Artykuły

Ani Europa, ani Azja

"Eurazja" w choreogr. Izadory Weiss w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Barbara Kanold w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Izadora Weiss, dzieląc swój spektakl w Operze Bałtyckiej na części europejską i azjatycką, próbowała na styku ich kultur zobrazować różnice, zniwelować podziały, pokazać uczucia często trudne i niespełnione.

"Euroazja", najnowsza premiera baletowa, a raczej przeniesienie i zaadaptowanie spektaklu z wrocławskiego teatru Capitol na scenę Opery Bałtyckiej, zapowiadana była intensywnie. Już po spektaklu Izadory Weiss "4&4", porte-parole choreografki, dyrektor Marek Weiss-Grzesiński zapowiedział, że mamy do czynienia z artystycznym wydarzeniem na europejską miarę! Moim zdaniem dyrektor robi tym ewidentną krzywdę będącej na progu kariery artystce, każe ją bowiem przyrównywać do europejskich choreografów, a to porównanie musi, przynajmniej na dzisiaj, wypaść na jej niekorzyść. Po co?

Często zdarza się, że artysta przed premierą długo i szeroko tłumaczy widzom swoją koncepcję artystyczną. Uważam, że niepotrzebnie, bo spektakl z wyraźnym przesłaniem i klarownym pomysłem na jego realizację obroni się sam. Weiss, dzieląc spektakl na części europejską i azjatycką, próbowała na styku ich kultur zobrazować różnice, zniwelować podziały, pokazać uczucia często trudne i niespełnione. W europejskim akcie tancerzy obroniła przede wszystkim muzyka Nigela Kennedy'ego z zespołem Kroke i kompozytorów filmowych Bruno Coulaisa i Michała Lorenca. Jest w niej rzeczywiście sporo poezji, niestety zabrakło jej w układach choreograficznych, w somnambulicznych ruchach tancerzy, w ostrym geście rąk wokół głowy stosowanym niemal w każdym układzie, a nieznajdującym żadnego artystycznego uzasadnienia. Na pewno podobał się duet matki z córką zatańczony bardzo ekspresyjnie, a przede wszystkim żydowskie "Płaszcze" w wykonaniu męskiego zespołu.

Część druga pod muzykę azjatycką, m.in. kompozycje Lisy Gerrard i rytmy wschodnie okazała się po prostu nudna - myślę, że przede wszystkim za sprawą natrętnie zwielokrotnionych gestów. Warto, aby choreograf pamiętał, że gest, nawet najbardziej wyrazisty, powtórzony kilkanaście razy traci swoją siłę przekazu. Choreografka dodała tancerzom rekwizyt i kostium, co wzbogaciło wyrazistość scen, niepotrzebnie jednak wprowadziła wizualizację kiczowatej białej gołębicy.

Na plus zaliczyć można trudny, na profesjonalnym poziomie wykonany taniec z wachlarzami, na minus, i to duży - popis akrobatyczny karate panów, niemający nic wspólnego z tańcem.

Izadora Weiss dobrze dobiera muzykę, umie jej słuchać. Ale w pomysłach choreograficznych brakuje jej inwencji, wkracza niekiedy w zwykły banał, jak chociażby w zbyt dosłownym sadzeniu ryżu, który ma być świadectwem budowania. Za pomocą plasteliny! A wystarczyłby przecież sam gest.

W widowisku nie ma głównych postaci, choreografka głównie operuje tłumem, który wykonuje postawione przed nimi zadania bez wewnętrznej więzi, która powinna ich łączyć, bez radości wspólnego tworzenia.

Wpływa na to bardzo nierówny poziom przygotowania zawodowego tancerzy, a także miałkie libretto. Dyrektor Marek Weiss-Grzesiński zapowiada powrót choreografki na gdańską scenę z nowym projektem. Może więc dobrze byłoby w takim przypadku wesprzeć się na porządnie napisanym libretcie, z dramaturgicznym nerwem, dobrze zarysowanymi wątkami i postaciami? I wtedy skupić się na jego choreograficznej realizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji