Artykuły

Warszawa. Hit z papieskiego nadania

Piękna i utalentowana Kamilla Baar (rocznik 1979) jest najbardziej znaną gwiazdą młodzieżowej obsady "Mroku" w reż. Artura Tyszkiewicza. To opowieść natchniona myślą Jana Pawła II.

Krzesła, kilkanaście metrów tiulu, sześciu aktorów i kilkadziesiąt soczystych emocjonalnych monologów - to w zupełności wystarczy, by zrobić spektakl w Teatrze Narodowym. - Wziąłem na warsztat dramat nietypowy, bo całkowicie pozbawiony dialogów.

A to wielkie wyzwanie dla reżysera i jeszcze większe dla aktorów - opowiada reżyser Artur Tyszkiewicz (rocznik 1973). Premierę "Mroku" w jego inscenizacji wyznaczono na dzisiejszy wieczór na Scenie Studio w Narodowym. - Do tej pory miałem do zagospodarowania duże sceny teatralne, wymagające scenicznego rozmachu. Teraz postawiłem na minimalizm: aktorów, ich ciała i słowo. Bo w "Mroku" to właśnie słowa są najważniejsze - wyjaśnia.

W materii słowa czuje się jak ryba w wodzie. Tyszkiewicz reżyserował m.in. wielokrotnie nagradzaną "Iwonę, księżniczkę Burgunda" (2005) w teatrze w Wałbrzychu, "Krawca" Sławomira Mrożka na scenie poznańskiego Teatru Polskiego (2006), a ostatnio "Teremina" (2007) Petra Zelenki w stołecznym Współczesnym. - "Mrok" to mój debiut w Narodowym. Dostałem tę sztukę do przeczytania i wiedziałem, że chcę ją robić. W niej jest tak rzadko spotykana w innych polskich dramatach metafora - zachwyca się Tyszkiewicz.

Mrok" wyszedł w zeszłym roku spod pióra 40-letniego Mariusza Bielińskiego, współscenarzysty seriali telewizyjnych (m.in. "Pitbulla") i drugiego reżysera (m.in. "Camera Cafe"). Bieliński wysłał swoją sztukę na konkurs dramaturgiczny organizowany przez warszawskie Centrum Myśli Jana Pawła II. Jurorzy uznali, że "Mrok" jest najlepszy i spełnia wszystkie konkursowe kryteria - inspiracja życiem, myślą i twórczością papieża Polaka. - Nie jest to jednak sztuka o Karolu Wojtyle. Bieliński w fantastyczny, metaforyczny sposób opowiedział o wzajemnych relacjach szóstki spokrewnionych ze sobą osób - tłumaczy Tyszkiewicz.

I faktycznie, jak zapewniał reżyser, jego inscenizacja jest skromna. Ale dzięki sprytnym trikom nadspodziewanie efektowna. Widownia i aktorzy są oddzieleni tiulową, półprzezroczystą tkaniną, która - odpowiednio oświetlana - raz sprawia wrażenie grubej kotary, a raz zupełnie znika. Bohaterowie stają przodem do publiczności i mówią. Gdy kończą swoje kwestie, siadają na krzesłach. To w tych monologach skrywają się "papieskie", zasadnicze pytania o sens życia. - Moi bohaterowie chcą wiedzieć m.in., po co żyją i czy Bóg istnieje.

Nie zabraknie zaskakujących zwrotów akcji, więc widzowie nie będą się nudzić - obiecuje reżyser. O odpowiednie stężenie emocji zadbają też aktorzy. Obsada "Mroku" to połączenie młodości z doświadczeniem. Pierwsza frakcja: 29-letnia Kamilla Baar, cztery lata młodszy Marcin Hycnar, Wojciech Solarz (rocznik 1979) i Przemysław Stippa (1981). A obok nich Sławomira Łozińska (rocznik 1953) i Andrzej Blumenfeld (ur. 1951).

- Już na pierwszej próbie poczuliśmy, że nadajemy na tej samej fali. Najpierw uświadomiłem aktorom, że fajerwerków nie będzie i że mają do dyspozycji tylko siebie. A sam zrozumiałem, że właśnie taki teatr oparty na słowie chcę robić - opowiada Tyszkiewicz. I taki też teatr interesował Wojtyłę. Przecież za młodu sam był aktorem krakowskiego Teatru Rapsodycznego, w którym nadmiar fajerwerków nie rozpraszał uwagi widzów.

W Narodowym Tyszkiewicz chce widzów poruszyć - a już w grudniu na deskach krakowskiego Teatru im. Słowackiego spróbuje nas przestraszyć, wystawiając "Draculę". W równie oszczędnej formie. - Wolę, żeby aktor powiedział, że ktoś zniknął, niż bawić się w Davida Coperfielda. Mój "Dracula" będzie mówiony - obiecuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji