozchylone poły surduta, futerał pod pachą) przystaje nagle i ostrożnie wykonuje kilka lekkich ćwiczeń gimnastycznych (zginanie i prostowanie rąk i nóg) dla podkreślenia słów tekstu: .,Móc poruszać się, oddychać, jeść, odczuwać ból albo przyjemność - to jest coś". Znęcony widokiem owoców, przed zrobieniem kroku w stronę fortepianu składa w ręce Skrzypka swoje słynne skrzypce w zamian za przyzwolenie na zjedzenie jabłka. Po czym zagarnia jabłko z fortepianu i dokładnie je obgryza, całkowicie skupiony na tej czynności. Aktorzy na moment połączeni fizycznym kontaktem - przejęcie skrzypiec w zamian za jabłko - prowadzą dalej swoje działania "solo", pozornie uniezależnieni od partnera.
Skrzypek, przyciskając otrzymany instrument oburącz do piersi, czyni widowni osobiste wyznanie, iż doświadcza osobliwego przeistoczenia: "Nagle słyszę i pojmuję zupełnie inaczej niż przedtem...". Cały skupiony jest na tym, aby jak najtrafniej wyrazić za pomocą słów to, co się z nim aktualnie dzieje. Aktor to nagłe przeobrażenie wydobywa wzrastającą w siłę i zmienną intonacją głosu. Coraz szybsze tempo wyrzucanych zdań wynika z nienadążania za myślami, które go naraz opanowały.
Paganini jednostajnym, miarowym acz oszczędnym ruchem gryzie głośno jabłko, przerywając tę czynność jedynie na krótko prośbami o grzebień, o podanie wina, ten zwolniony, niespieszny rytm działań oraz sylwetka aktora kontrastują z zachowaniem się drugiej postaci. Nagle Paganini przestaje jeść - dźwięki orkiestry dętej dochodzą zza sceny, słychać werble (efekt uderzeń w werbel posłuży również w końcowych scenach spektaklu). Paganini rzuca ogryzek na podłogę i szybko podchodzi do okna. Ekstatycznym głosem człowieka, którego podnieca wybijany brutalnie rytm, lekko skandując słowa namawia Skrzypka do wyjścia na ulicę, do przyłączenia się do tłumu: "Chodź ze mną. Pójdziemy na ulicę i przyłączymy się do tłumu. Będziemy żyć!!!"
Skrzypek znieruchomiały nasłuchuje z bolesnym skurczem na twarzy. Wręcz sparaliżowany dochodzącym zgiełkiem pochyla się lekko ku przodowi, jakby czymś ugodzony i zaciska palce na futerale. W momencie gdy zaczyna wzywać pomocy Matki (nieobecnej na scenie) wkrada się obca intonacja zdań - tym nagle zmienionym sposobem ekspresji aktor jakby odseparowuje przeistoczonego Skrzypka od łomotu werbli. Skrzypek z urywanym okrzykiem: "Mamo" pada na fotel.
Trzask drzwi, w momencie zniknięcia Paganiniego, urywa dźwięki muzyki dętej.
4.Dyrektor
Wraca pełne światło, jak na początku spektaklu. W drzwiach z lewej strony pojawia się Matka - aktorka na swój kostium z pierwszej sceny ma nałożony fartuch kuchenny. Matka podchodzi do fortepianu i pozornie zajmuje się porządkowaniem przedmiotów (między innymi przestawia paterę z owocami). Następnie prosto zmierza do porzuconego na przodzie sceny ogryzka, lekkim ruchem podnosi go, cały czas prowadząc dialog ze Skrzypkiem. Radośnie komentuje odkrycie Skrzypka, iż jest genialny: "Nareszcie, (dopisane przez Jarockiego) Chwała Bogu - zjesz coś?" Wracając do fortepianu tym swoim zdecydowanym krokiem raptownie zostaje "ugodzona" (z widowni obserwujemy jedynie plecy aktorki) pierwszym oskarżeniem Skrzypka.
Szukając oparcia Matka w nagłym pomieszaniu przystaje przy fortepianie - jej sylwetka przecina na pół czarny kontur instrumentu. Skrzypek śledzi zaskoczoną twarz Matki - ciało aktora przechyla się poza lewe oparcie fotela - i atakuje ją za jej zaborczość i uwięzienie go w czterech ścianach pokoju. Za chwilę aktor przemieszcza się całym ciałem w tył na oparcie fotela - wzrasta błyskawicznie autoświadomość Skrzypka: zarzuca Matce, że uzależniała go od siebie, rozbudzając w nim ambicje, których nigdy nie mógłby zaspokoić (dialog Matka - Skrzypek zbudowany na motywach rozmowy Skrzypek - Matka z końca II części słuchowiska). Wreszcie Skrzypek dążąc do całkowitego wyzwolenia podnosi się z fotela, pewnym chwytem zaciska dłoń na rączce futerału i przecina wszerz scenę. Zmierza ku wyjściu w lewej kulisie.
Nagły dźwięk dzwonka elektrycznego (dochodzi z prawej kulisy) zatrzymuje go w miejscu, natomiast uruchamia Matkę, która wychodzi do drzwi. Skrzypek zostaje przez moment sam na scenie i zwraca się do widowni ze słowami: "Dotąd ona mnie prowadziła, a ja nie nadążałem za nią. Teraz ona za mną nie nadąża. Ale to nic. Jestem jak parowóz, który pociągnie w przyszłość dziejów nie tylko mamę, ale całą rzeczywistość razem z bagażami".
Światło nadal to samo, pełne, "brechtowskie". W drzwiach z prawej strony pokazuje się Matka, która w biegu zdejmuje fartuch, za nią wkracza wysoka postać Dyrektora Filharmonii (Andrzej Szczepkowski) w czarnej pelisie z karakułowym kołnierzem. Dyrektor wprowadza ze sobą na scenę nową jakość, a mianowicie świadomie podkreślane celebrowanie każdego gestu. Tuż po wkroczeniu do pokoju składa głęboki ukłon przed Skrzypkiem. Ogromne, brązowe pudło z wygrawerowanym napisem firmowym ustawia na fotelu. Matka, zażenowana bezceremonialnym tonem, jakim Skrzypek zwraca się do Dyrektora, prosi, by Dyrektor chociaż zdjął palto i następnie wynosi je ze sceny. Dyrektor w czarnym fraku zaprasza Skrzypka do udziału w koncercie galowym; dialog kończy się słowami Dyrektora: (tekst dopisany przez Jarockiego) "Mistrzu, wszystko przygotowane, proszę się przebrać". Obdarowany ogromnym brązowym pudłem Skrzypek w błyskawicznym tempie wybiega ze sceny.
Na spokojne wezwanie Dyrektora: "Kurtyna", spada czerwona kurtyna Teatru Dramatycznego. Na widowni, a więc na parterze, w lożach i na balkonach zapalają się światła, jak na przerwę, lecz mniej intensywne. Iluzja teatralna jakby raptownie ucięta. Już pierwsze słowa monologu Dyrektora Filharmonii (otwierającego część III tekstu) przekształcają widzów, oglądających spektakl "Rzeźni" Sławomira Mrożka w Teatrze Dramatycznym, w widzów siedzących w Filharmonii i oczekujących na koncert. Czas akcji spektaklu utożsamia się z czasem, w którym publiczność ogląda przedstawienie (jakiś dzień roku 1975 czy też 1976); widzowie z podglądaczy przekształcają się w ten sposób w uczestników.
Na tle czerwonej kurtyny, w dwóch skrzyżowanych światłach reflektorów Dyrektor Filharmonii w namaszczonej pozie wygłasza mowę. Jego ton, oszczędny gest, wyprężona sylwetka zdaje się podnosić rangę tego, co za chwilę nastąpi: wielkiego wydarzenia kulturalnego, koncertu nad koncertami z udziałem wybitnego wirtuoza. Aktor nadaje wypowiadanym słowom spokojny, jednostajny rytm. zakłócany jednak żartobliwymi, pośpiesznymi wtrętami. Chroni w ten sposób monolog przed patosem. Widzowie, rozbawieni zręcznością jego paradoksów, zaczynają w końcu śmiać się z samych siebie.
Spoza kurtyny dochodzą szmery, odgłosy przesuwanych dekoracji, lekki turkot jakichś kółek. Nic jednak nie widać, kurtyna nadal zasłania scenę. Dyrektor kończąc monolog staje po lewej stronie proscenium i zwrócony twarzą do sceny obwieszcza: "A teraz oddaję głos muzie". Kurtyna podnosi się i jednocześnie gasną światła na widowni.
5.Koncert w Filharmonii
Podnoszeniu się kurtyny towarzyszą "splątane" dźwięki strojącej instrumenty orkiestry. Przestrzeń jest znów tak głęboka jak w czasie poprzedniej sceny snu. Ostre białe światło w zestawieniu z nagle wycienioną widownią wyjaskrawia siedzącą tam orkiestrę symfoniczną. Skład jej jest ten sam, co poprzednio, tylko całość o kilka metrów przybliżona ku widowni. Statyści nadal we frakach (przód koszuli już bez żabotu) statystki w długich, czarnych sukniach; znikły jednak peruki. Nie ma również dyrygenta-karła.
Dyrektor wola "Maestro" i na najwyższym podium z tyłu sceny pojawia się Skrzypek, ubrany również w czarny frak, w asyście dyrygenta orkiestry. Schodzą w dół witani przez orkiestrę - uderzeniami smyczków o pulpity i dłońmi o metalowe powierzchnie instrumentów.
Dyrektor opuszcza scenę i zajmuje miejsce na widowni, w czwartym rzędzie. Dyrygent podnosi pałeczkę i rozpoczyna się koncert skrzypcowy. Tutti orkiestry. Akcentowanie rytmu w instrumentach smyczkowych i w drewnianych - skomplikowana metrorytmika. Krótki, dwutaktowy motyw przejmują kolejne grupy instrumentów. Wstają muzycy poszczególnych grup - rozpoczyna się teatralna prezentacja grających instrumentów. Pierwsze rozpoczynają z lewej strony flety, klarnety, następnie fagoty, waltornie, w górze "wyrastają" trąbki, uderzające fanfarowym brzmieniem, wysuwają się gwałtownie suwaki puzonów. W przebiegu muzycznym, przy akompaniamencie pizzicata skrzypiec - solo wiolonczel.
W tym momencie, w lewej górnej loży, tuż nad proscenium, pojawia się Rzeźnik (Zbigniew Zapasiewicz) w zniszczonym płaszczu; pod pachą trzyma zawiniątko. Sycząc jakieś nieartykułowane dźwięki: "tss... tss... tss" daje znaki porozumiewawcze Skrzypkowi - pstryknięciem palców. Wycofuje się z loży w chwili, gdy na moment rozlegają się ryki zwierząt (dźwięki ,,porykiwania wołów" komponowano syntetycznie w Studium Elektronicznym Polskiego Radia).
Niepokój na twarzach instrumentalistów, ale solo wiolonczel trwa. Nagle otwierają się drzwi z lewej strony i Rzeźnik znów wkracza na salę. Jednym z głównych przejść przez widownię kieruje się prosto ku scenie. Podchodzi do niej i głośno przywołuje Skrzypka: "Proszę pana, proszę pana". Fala ryków, silniejszych niż poprzednie, wpada na widownię i scenę. Orkiestra przestaje grać. Dyrygent, postukując pałeczką, usiłuje wprowadzić spokój. Dyrektor Filharmonii zrywa się ze swego miejsca. Rzeźnik, miarowym, ciężkim krokiem - gapiąc się na widzów i siąkając nosem - opuszcza salę. (Dialog Skrzypka z Rzeźnikiem został przesunięty: odbędzie się dopiero po wybuchu paniki wśród orkiestry.) Jednocześnie urywają się ryki wołów.
Dyrektor Filharmonii stojąc w przejściu głośno wzywa Woźnego. Ten (Czesław Kalinowski) wbiega na widownię z prawej strony, w uniformie portiera Pałacu Kultury i Nauki (w którym, jak wiemy odbywa się spektakl). Krótki dialog - Dyrektor domaga się natychmiastowego zidentyfikowania źródła dziwnych odgłosów. Woźny wybiega. Dyrektor apeluje do publiczności, prosząc ją o największą koncentrację i skupienie. Daje znak Dyrygentowi i zasiada w swoim miejscu na widowni.
"- Od litery a z przedtaktem" - oznajmia Dyrygent i muzycy wznawiają przerwany koncert. Od chwili, kiedy dwutaktowy motyw przejmują poszczególne instrumenty - rozpoczyna się, jak poprzednio, prezentacja wizualna. Przy pizzicato skrzypiec - solo wiolonczel. Następują wreszcie pierwsze takty partii skrzypcowej w wykonaniu Skrzypka.
Z prawej strony na scenę wchodzi niespiesznym, miarowym krokiem Rzeźnik. Zatrzymuje się przed Skrzypkiem i w tej samej chwili ogłuszająca fala ryków wstrząsa widownią i sceną. Rzeźnik opuszcza scenę, nie spiesząc się.
Dalsze wydarzenia sceniczne organizuje dźwiękowy pojedynek: ryku zarzynanych wołów i muzyki koncertu skrzypcowego. Walka między orkiestrą a przybierającymi na sile rykami wyznacza sposób zachowania aktorów i statystów; jedynie Skrzypek pozostaje jakby obojętny. Prawie nieruchomy, stoi cały czas lekko oparty o blat fortepianu.
Akcja sceniczna całkowicie przenosi się na scenę w momencie, gdy wbiega tam Dyrektor Filharmonii. Dyrektor jednym silnym uderzeniem spycha Dyrygenta z podium. W zapamiętaniu, atakując zaciekle powietrze rękami, prowadzi "rozpadający się" koncert skrzypcowy. Dyryguje całym ciałem - gwałtowne skręty tułowia wspomagają ruch rąk. Pod jego batutą, po pierwszym ataku ryków, zwycięża na krótko temat koncertu skrzypcowego - ponowny atak ryków zagłusza jednak muzykę. Za chwilę znów wyłania się temat, aby znów ustąpić wobec zmasowanego ataku ryków. Muzycy w trwożliwym oczekiwaniu z instrumentami w dłoniach, wpatrują się zbitą gromadą w widownię.
Dyrektor Filharmonii zeskakuje z podium i posuwa się ku brzegom sceny. Już pierwsze jego zdanie uspokajające widzów: "Proszę państwa, nie ma powodu do żadnych obaw", skontrapunktowane zostaje ponownym atakiem ryków, które raptownie cofają go do tyłu. Dalszy monolog Dyrektora skierowany do widowni przerywany jest czterokrotnie falami ryków. Popłoch wśród instrumentalistów wzrasta. Nieznaczne wycofywanie się muzyków ze sceny zatrzymuje na pewien czas wbiegający z lewej kulisy woźny, ze słowami: "Już wiem". Na pierwszym planie - dialog Dyrektora z Woźnym, na drugim - zastygłe w napięciu twarze muzyków; i oto okazuje się, że ryki wydają z siebie ludzie siedzący na sali.
Krzyk Woźnego "To im, to w nich" oraz następująca natychmiast nowa fala ryków wywołuje panikę wśród orkiestry. Dyrektor Filharmonii wskakuje na podium. Nawołując głośno, uderzając pałeczką o pulpit usiłuje zatrzymać uciekających orkiestrantów. Muzycy wycofują się ku bokom sceny, porzucają instrumenty, po drodze przewracają pulpity. Niektórzy wdrapują sią pojedynczo na wysoki, biały postument organów. Pozostali dwiema dużymi, bezładnymi grupami ruszają w głąb sceny, lecz nie znajdując tam wyjścia, zawracają z powrotem do przodu. Strach przed ludźmi na sali zatrzymuje ich raptownie w miejscu, skręcają na boki, rozpadają się na drobne gromadki. Podczas chaotycznej bieganiny ryki ustały. Niektórzy z muzyków ściskając w rękach instrumenty, w zwolnionym tempie przemykają się ku najbliższemu wyjściu. Ostatni uciekinierzy przeskakują przez leżące pulpity, instru-menty i przepadają w kulisach. Dyrektor Filharmonii krzyczy, zatrzymuje, chwyta uciekinierów za fraki, lecz oni w panice wybiegając ze sceny-pułapki wywracają go na podłogę.
Dyrektor nie przestaje odwoływać się do potęgi cywilizacji, sztuki, kultury. Unosząc głowę sponad podłogi wylicza: "asenizacja, Akropolis, asekuracja, akumulacja". Na scenie jest już pusto, jedynie samotny Skrzypek stoi przy fortepianie, a Woźny pochyla się nad leżącym Dyrektorem. Przy literze "b" wyliczanki Dyrektor zaczyna beczeć i głośno rycząc wybiega ze sceny. Tą samą drogą ucieka ryczący Woźny.
6.Rzeźnik
Ucichły całkowicie wszystkie odgłosy. Przestrzeń optycznie zwiększa sie - zniknęli ciemno ubrani muzycy (42 osoby!). Półkoliste, odsłonięte teraz podesty zawalone są przewróconymi krzesłami, na stopniach leżą w nieładzie instrumenty. Jedynie nietknięte pozostają organy, "niepokalane", wysoko wznoszące się nad sceną.
Następująca teraz część spektaklu stanowi coś w rodzaju dyskusji o pryncypiach. Skrzypek powoli opuszcza miejsce przy fortepianie. Siada machinalnie na stopniu dyrygenckiego pulpitu. Jest sam. Wzrok skierowany gdzieś w bok, nieporuszona sylwetka; sprawia to wrażenie, jakby pochłaniały go myśli nie związane z aktualną sytuacją na scenie. Cisza. Prawie bezgłośnie, miarowym, przyciężkim krokiem wchodzi z prawej kulisy Rzeźnik.
Pod pachą trzyma zawiniątko szczelnie owinięte gazetą. Ton głosu, jakim zwraca się do Skrzypka: ,,Czy można?", przywarte do tułowia ręce (jedną ściska pakunek), postawa spokojnego oczekiwania i ten brudno popielaty płaszcz, współgrający ze skąpymi ruchami aktora, stanowią jedność i silnie kontrastują z postacią Skrzypka w czarnym, koncertowym fraku. Skrzypek siedzi dalej, nieruchomo. Rzeźnik, czekając, aby go dostrzeżono, siada na jednym z pustych krzeseł. Zakładając nogę na nogę przypadkowo uderza w pudło wiolonczeli, która wydaje dźwięk. Natychmiast przeprasza. Nie wykonując najmniejszego gestu, Skrzypek odzywa się po raz pierwszy: "Nie przeszkadzać" i te dwa słowa stanowią początek dialogu (który w tekście następował w trakcie koncertu, jeszcze przed rozpędzeniem orkiestry).
W trakcie rozmowy Rzeźnik podchodzi do pulpitu, rozwija sprawnie zawiniątko i na blat spada śliski płat krwistej wątroby. Tłumaczy spokojnie że "Płucek nie ma". Skrzypek coraz głośniej protestuje przeciw temu "świętokradztwu". Rzeźnik ponownie przeprasza i przerzuca wątrobę wraz z papierem na stopień; usiłuje zawinąć ją z powrotem. Skrzypek z zainteresowaniem zaczyna przyglądać się wątrobie - jego poczynania staną się odtąd siłą napędową akcji. Jeszcze przez chwilę wpatruje się w ten kawał mięsa a następnie przerzuca wzrok na plamy krwi na fartuchu Rzeźnika, który zdążył już odpiąć palto. Widząc, że Rzeźnik chce odejść, zrywa się z miejsca i proponuje kieliszek koniaku w bufecie. Rzeźnik odmawia, nie wychodzi jednak. Skrzypek posuwa się w jego kierunku - cały skoncentrowany, lekko pochylony. Tak głęboko skupiony na przedmiocie rozmowy dopytuje się o metodę zabijania wołów, jakby chcąc znaleźć odpowiedź na jakieś dręczące pytanie. Fachowe, konkretne odpowiedzi Rzeźnika zniechęcają go szybko; Skrzypek wraca na swoje miejsce przy dyrygenckim pulpicie.
Nerwowym, szybkim gestem wyjmuje papierośnicę i proponuje papierosa. Zatrzaskuje wieczko, gdy Rzeźnik odmawia - "dziękuję, palenie szkodzi mi na płuca". Okrążywszy pulpit, Skrzypek znów zmierza w jego kierunku. Kierunek ruchu cały czas wyznacza stojący nieruchomo Rzeźnik. Skrzypka fascynuje ten człowiek, który przyszedł z innej rzeczywistości i którego argumentacja jest tak pewna i oczywista.
Po skwapliwym stwierdzeniu Rzeźnika, iż nie ma on żadnych "wątpliwości co do swojego zawodu", Skrzypek pragnie wypróbować zaraz, "od ręki", czy siła muzyki nie zdoła przeszkodzić Rzeźnikowi w zabijaniu. Porywa skrzypce i zaczyna grać fragment koncertu skrzypcowego. Rzeźnik jednak nie reaguje; Skrzypek z wzrastającą histerią w głosie żąda, aby wyobraził sobie tę muzykę u siebie, w rzeźni. Rzeźnik spokojnie, acz dobitnie odpowiada: "Rzeźnia to jest rzeźnia, czy się gra na skrzypcach, czy też nie. Muzyka nie ma nic do tego, choć owszem, przyjemnie posłuchać. Muzyka może być albo nie być, ale rzeźnia być musi". W momencie, gdy Skrzypek konkluduje: "Ciekawe, nigdy o tym nie pomyślałem", w górze, na najwyższym podeście pojawia się Dyrektor Filharmonii, który z okrzykiem protestu zbiega na dół (w tekście dopiero ta scena następuje po zerwanym koncercie).
Zatrzymuje go pulpit dyrygencki i słowa Skrzypka, który przedstawia mu swojego przyjaciela - Rzeźnika. Usłyszawszy słowo "rzeźnik", Dyrektor chce się na niego rzucić, oskarżając go o rozbicie koncertu w Filharmonii, ale Skrzypek temu zapobiega. Dyrektor domaga się uciszenia ryku zarzynanych wołów, zagłuszających muzykę. Skrzypek nie wdaje się w ten spór. Z instrumentem w ręku, z natężeniem wpatruje się w ogromny nóż, zawieszony na pasku Rzeźnika. W momencie, gdy Dyrektor rozjuszony "dowcipkującymi" odpowiedziami Rzeźnika chce go wyrzucić ze sceny, Skrzypek odkłada skrzypce na stopniu pulpitu i oświadcza, że już więcej nie będzie grał. Następnie lekkim, zwinnym ruchem wskakuje na blat fortepianu i kładzie się na nim. Kończąc swój wywód: "Byle zarzynany wół robi większe wrażenie na publiczności, niż najdoskonalszy wirtuoz" - wygodnie układa się na fortepianie i podpiera głowę jedną ręką.
Dyrektor protestuje, Skrzypek, jakby w poszukiwaniu prawdy mniej ulotnej niż sztuka - mówiąc: "Prawda musi być jedna. Jedna, jedyna, niezniszczalna i odporna na wszystko. Tymczasem sztuka okazała się krucha, znikoma, śmiertelna, czyli prawdą nie jest. Więc odrzucam sztukę i prawdy poszukam w czym innym" - podchodzi do stopni pulpitu, łapie porzucony tam płat wątroby i trzymając go wysoko nad głową niesie na przód sceny. Następnie rzuca ochłap przed siebie. Dyrektor protestuje z coraz mniejszym przekonaniem, a po kolejnej partii argumentów Skrzypka: "Pan nie bierze pod uwagę hierarchii efektów. Kto raz usłyszał krzyk agonii, ten nigdy już nie zadowoli się sopranem koloraturowym" - jakby podejmuje rozumowanie przeciwnika. Tymczasem Skrzypek znienacka przyskakuje do Rzeźnika, błyskawicznie wyciąga mu nóż z pochwy i przekłada do drugiej ręki. Przekrzywia w zgięciu ciało i z półuśmiechem na twarzy, przeciągając samogłoski oznajmia: "Obiit Artifex, natus est lanius! Zostanę rzeźnikiem". Z nożem w ręku klęka przed płatem wątroby.
Dyrektor, który wpatrywał się w Skrzypka lekko otępiałym wzrokiem, nagle prostuje się i podchodzi do Rzeźnika. Proponuje mu zawiązanie spółki. Rzeźnik po chwilowych protestach godzi się. Obaj panowie kilkakrotnie ściskają sobie ręce dla potwierdzenia zawartej umowy; Skrzypek nadal klęczy, kontemplacyjnie wpatrzony w wątrobę. Z nową energią, wyrażającą się w sprężystym chodzie, szybkim geście, Dyrektor podchodził do niego i angażuje do przyszłej firmy. Protesty Skrzypka przeciwko publicznym występom Dyrektor rozwiewa w natchnionym monologu. Podniecony nowym sposobem zdobywania pieniędzy rozwija swoje plany, które przeradzają się w wizję Filharmonii przyszłości, gdzie będzie się zabijać zwierzęta na scenie, w pełnym blasku reflektorów, aby zadośćuczynić ludzkiej potrzebie ukazania gołej prawdy. Zbliża się do klęczącego Skrzypka i nachyla nad nim. Wysiłkiem własnego ciała podnosi go i zarzuca jego lewe ramię na swój bark, zginając przy tym głowę ku ziemi. Rzeźnik - z drugiej strony - wykręca Skrzypkowi rękę do tyłu. Ta żywa, ruchoma konstrukcja, złożona z trzech postaci, w chwilę później zmienia kształt. Teraz tylko obie ręce Skrzypka są uwięzione. W tej sytuacji szczególnej agresywności nabierają słowa Dyrektora i Rzeźnika, zachęcające do aktów brutalnych. Dzięki doświadczeniu własnej słabości w Skrzypku rodzi się chęć czynu: wyrywa swoje dłonie i biegnie w stronę rozwalonej orkiestry. Z okrzykiem: "Giń świnio" dopada bębna perkusyjnego i przekłuwa membranę kilkoma ciosami noża. Dyrektor rzuca się do fortepianu i jednym pchnięciem zwala go na ziemię; jednocześnie z gestem aktora wkracza silny dźwięk padającego instrumentu (jest to spreparowany, sztuczny dźwięk, którego normalnie fortepian nie wydaje). Dźwięk trzymanego akordu fortepianu jest zasadniczym podkładem dla całej kompozycji "rozwalania instrumentów".
Skrzypek krzycząc łamie klarnety i flety, czemu towarzyszą trzykrotne odgłosy trzasków w muzyce (wszystkie rozwalane instrumenty są specjalnie do tej funkcji przystosowane). Od dołu sceny pojawiają się dymy i zaczynają wpełzać na podesty. Jednocześnie z gestem Dyrektora odrywającego strunnik od pudła kontrabasu, wpadają urywane dźwięki zrywania strun. W muzyce słychać rozbijanie kotła (bez ruchu aktora). Dźwięk trzymanego akordu fortepianu staje się coraz donośniejszy.
Rzeźnik nie bierze udziału w akcji. Spokojnie przechodzi przez scenę i podnosi z podłogi płat wątroby. Skrzypek i Dyrektor rzucają pulpitami w ściany. Światła na scenie powoli przygasają. Dymy gęstnieją. Kiedy Skrzypek z Dyrektorem walą skrzypcami w ogromne piszczałki organów, organy zaczynają się rozpadać i rozkładają wachlarzowato. Z góry spadają wióry, papierki. Wraz z okrzykiem Rzeźnika "Rżnij, kto w Boga wierzy" ogłuszający dźwięk rozwalających się organów nakłada się na szybkie wy-ciemnianie sceny - jeszcze widać sylwety aktorów - aż do raptownej ciemności i ciszy. Natychmiast spada kurtyna.
PRZERWA
Podczas przerwy ekipa techniczna Teatru Dramatycznego przygotowuje miejsce gry dla drugiej części przedstawienia. Po podniesieniu kurtyny okazuje się, że scena została zamknięta z tyłu wysoką białą ścianą. Pod nią stoi drewniana konstrukcja na kółkach, zasłonięta przybrudzoną płachtą.
Otwierają się drzwi w ścianie i robotnicy teatralni wnoszą stojaki i podesty. Na pierwszych czterech rzędach na widowni zbijają prostokątny pomost. Pod prawą boczną ścianą na proscenium umieszczają dwie brązowe skrzynie z piaskiem, a pod lewą - pieniek rzeźnicki. Po zbudowaniu pomostu robotnicy wysuwają nań drewnianą konstrukcję na kółkach. Rekwizytorzy tymczasem ustawiają pod białą ścianą dwa szeregi krzeseł dla tych widzów, którzy stracili miejsce na widowni.
CZĘŚĆ DRUGA SPEKTAKLU
7.Rzeźnia
Po dzwonku publiczność wraca na salę. Widzowie z pierwszych czterech rzędów wchodzą na proscenium i siadają tam na krzesłach. Akcja rozgrywać się będzie teraz jakby w przestrzeni en rond, z widzami po obu stronach. Terenem gry będzie proscenium i pomost. Aktorzy mają do dyspozycji dwa wyjścia na proscenium, z lewej i z prawej strony.
Gaśnie światło. Po chwili rozświetla się pomost i proscenium (przed rzędami krzeseł). Z prawej strony, powolnym krokiem wchodzą szeregiem: Dyrektor, dwie młode asystentki niezwykłej tuszy (specjalnie dobrane statystki) i Rzeźnik. Zbliżają się do krawędzi pomostu i ustawiają przed widzami; widzowie z piątego rzędu mają ich tuż przed sobą, śledzą akcję, zadzierając głowy. Cała czwórka ma odkryte ramiona i plecy, asystentkom biusty i fałdy tłuszczu wylewają się na boki. Wszyscy ubrani są jednakowo: gumowe spodnio-buty na szelkach, lakierowane na czarno u góry i matowe u dołu, nakładane na nagie ciała.
Po prezentacji rozpoczynają się czynności przygotowawcze do występu. Z dwóch przeciwnych stron asystentki wnoszą dwa gumowe węże i rzucają je pad ściany. Dyrektor z Rzeźnikiem jednym szarpnięciem zrywają płachtę z drewnianej konstrukcji: na pomoście stoi machina do uboju zwierząt. Jest to nieduża, staroświecka konstrukcja drewniana, z wszystkich stron otwarta (bez ścian), obwieszona licznymi łańcuchami; wewnątrz umocowano skórzane obręcze unieruchamiając tułów wołu, na zewnątrz wiszą maski, zakładane na pysk wołu podczas zarzynania. Rzeźnik podwiązuje łańcuchy, Dyrektor kręcąc korbą podnosi do góry skórzane uchwyty. Asystentki przenoszą skrzynie z piaskiem na lewą stronę.
Po dokonaniu tych wstępnych manewrów Dyrektor i Rzeźnik zwracają się do publiczności i już pierwszymi słowami tekstu (w tekście sztuki monolog rozpoczynający część IV oraz dalsza wypowiedź Dyrektora po scenie z Matką i Flecistką) starają się wprowadzić beztroski nastrój na sali. Prowadzą konferansjerkę na dwa głosy. Stopniowo przechodzą od poufałego tonu do pewnej presji, jaką chcą wywrzeć na widzów. Dla stworzenia atmosfery pełnej swobody rozpoczynają wywód od zachęty do odrzucenia wszelkiego stroiu: "Stroje, to różnica, a więc kłamstwo". Wszelkie odróżnianie się jest złem.
Nawołują, a następnie wręcz rozkazują widzom (rozbawionym zresztą przewrotną logiką tekstu), aby natychmiast rozpoczęli walkę z tym złem. W dalszym ciągu dowodzą, że odróżnianie się jest brakiem wolności. "Do natury" - zachęca Rzeźnik, klepiąc się po gołym ciele. Dyrektor zawiesza na moment głos i po chwili ogłasza wejście głównego wykonawcy dzisiejszego wieczoru, który wystąpi jako oprawca.
Witany oklaskami pojawia się Skrzypek ubrany w długą, białą i luźną szatę. Asystentki przenoszą pieniek rzeźnicki i ustawiają go przed machiną do uboju. Skrzypek podąża ku pomostowi, rozdając po, drodze uśmiechy. Siada na pieńku, skupia się. Dyrektor oznajmia, że mistrz rozpoczyna właśnie koncentrację jawną, przed oczami publiczności.
Konferansjerka zostaje ponownie podjęta. Dyrektor i Rzeźnik nakłaniają widzów, aby poczuli się swobodni i spontaniczni, przestali krępować w czymkolwiek, odsłonili, obnażyli do naga. Z prawej strony wbiega Woźny, ubrany teraz tak, jak pozostali. Oznajmia przybycie dwóch kobiet do Skrzypka. Dyrektor i Rzeźnik protestują przeciwko przerywaniu koncentracji. Skrzypek też początkowo nie chce o niczym słyszeć, ale wobec przekonywającego argumentu Woźnego: "One mówią, że wiedzą jeszcze coś" ustępuje i zgadza się je przyjąć. Woźny wybiega. Dyrektor i Rzeźnik wydają ostatnie polecenia i znikają w lewym wyjściu.
Sceny z Flecistką i Matką rozgrywane są (inaczej, niż scena poprzednia) bez kontaktu z publicznością, głównie na pomoście. Aktorzy grają jakby z założeniem czwartej ściany, jedynie monolog Skrzypka o kobietach adresowany jest wprost do widzów.
Szybkim, zdecydowanym krokiem wchodzi z prawej strony Flecistka w czarnym, aksamitnym żakiecie i w liliowej spódnicy. Na głowie ma czapeczkę, a pod szyją szalik - w tym samym kolorze, co spódnica, lecz o ton jaśniejsze. Czarne lakierowane buty i skórzane rękawiczki dopełniają stroju. Skrzypek wita ją rozczarowanym głosem: "To ty?" Nie zrażona tym powitaniem Flecistka wchodzi na pomost. Usiłuje na nowo zdobyć Skrzypka, ten jednak uchylając się od dawnych wspomnień, które przywołuje Flecistka, wstaje z pieńka, podchodzi do machiny i wybiera jeden z noży. Rozpoczyna dłuższy wywód, w trakcie którego oznajmia Flecistce, że bezsilne są jej zamiary, że stał się innym człowiekiem, że przestał ją kochać, że wreszcie osiągnął prawdę. Wraca na swoje miejsce i wbija nóż w pieniek, jakby dokumentując nieodwołalne odcięcie jej życia od swojego.
Flecistka głośno przywołuje Matkę. Ta nadchodzi z prawej, w czarnym, świetnym palcie z futrzanymi wyłogami przy szyi i rękawach. Na głowie - czarny kapelusz, w ręku - czarna torebka. Podchodzi do siedzącego Skrzypka na pewną odległość. Akcentując słowo "kocham" w kilku odmianach, zaczyna stosować wobec niego dawną zaborczą taktykę. Przygląda mu się ze współczuciem, manifestacyjnie całuje się z Flecistką. Matka usiłuje rozszyfrować syna, ma przed sobą kogoś, kto się od niej oddalił. Zabrania mu zostać mordercą - wyrywa nóż z pieńka - i jakby pociągając go za sobą, namawia, aby wrócił do domu razem z Flecistką.
Skrzypek nie rusza się z miejsca. Matka - stojąc z tyłu machiny - przygląda mu się przenikliwym wzrokiem. Podejrzewa, że on się boi miłości fizycznej i dlatego nie chce wracać. Jakby w chęci odgadnięcia za wszelką cenę jego zamiarów, idzie wprost na niego. Cały czas prowadząc z zażenowaniem monolog o istocie kontaktu fizycznego między mężczyzną a kobietą, przechodzi przez wnętrze machiny, okracza zwisającą poprzeczną belkę, wychodzi na zewnątrz i nie spuszczając wzroku z syna, wskazuje na Flecistkę, którą - powiada - specjalnie sprowadziła, aby mógł stać się mężczyzną. Skrzypek uśmiechem i wyraźnym sprzeciwem odpowiada na jej rajfurskie zabiegi. Matka nie rozumie, zaczyna się niecierpliwić - przecież sama spełnia ofiarę, podsuwając mu inną kobietę.
Skrzypek podnosi się z rzeźniczego pieńka i zostawiając obie kobiety na wysuniętym pomoście przechodzi na proscenium. W długim monologu oskarża nie tylko Matkę i Flecistkę, ale wszystkie kobiety na sali. Potępia ich zaborczość w stosunku do mężczyzn, usiłuje rozwikłać problem tego spokoju i siły, które u kobiet wynikają z biologicznego faktu - z naturalnego uczestnictwa w tajemnicy krwi. Matka jeszcze ma nadzieję; żartuje z niego, że i tak nie urodzi dziecka. Lecz kiedy Skrzypek oznajmia, że w zamian za to może zostać mordercą, przerażona próbuje go odwieść od tego zamiaru.
Oparta o bok machiny i prawie milcząca dotąd Flecistka odzywa się nagle. Teoretycznie, wręcz intelektualnie dowodzi, że bez udziału kobiety i tak nie zostanie on mężczyzną: "Możesz powodować cudze życie, czyli płodzić, albo cudzą śmierć, czyli zabijać. Miałeś rację, jesteś tylko narzędziem, instrumentem, sługą... chyba że...". Nagle milknie, powstrzymana przez wystraszoną Matkę. Kiedy Skrzypek domaga się żarliwie, aby dokończyła, Flecistka żegna się i wychodzi.
Skrzypek w zamyśleniu siada na pieńku. Matka pokornie prosi o możliwość zostania z nim jeszcze przez chwilę - boi się dalszego rozwoju wypadków. Nie słysząc wyraźnego sprzeciwu, siada szybko :na proscenium, obok widzów i wyjmuje robótkę na drutach. Skrzypek żąda jednak, aby odeszła. Przed rozstaniem prosi ją o pocałunek. Wstaje z pieńka. Matka zaskoczona podchodzi powoli do niego, ale on uchyla twarz i obrzuca ją zimnym wzrokiem. Matka ze schyloną głową odchodzi. Skrzypek pozostaje sam, siada i próbuje rozważyć znaczenie ostatnich słów Flecistki.
W rytm uderzeń werbla wracają asystentki. Przechodzą sprężystym krokiem przez proscenium z prawej ku lewej stronie. Z przeciwnej kroczy Dyrektor, a za nim Rzeźnik z werblem zawieszonym na szyi. Rzeźnik ustawia się pod lewą boczną ścianą na proscenium i wybija pałeczkami rytm. Asystentki wciągają z lewego wejścia stojak; na hakach zawieszone są siekiery, topór, obuch, różnego rodzaju "szpikulce", narzędzia do ostrzenia. Dyrektor zdejmuje z machiny maski dla zwierząt i rzuca je przechodzącym asystentkom, które znikają w prawym wyjściu.
Dyrektor podejmuje znów konferansjerkę - solo; Rzeźnik uderzeniami werbla punktuje jej kolejne odcinki. Łomot werbla towarzyszy też czynnościom asystentek. Od pierwszych słów wzrasta wyraźnie tempo mówienia i tempo działań. Dyrektor ogłasza, że za chwilę nastąpi występ. Łomot werbla. W tym samym teatrze - ciągnie dalej Dyrektor - w którym uprawiano iluzję, zostanie pokazana realność. Szybkim ruchem zdejmuje płaszcz z ramion Skrzypka. Werbel. Skrzypek1 jest w białym uniformie, podobnym do używanego podczas walk judo. "Nóż w serce, to po prostu nóż w serce" - oznajmia Dyrektor i przesuwa stojak z narzędziami na pomost. Jedność aktu tworzenia z przedmiotem stwarzanym - ideał malarstwa i rzeźby - jest osiągalna w "nożu w sercu" - krzyczy Dyrektor. Werbel. Skrzypek na pomoście porównuje głośno sens tego hasła ze słowami Flecistki. Wyrażenie prawdy ostatecznej, ideał literatury, jest zbyt słabe wobec "noża w sercu" - grzmią dalej słowa Dyrektora. Asystentki wnoszą worki i rzucają je obok machiny. Werbel. "Nóż w sercu jest teatrem doskonałym" - wykrzykuje Dyrektor. Werbel. Skrzypek podchodzi do stojaka i w zamyśleniu ogląda narzędzia, wybiera jeden ze "szpikulców" i czyści go białą szmatą.
Dyrektor ogłasza, że zniknął już podział na artystów i publiczność, wszyscy uczestniczą na tych samych prawach. Spuszcza łańcuchy w machinie i przechodzi w kierunku prawego wejścia. Asystentki wyciągają z prawej kulisy długą klatkę - przejście dla wołów. Jego koniec niknie za sceną. Dyrektor przypomina widzom, że wszyscy mogą zabijać, to jest łatwe. Asystentki zagłębiają się w przejście. Werbel. Rzeźnik ogłasza: "Jako pierwszy zostanie zarżnięty Leonardo da Vinci... buhaj ,,rasy czarno-białej".
Przy akompaniamencie werbla asystentki wynurzają się z otworu. Ciągną z całej siły łańcuch. Dyrektor podbiega im na pomoc. Urywa się łomot werbla. Skrzypek trzymając w ręku "szpikulec'' pręży całą sylwetkę i niespodziewanie wbija go sobie w serce z okrzykiem "albo" - jednocześnie zza sceny dochodzą płaczliwe ryki wołu. Pojedyncze uderzenie werbla. Dyrektor odwraca się i szybko podchodzi do leżącego Skrzypka. Z drugiej strony podbiega Rzeźnik. Dyrektor pochyla się, dotyka serca dłonią i raptownie ją cofa. Oznajmia publiczności, że przedstawienie nie odbędzie się.
Asystentki zwalniają łańcuch i wychodzą. Rzeźnik odkłada werbel na krzesło. Dyrektor jakby olśniony nową myślą, przystaje i pyta publiczność, czy nie chciałaby sama spróbować zabijać. Obaj z Rzeźnikiem chwytają za worki i wysypują na proscenium dziesiątki noży. Zachęcają słowem i gestem, aby ludzie kontynuowali dalej przerwany występ. To przecież każdy potrafi. Mówiąc schodzą na widownię i ruszają dwoma przejściami, aż znikną w bocznych drzwiach sali. Ciemność.
KILKA SŁÓW O ADAPTACJI
Tekst słuchowiska Mrożka jak dotąd nie został wykonany w Polskim Radio, natomiast posłużył już do zrealizowania kilku przedstawień teatralnych. Pierwotny tekst w zgodzie ze swoim przeznaczeniem nie został zatem wykorzystany i wytwarza się trochę niejasna sytuacja, kiedy to, co napisał Mrożek, trzeba zestawić z teatralną adaptacją Jarockiego. Niejasność płynie stąd, że porównuje się tekst napisany dla radia z tekstem adaptacji, której sens i konstrukcja muszą sprawdzić się w przedstawieniu teatralnym.
Forma kameralna, jaką stanowi słuchowisko, odwołuje się zawsze do sytuacji najprostszej: głos aktora - odbiorca, i nastawiona jest na pobudzanie wyobraźni za pomocą jednego tylko zmysłu - słuchu. Jarocki, przenosząc "Rzeźnię" do teatru, skomponował na nowo scenariusz dużego widowiska, wzbogaconego przez scenografię i muzykę. Ta zmiana struktury dramatycznej określona jest przez znaczne modyfikacje tekstu w stosunku do oryginału i przez budowanie nowych sytuacji scenicznych w miejsce nieprzydatnych dla teatru rozwiązań czysto dźwiękowych. Sam tekst zmniejszył się w efekcie prawie o połowę.
Konstrukcja scenariusza teatralnego oparta jest na rozwoju postaci Skrzypka, to jest na logicznym, uporządkowanym przedstawieniu jego losu. W słuchowisku los Skrzypka nie podlegał takiemu uporządkowaniu, postać ulegała wie lokierunkowym wahaniom i sprzecznościom właściwie do końca swego "radiowego życia", była to przy tym osobowość niedojrzała, młoda, nieukształtowana. W zamierzeniu adaptatora natomiast postać Skrzypka (który nie jest tu młodym człowiekiem) przechodzi wyraźną ewolucję; od emocjonalnego, spontanicznego chwytania zjawisk otaczającej rzeczywistości - do ich intelektualnej, twórczej percepcji. W przebiegu widowiska oczywistymi ramami tej zmiany będą zdarzenia rozgrywające się w scenie I - w zakomponowanej przestrzeni ,.saloniku", i w scenie finałowej - na deskach pomostu, w zaimprowizowanej na proscenium rzeźni. Pomysłowi adaptatora odpowiada zamierzenie reżysera - budowa roli Skrzypka nie opiera się na żadnym "kluczu psychopatologicznym", lecz na przyjęciu, że mamy do czynienia z postacią stanowiącą przede wszystkim konstrukt umysłowy; i tak aktor potem obdarzy ją "życiem" na scenie.
Ponieważ zapis przedstawienia w małym stopniu odwołuje się do tekstu adaptacji, należałoby przyjrzeć się jej samej i powiedzieć o najistotniejszych zmianach poczynionych w stosunku do słuchowiska. Najradykalniejsze cięcia przeprowadzono w stosunku do II części słuchowiska (ocalało jakieś 15% tekstu). Prawie w całości została usunięta scena między Skrzypkiem a Flecistką z części III słuchowiska (niewielkie jej fragmenty posłużyły do zbudowania dialogu Skrzypka i Flecistki w II części przedstawienia). Usunięto długie, autorefleksyjne monologi Skrzypka z części I słuchowiska i skonstruowano "migotliwy" dialog (krótkie, urywane zdania) narzucający formę szybkiego ruchu w I scenie spektaklu (Skrzypek, Flecistka, później Matka). Skrócono długi dialog Skrzypka z Paganinim do kilkunastu zdań.
Dokonano także wielu zmian w układzie tekstu. Dla przykładu przyjrzyjmy się sytuacji, w której Skrzypek zawija Flecistkę w dywan (scena I). W adaptacji scena ta wypada znacznie później niż w słuchowisku: dla akcji scenicznej zdarzenie to stanowi swego rodzaju punkt kulminacyjny, z którego piętrowo wyrastają późniejsze farsowe sytuacje. W słuchowisku jest to efekt o znacznie mniejszym znaczeniu.
Oprócz zmian tekstowych dokonano istotnych zmian w samych sytuacjach scenicznych. Do takich zmian należy na przykład finał I sceny spektaklu: w tekście Mrożka Matka po wyjściu Flecistki zaczyna grać na flecie i wydaje jedynie kakofoniczne dźwięki, w adaptacji natomiast Matka gra wspaniale, wręcz po wirtuozowsku. Tak Jarocki znajduje teatralny ekwiwalent dla zobrazowania stanu Matki, w jego interpretacji starającej się zastąpić Skrzypkowi Flecistkę - jako kochanka, matka i jeszcze partnerka do wspólnego muzykowania. Tam, gdzie poczyniono najostrzejsze cięcia w tekście (II część słuchowiska), akcja sceniczna budowana jest środkami wizualno-plastycznymi, zbiorowym ruchem i przede wszystkim elementami muzycznymi (sen Skrzypka). Wprowadzone zostają nowe postacie: 42-osobowa grupa statystów (orkiestra symfoniczna i chór) oraz grupa baletowa złożona z sześciu małych dziewczynek. Postacie te nie mają żadnego udziału w wypowiadanych kwestiach w przedstawieniu (z jednym wyjątkiem - mała tancerka do Skrzypka: "Czy pan to ten wielki wirtuoz Paganini?"), podobnie nieme są Asystentki wprowadzone przez Jarockiego w II części spektaklu.
Inną funkcję, niż w słuchowisku, spełnia u Jarockiego publiczność. Tam forma radiowa umożliwia wprowadzenie publiczności jako czynnego partnera konfliktu (za pomocą dźwięku). W teatrze zabieg ten jest niemożliwy (wymagałby wyreżyserowania publiczności), więc rolę aktywnego uczestnika w rozgrywającej się walce z rykami zwierzęcymi przejmuje w widowisku umieszczona na scenie orkiestra. Członkowie orkiestry boją się, uciekają, wpadają w panikę, tratują się wzajemnie, czyli spełniają te zadania, które w słuchowisku powierzone są publiczności. Inaczej też pomyślany jest finał I części przedstawienia - niszczenie instrumentów muzycznych odbywa się na wielką skalę, rękoma tych samych postaci, które do niedawna jeszcze tworzyły kulturę. Natomiast w słuchowisku - Skrzypek samotnie, przy akompaniamencie krzyku Flecistiki, rozwalał skrzypce młotkiem.