Artykuły

Błądzenie po Gombrowiczu

- Gombrowicz cokolwiek pisał, pisał o sobie, czyli wykorzystanie jego dzieł do opisania jego samego jest jak najbardziej uprawnione. Tym bardziej że mnie nie chodziło o szczegółowy życiorys, lecz o przyłapanie go na pewnym sposobie myślenia i o twórczości, i o życiu - o telewizyjnej realizacji "Błądzenia" mówi reżyser JERZY JAROCKI.

Rozmowa z reżyserem Jerzym Jarockim [na zdjęciu] o spektaklu "Błądzenie", przeniesionym z Teatru Narodowego do Teatru Telewizji

Katarzyna Janowska: - Dlaczego postanowił pan błądzić po tekstach Gombrowicza? Czego pan szukał, przygotowując ten spektakl?

Jerzy Jarocki: - Gombrowicz często używał określenia "błądzenie". Opisywał w ten sposób swoje poszukiwania twórcze, ale i stan zagubienia w nieustającym u niego procesie samopoznania, poszukiwania sensu dla siebie i świata. Jest jeszcze jeden aspekt tego tytułu. Kiedyś, robiąc w Krakowie spektakl według Witkacego, użyłem określenia "Grzebanie". Spektakl o Gombrowiczu nazwałem "Błądzenie". To nie jest przypadkowe skojarzenie.

Na czym polega bliskość tych spektakli?

- W jednym i drugim przypadku nie reżyserowałem sztuki swojego ulubionego autora, tylko próbowałem zrobić opowieść o nim. Gombrowicz cokolwiek pisał, pisał o sobie, czyli wykorzystanie jego dzieł do opisania jego samego jest jak najbardziej uprawnione. Tym bardziej że mnie nie chodziło o szczegółowy życiorys, lecz o przyłapanie go na pewnym sposobie myślenia i o twórczości, i o życiu.

Spektakl dzieli się na trzy części. Opisuje pan trzy najważniejsze etapy w życiu Gombrowicza.

- W pierwszej opowiadam o jego dojrzewaniu w Polsce. W drugiej o pobycie w Argentynie. Trzeci akt opisuje powrót do Europy i ostatnie lata spędzone we francuskim mieście Vence. Z tym okresem wiąże się niespodzianka. 64-letni Gombrowicz ożenił się z młodszą o ponad 30 lat Kanadyjką Ritą Lambros. Najbardziej rozbudowana jest druga część.

- Okres argentyński to czas burzliwych przeżyć wewnętrznych pisarza. Gombrowicz szukał wówczas swojego miejsca w literaturze i w życiu. W Argentynie poczuł się wolny. Zaglądał w ciemne, podejrzane, dosłownie i w przenośni, zaułki portowe. Szukał partnerów, miłości, uganiał się za młodością, próbując dociec jej istoty. Wtedy właśnie powstał zarys "Operetki", którą po latach ukończył w Vence i którą do tej pory znaliśmy. Natomiast pierwszy szkic dramatu leżał przez dziesięciolecia zdeponowany w sejfie bankowym. Prof. Jerzy Jarzębski, wybitny znawca twórczości Gombrowicza, dostał go od Rity Gombrowicz i udostępnił mi na potrzeby tego spektaklu.

Drugi akt pańskiego przedstawienia jest więc światową prapremierą pierwszej wersji "Operetki", która drukiem ukaże się w Wydawnictwie Literackim. Czy z tych notatek wyłaniało się kompletne dzieło sceniczne?

- Maszynopis liczy 200 stron luźnych, często powtarzających się scen, uwag, didaskaliów, bez fabularnej akcji, z których zbudowałem tekst. W szkicu nie ma np. historiozofii, która znalazła się w ostatecznej wersji dramatu. Jest natomiast gorzka próba przyjrzenia się sobie, własnej biologii, zderzania się starości z młodością. Opierając się na fragmentach "Dziennika", zbudowałem scenę rozmowy Gombrowicza z Simone Weil, z którą w rzeczywistości nigdy się nie spotkał. Ale przy okazji recenzowania jej książki wdał się w rozważania nad jej światopoglądem. W tym akcie trzech Gombrowiczów spotyka się ze sobą. Każdego z nich gra inny aktor. Pojawia się najmłodszy Gombrowicz, średni z czasów argentyńskich i postać Cesarza, który okaże się trzecim Gombrowiczem. Spotykają się we trójkę, przypatrują się sobie nawzajem i komentują siebie. W tym momencie dokonuje się zwrot w poetyce przedstawienia, prowadzący do aktu trzeciego. Który wyraźnie różni się od poprzednich.

Owszem, widzowie mogą mieć z nim problem. Do tej pory mieli do czynienia z Gombrowiczem wziętym z jego powieści, z "Dzienników". Natomiast trzeci akt wychodzi poza literaturę i przechodzi w sferę faktów. Pojawia się Gombrowicz w otoczeniu przyjaciół, żony, ludzi z nim związanych. Zbudowałem tę część, opierając się na autentycznych dokumentach.

Gombrowicza grają trzej różni aktorzy, z kolei są wykonawcy, którzy pojawiają się na scenie w różnych rolach. Jaki był cel tego zabiegu?

- Już Konstanty Jeleński, który był wielbicielem i promotorem twórczości Gombrowicza, zauważył, że niezwykle istotnym kluczem, organizującym materię jego dzieł, była rodzina. Obsadzając tych samych aktorów w rolach postaci, które tworzą klucze rodzinne, chcę zwrócić uwagę na istotność tych wątków dla jego twórczości. Ignacy Gogolewski gra kolejnych ojców, Ewa Wiśniewska matki. Jeszcze ciekawsze zadanie ma Małgorzata Kożuchowska, która gra m.in. żonę Gombrowicza, Ritę. Rita Gombrowicz była wzruszona, widząc siebie i słysząc swoje słowa. Monologi Rity zaczerpnąłem z jej książki "Gombrowicz w Europie", a także z rozmaitych listów.

Spektakl telewizyjny nie jest mechanicznym przeniesieniem przedstawienia teatralnego.

- Spektakl telewizyjny jest o połowę krótszy od przedstawienia teatralnego. Musiałem pominąć interesujące sceny z "Iwony księżniczki Burgunda", za które Ewa Wiśniewska dostała nagrodę Felixa. I bardzo dla mnie istotne sceny z "Historii" Gombrowicza, które są potwierdzeniem wspomnianej przez nas tezy Jeleńskiego. Obok scenografa Andrzeja Witkowskiego współtwórcą spektaklu telewizyjnego jest Dariusz Kuc, który okazał się samodzielnym artystą, fantastycznym magiem od światła. Mam nadzieję, że to nie ostatnia nasza wspólna praca.

"Błądzenie", reż. Jerzy Jarocki, Teatr Telewizji, TVP, Program 1, emisja 12 maja, godz. 20.20

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji