Rzeźnia w Teatrze Dramatycznym
Ostatnią premierą w Teatrze Dramatycznym i to bardzo udaną jest sztuka Sławomira Mrożka pt. "Rzeźnia". Sławomir Mrożek mieszkający od dwunastu lat we Francji debiutował w 1958 roku sztuką "Policjanci" właśnie na deskach Teatru Dramatycznego. W latach sześćdziesiątych napisał szereg jednoaktówek: "Zabawa", "Czarowna noc", "Striptease". Najbardziej znaną jego sztuką, graną w wielu krajach Europy i obu Ameryk, jest "Tango".
"Rzeźnia", jak pisze autor "...to nie utwór o ludziach tylko o sprawach". A więc jest to ostry gniew na funkcję współczesnej sztuki, sztuki, którą niestety umieszczono na cokole z granitu i która przy autentycznym zderzeniu z życiem spada z ogromnym trzaskiem i hukiem z tego piedestału, okropnie po drodze rozbijając swoich kreatorów i kapłanów. A więc sztuka nie jest całkowicie prawdziwa, nie jest w stanie zmienić człowieka, uczynić go lepszym, bardziej społecznie użytecznym, bardziej czułym i wrażliwym. W takim ujęciu prawdziwe jest tylko to, co sprawia cierpienie.
Jest to także ostra satyra na "przebóstwienie kultury" odhumanistycznionej, konsumpcyjnej, współczesnej cywilizacji. Jest również zdeformowanym świadomie obrazem współczesnej super a-wangardy w różnych dziedzinach twórczości artystycznej. Awangardy, która - z jednej strony - traci całkowity kontakt z życiem, z drugiej zaś - stała się tak dalece wysublimowana, iż właściwie jedyny ratunek dla niej to samounicestwienie. Myślę, iż jest to bardzo gorzki, a nawet smutny po trosze obraz pewnych wewnętrznych niepokojów autora "Policjantów", wynikający także z pewnego oderwania od kraju, jego współczesnych realiów, od których, niestety, z własnej winy, daleki jest Mrożek. Śmierć bohatera Paganiniego-Rzeźnika, niedoszłegoskrzypka-geniusza, może być szeroko rozumianym symbolem śmierci artysty oderwanego od najważniejszych dla niego problemów, jakimi żyje jego własne społeczeństwo, jego własny naród.
Reżyser przedstawienia - Jerzy Jarocki dokonał wielkiej sztuki adaptacji słuchowiska radiowego "Rzeźnia" do wymogów scenicznych. Trzeba przyznać, iż osiągnął efekt wręcz zdumiewający. Mianowicie dobudował wiele teatralnych, tak potrzebnych właśnie temu tekstowi rozwiązań. Na dobrą sprawę utwór ten jest bardziej rozbudowanym skeczem, a więc działania ludzi nie odgrywają pierwszoplanowej roli. W przedstawieniu utrzymany zostać klimat satyry i groteski zawarty w tekście Mrożka.
Przedstawienie jest zatem znakomitym popisem gry aktorskiej. Bez wątpienia, można wymienić wszystkie role jako znakomite kreacje, Gustaw Holoubek gra rolę Skrzypka. Skrzypek jest człowiekiem, który zwykłego normalnego życia nie chce czy nie może przyjąć do wiadomości, dopiero przy ostrym zderzeniu z rzeczywistością, załamuje się by szukać wyzwolenia we własnej śmierci. Wszystkie etapy rozwoju Skrzypka Holoubek potrafił niezwykle ciekawie zaprezentować, pokazał narastanie konfliktów i zrobił to z wielkim skupieniem, prostotą, ukazując całe bogactwo środków wyrazu, jakimi dysponuje.
Andrzej Szczepkowski w roli Dyrektora Filharmonii dokonał bodajże największej sztuki jako interpretator sarkastyczno-satyrycznych, a przecież tak specyficznych tekstów autora "Indyka". Jego pierwszy dłuższy zresztą monolog do publiczności jest majstersztykiem aktorskich możliwości interpretacyjnych. Stworzył tak prawdziwą, soczystą postać reprezentanta i organizatora sztuki muzycznej, iż ze specjalnym rodzajem sympatii przyjmuje się jego dalsze przeobrażenia jako Rzeźnika, handlarza śmierci. Wreszcie trzeci z tej wielkiej trójki Paganini - to także kolejny (ile już tego było) sukces aktorski Zapasiewicza.
Do tego znakomitego tercetu dopasowały się obie panie grające w "Rzeźni", mianowicie Wanda Łuczycka jako Matka (Skrzypka) i Janina Traczykówna w roli Flecistki, pierwszej miłości Skrzypka. Wydaje mi się iż właśnie Łuczycka umiejętnie i z dużą kulturą potrafiła oddać jedną z tych sił, które tak fatalnie (typowe u Mrożka) wpływają na losy bohaterów. Przedstawienie zresztą udatnie wzbogacone zostało jeszcze szeregiem poczynań zaproponowanych
przez inscenizatora Jerzego Jarockiego. Scenograf Kazimierz Wiśniak stworzył nie tylko funkcjonalne, rodzajowe dzieło, ale jego dowcipna, pomysłowa oprawa przedstawienia jest elementem grającym niejako sama przez się. Ważną także rolę w tym spektaklu pełni muzyka, którą skomponował Stanisław Radwan, zaś nad jej symfonicznym nagraniem w wykonaniu Krakowskiej Orkiestry czuwał Józef Radwan.
Przedstawienie na pewno należy do wybitniejszych w bieżącym sezonie, a jego twórcy mogą z powodzeniem mówić o sukcesie.