Artykuły

Opowieści eksperymentalne

XXXIII Krakowskie Reminiscencje Teatralne omawia Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Jak skomplikować (formalnie) prostą historię? Jak zrobić spektakl polityczny nie wprost? Takie pytania nasuwały się po obejrzeniu kolejnych dwóch dni Reminiscencji.

Prostą historię pokazał angielski zespół Rotozaza - "Romcom" czyli komedię romantyczną. On i ona spotkali się, a na koniec rozstali. Między poznaniem się a rozstaniem głównie gadali. Tak można streścić "Romcom" - bo fabułka stała się tylko pretekstem do eksperymentu na aktorach i publiczności. Polscy aktorzy (oglądałam Martę Wardyńską i Jakuba Snochowskiego) dostawali tuż przed wejściem na scenę słuchawki i iPoda z nagranymi dialogami i wskazówkami. Mieli je precyzyjnie wykonać - co na pewno jest stresujące; dialogi są po angielsku, co potęguje stres. Widz, chcąc nie chcąc, kibicuje więc aktorom, chce, by dobrnęli do końca bez wpadki (parę opóźnień się zdarzyło). Spektakl traktować można w kategoriach wyczynu, swoistego aktorzenia na czas. Można obserwować, jak aktorzy starają się w trudnych warunkach zarysować postaci (ona - poważna i strapiona, on - niezbyt przyjemny luzak) i relacje między nimi. Ale to za mało jak na godzinny spektakl - po kwadransie przyzwyczajamy się do eksperymentu i pozostaje oglądanie niezbyt ciekawego, przegadanego przedstawienia. Aktorom zapewniono więcej emocji niż widzom.

Pytanie, czy wystarczy wymyślić ciekawy chwyt formalny, aby spektakl nabrał atrakcyjności, prowokowało także "Fragile!" [na zdjęciu] Matjaža Pograjca z Teatru Mladinsko w Lublanie.

Teatralny film

Wielowątkowa opowieść o grupie bałkańskich emigrantów próbujących odnaleźć się w Londynie prowadzona była w dwóch planach - na scenie i na ekranie. Na scenie stworzono studio filmowe - pomalowane na niebiesko ściany, wnoszone i wynoszone potrzebne meble i rekwizyty, kilka kamer obsługiwanych przez tych aktorów, którzy akurat nie brali udziału w scenach. Z boku, na długim stole, stały malutkie pokoiki - to one, filmowane drugą kamerą, były tłem dla aktorów. Na wielkim ekranie nad sceną wyświetlany był montowany na żywo film. Podziwiać można było precyzję wykonania, mobilizację całego zespołu, ale w rezultacie dostaliśmy realistyczny, bardzo zresztą dobrze zagrany film. Po co więc uruchomiono całą tę machinę? Żeby zamiast realistycznego przedstawienia zrobić realistyczny film? W paru momentach spektakl co prawda wykraczał poza realizm, skłaniał do zastanawiania się nad mechanizmami tworzenia iluzji, nad tym, co jest prawdą, a co fałszem. Ale te problemy były postawione nieśmiało i jakby na boku - a szkoda.

Komunikat Komuny

Komuna Otwock pokazała nowy spektakl - "Mill/Maslow". Inspiracją była autobiografia Milla - na scenie padają wyjęte z niej zdania o rygorystycznym wychowaniu, jakiemu poddawał przyszłego filozofa ojciec. Nauka języków od dzieciństwa, czytanie klasyków w oryginale, brak zabaw. Próba stworzenia człowieka idealnego, wpasowującego się w wyobrażenia ojca o doskonałości. W spektaklu aktor grający Milla (w białej peruce) wdrapuje się na wysoko umieszczoną platformę i stamtąd, niedosiężny jak w wieży z kości słoniowej, zrzuca kartki z sentencjami na tematy społeczne. Słowa wyświetlane są na ekranie, a aktorzy starają się je interpretować w znany z innych spektakli Komuny sposób. Rytmiczna gimnastyka połączona ze skandowaniem, początkowo precyzyjna i doskonała, ulega destrukcji. Aktorzy chlapią wodą, ślizgają się po podłodze zasłanej mokrymi papierami, kamykami i kawałkami metalu. Spektakl nie ma takiej energii jak inne produkcje Komuny - panuje w nim aura melancholii, podkreślana muzyką graną na żywo przez skrzypaczkę. "Mill/Maslow" nie zaczepia, nie prowokuje, ma skłaniać do myślenia. Ale tym razem komunikat Komuny jest zbyt enigmatyczny, by się nim przejąć albo choć rozzłościć.

Czerwony Kapturek i pętla czasu

Międzynarodowy zespół (Berlin-Amsterdam) andcompany&co pokazał "little red (play): herstory", spektakl również polityczny (czy o polityce) i również melancholijny. Czas się zatrzymał, po wielkich ideologiach pozostały jedynie słowa i wspomnienia. Czwórka młodych aktorów przywołuje wspomnienia i traumy komunizmu. Stara się je oswoić i rozbroić - zabawa szybko jednak odsłania ponure oblicze ideologii. Przesłuchanie Walta Disneya przed komisją McCarthy'ego brzmi śmiesznie (odpowiedzi to "tak" lub "nie"), ale zaraz przesłuchanie zatacza krąg - każdy z aktorów staje się przesłuchiwanym i przesłuchującym, każdy strzela zabawkowym pistoletem do każdego, każdy przewraca się i zaraz wstaje. Akcję napędza Czerwony Kapturek, dziewczyna z Niemiec Zachodnich, córka komunistów, która w dzieciństwie była jedyną, która "nosiła czerwony pampers". Udziela nam lekcji wiązania czerwonej chusty, z prawdziwym zaangażowaniem śpiewa pieśń o wojnie proletariatu i kapitalizmu. Nie jest łatwo udawać, że komunizmu nie było albo że nie miał on przyciągającej siły.

Meksykańska Cinema

Teatr Cinema bywał na Reminiscencjach często - ale poetyka tego teatru (czyli, mówiąc w skrócie, teatralny surrealizm) zderzona z meksykańskimi aktorami przyniosła spektakl świeży, energetyczny i uwodzicielski. Zbigniew Szumski pracował w Meksyku ze studentami aktorstwa specjalizującymi się w teatrze ruchu. "Kto się śmieje z moich lęków" to przedstawienie o luźnej konstrukcji, składające się z etiud ruchowych. Gdzieś w tle pojawiają się tytułowe tematy - osobiste lęki to kwestie pochodzenia, rodzina, erotyzm. Ale przyjemność oglądania tego spektaklu polega nie na odczytywaniu znaczeń (dość szybko kwestionowanych przez narratora albo spychanych w rejony absurdalnego dowcipu i zabawy), ale na oglądaniu siódemki aktorów (cztery kobiety, trzech mężczyzn), siedmiorga indywidualności, które tworzą tę opowieść. Z wdziękiem, zaangażowaniem i dużymi umiejętnościami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji