Rzeźnia: sztuka czy życie?
Jeżeli wtacza się armatę, to wypadałoby z niej wystrzelić, w tym bowiem celu została skonstruowana; jeśli ustawia się gilotynę, to powinna ona zadziałać zgodnie ze swym przeznaczeniem; gdy zaś rzeźnik ostrzy nóż i słychać już porykiwanie wołów...
Na "Rzeźni" w Teatrze Dramatycznym się nie zarzyna. Jest to niedopatrzenie reżysera, nie autora. Bo twórca spektaklu świadomie zagęszcza atmosferę, zwiastując wielkie krwawe emocje, autor natomiast, jak powiada, chciał sobie po prostu pogaworzyć. Tak znaczny rozrzut koncepcji sprawia, że widz, w którym daremnie rozbudzono krwawe żądze, próbuje tłumaczyć owo przeoczenie, dochodząc do powierzchownych konkluzji: iż zarzynanie wołów w teatrze nie przełamie jednak kryzysu sztuki, o którym mowa ze sceny; nie poprawi też sytuacji na odcinku mięsnym, gdyż bydła odczuwa się niedosyt, nie rzeźników. Rozbrat reżysera z autorem ma też inny, niezamierzony zapewne skutek. Otóż Jarocki, broniąc z takim rozmachem teatralności utworu napisanego celowo nie dla teatru, sadowi Mrożka wśród zakurzonych klasyków, których podpierać dziś trzeba fajerwerkową inscenizacją. Dotychczasowe wystawienia sztuk Mrożka nie wymagały zabiegów konserwatorskich, gdyż przebijały się niezwykle precyzyjną dramaturgią; ,.Rzeźnia" natomiast nie wymagała (zdaniem autora) inscenizacji, gdyż chodzi w niej wyłącznie o sprawy. Efekt warszawskiego przedstawienia: rozbłysło widowisko, przygasły sprawy. Obecnie, kiedy ucichło już na temat spektaklu, warto przyjrzeć się owym sprawom i soróbować przymiarki, w jakim stopniu znajdują one odbicie w rzeczywistości.
"Rzeźnia" jest jak gdyby studium katastrofy, ujętą w metaforę "kroniką wypadku", któremu uległa sztuka w ostatnim okresie historii. Przez wieki na najwyższym cokole, jako pomnik triumfu ducha nad materią, funkcjonowała sztuka jako absolut, stanowiła wartość nadrzędną. Taki status spowodował "przeciążenie" sztuki. Zaczęto oczekiwać po niej więcej, niż mogła dać. Jako uosobienie piękna i moralności była źródłem podniosłych wzruszeń, dostarczała wyższych doznań estetyczno-emocjonalnych. Chociaż inspirowana przez "życie", stanowiła jego artystyczną transformację nieporównywalną z pierwowzorem.
Katastrofa nastąpiła w momencie konfrontacji. Wstrząs wywołany tragedią ostatniej wojny zrodził przepojone goryczą pytania: czym jest wierszyk o wojnie wobec samej wojny, wobec bólu, cierpienia, zagłady? Oczywiście niczym. Cóż więc znaczy mistrzowska nawet fikcja sztuki w zderzeniu z autentyzmem "życia", a idąc dalej, ze śmiercią - jedyną ostateczną prawdą każdego życia? Takiej konfrontacji sztuka nie wytrzymała. Nastąpiły zawody, rozterki, załamania, a z nich uformowała się postawa negacji. Sztuka jest iluzją, mówiono, iluzje się przeżyły, a więc sztuka się przeżyła. Ludzie potrzebują dziś prawdy, a prawda jest po stronie żvcia, stronie natury. Prawdą ostateczną jest śmierć. A więc powrót do natury. Dość sztywności, dosyć konwencji, precz z kulturą, precz z cywilizacją! Musimy być naturalni, swobodni, spontaniczni! I tu pułapka. Programowy brak konwencji jest też konwencją, zaś narzucona spontaniczność staje się znów sztywnością. A oto hasło koronne wyznawców "nowej wiary": jesteśmy po stronie Prawdy jedynej i Ostatecznej, jesteśmy po stronie śmierci! Słowa te, stając się ciałem, wiodą wprost do "rzeźni-teatru", gdzie zaistnieć ma akt "sztuki doskonałej" przy udziale rzeźnika, wołów i publiczności. Ale finał jest otwarty, gdyż...
"nie ma tu żadnych nieprzekraczalnych barier, ponieważ każdy może uczestniczyć w zabijaniu, czy to jako rzeźnik, czy to jako wół. Zabijać może każdy, zawsze i wszędzie. Zabijać może byle kto, byle czym, byle gdzie i byle kogo".
Słowem - niedobrze. W "stare bóstwo" nie ma już dawnej wiary, zaś składając hołd "nowemu" podejmuje się ryzyko, że zabraknie wkrótce wyznawców. Tyle Mrożek.
Przedstawiony stan rzeczy narzuca od razu pytania: co wobec tego robić, którędy droga, jakie jest wyjście z takiej sytuacji? Choć "Rzeźnia" nie wskazuje żadnej odpowiedzi; a ironizuje jedynie stary absolut i przestrzega przed nowym, to odpowiedź wydaje się formułować jednoznacznie: wystarczy tylko właściwie "ustawić" sztukę: sztuka nie jako absolut, lecz wartość znacząca, a wszystko będzie w porządku. Rozwiązanie takie jest nie tylko niewykonalne, ale również niesłuszne. Wiadomo bowiem, że z reguły pasja twórcza rodziła się z obsesyjnej wiary artystów w najwyższe posłannictwo sztuki, a tym samym w ich własną misję, i bez owych absolutystycznych obsesji nie powstałoby zapewne niejedno arcydzieło. Widać stąd, że nie o rozwiązania tu chodzi, lecz o oświetlenie spraw, i w tym celu należałoby skonfrontować "Rzeźnię" z życiem.
Ponieważ całość spraw dużo ostrzej rysuje się w odniesieniu do sztuki żywej, łatwiej będzie prześledzić je na przykładzie teatru, który, jak wiadoma, bywa sztuką. Powiada bohater "Rzeźni":
"Jeżeli ideałem teatru jest działanie bezpośrednie, a nie przedstawianie i udawanie, to nóż w sercu jest teatrem doskonałym".
Dwa tysiące lat temu miecz w sercu gladiatora nie był uważany za teatr doskonały, a były to po prostu igrzyska, krwawe, bo czasy były krwawe. Starożytni, jak uczy historia, wysoko cenili sztukę i chętnie odwiedzali teatr, lecz igrzyska cieszyły się większym powodzeniem, o czym świadczy znany fakt, że żądano wówczas chleba i igrzysk, a nie np. chleba i teatru. Można sądzić, że ówcześni twórcy rozumieli, iż najdoskonalsze nawet przedstawienie teatralne nie było w stanie wywołać u widza takiej temperatury emocji, jaką wzniecały wielkie widowiska sportowe: rozumieli bo nie próbowali konkurować z igrzyskami w tej materii. Obie te "instytucje" funkcjonowały odrębnie, a jednocześnie u- zupełniały się, zaspokajając różne potrzeby ludzkie. Tu wyjaśnienie: nie chodzi o zestawianie sztuki z igrzyskami jako "instytucją", lecz o to, że widowiska tego typu odwoływały się zawsze do najniższych, a zarazem najsilniejszych (po fizjologicznych) instynktów człowieka: wyzwalały więc instynkt agresji, pasję walki i zwycięstw, rozpalały namiętność hazardu, rozniecały szowinizmy zespalając przy tym jednostkę z tłumem itd. W ujęciu zachowań ludzkich oznaczały: spontaniczność reakcji, naturalne odruchy, zanik konwencji, osłabienie hamulców wynikających z nawyków kultury i cywilizacji - były więc namiastką tego, co w "Rzeźni" określa się jako powrót człowieka do natury. Igrzyska traktowane wyłącznie z tego punktu widzenia były jakby zminiaturyzowaniem wojen, a różnica tkwiła głównie w odwróceniu proporcji: w czasie igrzysk tłumy dopingowały jednostki do walki, zaś podczas wojen jednostki zagrzewały do walki tłumy. Zarówno igrzyska jak i wojny rozładowywały żywioły ludzkiej natury, bywały więc wyrazistym odzwierciedleniem praw życia. Z tak rozumianym "życiem" zderza się w "Rzeźni" kultura, sztuka, cywilizacja.
Sytuacja dzisiejsza w odczuciu ogółu nie zmieniła się wiele; sztuka jest dziś równie wysoko notowana jak kiedyś a na "igrzyska" odczuwa się w dalszym ciągu ogromne zapotrzebowanie. Zmienili się twórcy, a raczej ich sytuacja. Dzięki technice przekazu życie całego świata dociera dziś do każdego. Współcześni twórcy nie są izolowani i podobnie jak większość ludzi przeżywają wielkie emocje widowisk sportowych, wstrząsają nimi autentyczne obrazy kataklizmów i wojen z siłą właściwą dokumentom, i jak wszyscy odczuwają na każdym kroku wpływ nauki i techniki. Tak silna presja "życia" musi wywierać wpływ na artystów, a co za tym idzie, na sztukę współczesną. I tak np. dzisiejszy teatr często stara się szokować inscenizacją, bywa, że dopuszcza się w spektaklu do działań bezpośrednich, w których uczestniczy także widz, scena staje się niekiedy trybuną różnych racji polityczno-społecznych podawanych wprost, w przedstawienia teatralne wplatają się niekiedy elementy reportażu, dokumentu, itp. I co ważne: wszystkie te zabiegi wykonywane są w imię sztuki, dla pełniejszego jej wyrazu. Zjawisko to trudno nazwać zderzeniem sztuki z "życiem", jest to raczej przenikanie "życia" do sztuki; nie w stopniu alarmującym, lecz zauważalnym.
Obserwacja ta jest jednak niepełna. Można bowiem zauważyć zjawisko odwrotne, to znaczy przenikanie sztuki do "życia". Coraz większą wagę przykłada się dziś do reżyserii wielkich widowisk sportowych, dba się o to, żeby imprezy tego typu, zarówno ze względu na oprawę widowiskową jak i kunszt walki, były odbierane również w kategoriach estetycznych, a więc bliskich sztuce. Przykładów jest wiele: dochodzi nawet do rozweselających porównań,, kiedy to np. "estetycznie" i skutecznie bijącego boksera nazywa się wirtuozem pięści. Nawet skrajny przypadek przedstawiony w "Rzeźni" ma swój odpowiednik w życiu: o ila według "Rzeźni" zbiorowe zarzynanie na scenie uznane jest za "teatr doskonały", o tyle w życiu miejsca "rzeźni doskonałych", jakimi są pola bitew, określa się obecnie jako "teatr działań wojennych". Jest to więc wzajemne przenikanie, u którego podstaw nie leży konfrontacja, ani przeciwstawienie, lecz wzajemna idealizacja. I tu "Rzeźnia" rozmija się z rzeczywistością.
Niezmiernie kłopotliwa pozostaje sprawa owej postawy wynikającej z "nowego absolutu". Rzecz w tym, że wydaje się ona nieprawdopodobna, a jeśli wierzyć autorowi "Rzeźni", postawy takie miały miejsce i są w dalszym ciągu wyznawane. Niewiarygodne wprost, że w jej narodziny uwikłani są artyści, którzy chociażby z racji swej profesji powinni stać na najbardziej humanitarnych pozycjach. Bowiem zawsze w historii, czy to w przypadku najokrutniejszych wojen, czy też najbardziej odrażających morderstw, zabijanie było jedynie środkiem do konkretnego celu; znane są przykłady, kiedy wielkie zbrodnie zyskiwały rozgrzeszenie, jeżeli cel uświęcał je w sposób przekonywający. Według "Rzeźni" akt zabijania jest celem! Postawa taka wymyka się więc jakimkolwiek ocenom. "Rzeźnia" sugeruje, że postawy takie wynikają z przeświadczenia, że sztuka nie powinna już intelektualnie i artystycznie pośredniczyć, lecz być samym "życiem" traktowanym w ujęciu jego prawd ostatecznych. Z tendencji takich powstała formuła "teatru doskonałego". Cóż, wszyscy jesteśmy za doskonałością. Szkoda jedynie, że w "Rzeźni" wystawianej jako "teatr doskonały" Holoubek mógłby zagrać tylko raz...
Mrożek przestrzega przed owym głodem ostateczności. I słusznie. Natomiast błędne wydaje się w "Rzeźni" przecenianie siły oddziaływania płynących stąd postaw. Postawy krańcowe istniały w każdej epoce, lecz nie odzwierciedlały sytuacji rzeczywistej i, co najważniejsze, nie stanowiły zagrożenia dla istniejącego porządku. Tak więc orzekanie o obecnym kryzysie sztuki na podstawie uogólnień typu: cóż znaczy wierszyk wobec ogromu zagłady Oświęcimia, jest równie niesłuszne, co twierdzenie o przebóstwianiu sztuki w starożytności na podstawie faktu, że dla cesarza Nerona pożar i zagłada Rzymu warte były natchnienia do napisania dobrego wiersza. Traktowanie spraw w ujęciach krańcowych może prowadzić jedynie do zaprezentowanej w "Rzeźni" konfrontacji - efektownej, lecz nie pokrywającej się ze stanem faktycznym. Taki układ spraw jest wbrew życiu, przeciw naturze. Natura bowiem, jak tego wielokrotnie dowiodła, nie akceptuje zwyciężających skrajności i sama umiejętnie je wygładza doprowadzając cały ustrój do równowagi. Natomiast naturalną formą równowagi jest ścieranie się przeciwstawnych postaw i racji, lecz w kategoriach wartości wymiernych - i o takim stanie rzeczy można dziś mówić.