Artykuły

Chłopak z Czechowic

- Mój debiut w Nowym Jorku był planowany od trzech lat. Cała atmosfera w teatrze, zaczynając od dyrekcji, a kończąc na portierach, daje poczucie czegoś specjalnego, wyjątkowej troski o artystę, by ten dał z siebie co najlepsze - mówi śpiewak PIOTR BECZAŁA.

Mimo sukcesów i występów na największych scenach operowych, Piotr Beczała nie zmienił się. Dalej rozpoznaje dawnych kolegów ze studenckich lat w Katowicach. Jest naturalny, bezpośredni i emanuje z niego pogoda ducha.

Krytycy porównują go do Jussi Bjórlinga, wybitnego szwedzkiego tenora z pierwszej połowy XX wieku. Internauci na forach często mówią, że jego głos i prezencja to raczej połączenie Bjórlinga z innym wielkim Szwedem - Nicolaiem Geddą. Wszyscy zgodnie zachwycają się jego słodkim głosem, nienaganną techniką, ekspresją, kulturą wokalną i prezencją godną słów "amant operowy".

Mowa o Piotrze Beczale, znakomitym polskim tenorze od lat śpiewającym czołowe partie operowe na najlepszych światowych scenach. Często określany jest jako jeden z następców "pokolenia trzech tenorów": Pavarottiego, Carrerasa i Dominga.

W Polsce jest mniej znany. Cóż, od swojego wyjazdu do Austrii, zaraz po ukończeniu Wydziału Wokalno-Aktorskiego katowickiej Akademii Muzycznej w 1992 roku, wystąpił w naszym kraju tylko pięć razy. Pierwszy raz w 2006 roku, w koncercie, którym dyrygował Placido Domingo, i to trochę przypadkiem, gdyż Beczała zastąpił argentyńskiego tenora Marcela Alvareza. W ubiegłym roku z sukcesem wystąpił w roli Księcia w "Rigoletto" G. Verdiego w Operze Narodowej w Warszawie. Wzbudził zachwyt niekłamaną klasą artystyczną. Zresztą, po tym jak prezentował tę rolę na wielu światowych scenach, krytycy okrzyknęli go najlepszym współczesnym Księciem. Zaśpiewał jeszcze w Filharmonii Poznańskiej. Ostatnio, w marcu tego roku, można go było usłyszeć w premierowym, jedynym spektaklu Łucji z Lammermoor G. Donizettiego, również w Operze Narodowej.

Niełatwo znaleźć mu terminy na występy w Polsce. Swój kalendarz ma wypełniony na kilka lat naprzód, i to bardzo szczelnie. Polskie teatry nie robią aż tak dalekosiężnych planów. Ci melomani, którzy jednak śledzą światową wokalistykę, znają go doskonale.

Beczała pochodzi z Czechowic-Dziedzic, miasta, w którym nawet nie ma szkoły muzycznej. Był uczniem Technikum Mechanicznego, gdy zupełnie przypadkiem trafił do Zespołu Madrygalistów.

- Uciekłem kiedyś z lekcji matematyki. Mój nauczyciel był wielkim miłośnikiem muzyki, więc jedynym wytłumaczeniem nieobecności było zgłoszenie się do szkolnego chóru - wspomina śpiewak. - Przyjęto mnie. Dalej, krok po kroku, trafiłem do Chóru im. Moniuszki, potem do Zespołu Madrygalistów i wreszcie na studia w katowickiej Akademii Muzycznej.

Uczelnię ukończył w klasie prof. Jana Ballarina. Już tu dał się poznać jako utalentowany Tamino w Czarodziejskim Flecie W. A. Mozarta czy Leński w Eugeniuszu Onieginie P. Czajkowskiego. Tę partię zresztą zaśpiewał na swoim recitalu dyplomowym, co zaliczono mu jako pół egzaminu. Musiał jeszcze zaśpiewać przekrojową prezentację siedmiu arii operowych i oratoryjnych, od baroku po romantyzm. Partia Leńskiego dalej towarzyszy mu w karierze, chyba z racji pokrewieństw polsko-rosyjskich w "słowiańskiej duszy". Śpiewał ją w wielu różnych inscenizacjach, a w Linz nawet w języku niemieckim. Za granicą zaczął szlifować swoje umiejętności wokalne i dojrzewać. Świat opery zaczął podbijać małymi, spokojnymi i bardzo przemyślanymi krokami. I stara trzymać się tej linii, podkreślając, że jego idolami są ci artyści, którzy świetną formę utrzymywali i utrzymują przez lata, jak Bogdan Paprocki.

Zaczął od teatru w Linz, potem występował w Ziirychu. Co ważne, zawsze starannie dobierał repertuar wyłącznie przeznaczony dla jego głosu: tenora lirycznego. Od 2000 roku stopniowo zdobywał kolejne sceny światowe: Covent Garden w Londynie, Opera Bastille w Paryżu, La Scala w Mediolanie, Staatsoper w Monachium. W grudniu 2006 roku pierwszy raz zaśpiewał w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, gdzie zadebiutował jako Książę w Rigoletto.

- Mój debiut w Nowym Jorku był planowany od trzech lat. Cała atmosfera w teatrze, zaczynając od dyrekcji, a kończąc na portierach, daje poczucie czegoś specjalnego, wyjątkowej troski o artystę, by ten dał z siebie co najlepsze. Bardzo spodobało mi się bycie częścią wielkiego systemu pod nazwą Metropolitan Opera. Wyliczono, że jestem czwartym polskim tenorem w Metropolitan Opera, po: Janie Reszke, Janie Kiepurze i Wiesławie Ochmanie. To obliguje do wielkiego wysiłku - mówi Beczała.

Recenzenci prześcigali się w pochwałach, pisząc o jego dźwięcznym głosie, charyzmie i wokalnym ideale. Do MET ma już angaż na kolejne spektakle, Edgara w Łucji z Lammermoor i Leńskiego w Eugeniuszu Onieginie. Specjalnością Piotra Beczały jest liryczny repertuar romantyczny - opery Donizettiego, Verdiego, Gounoda, Masseneta oraz słowiańskich kompozytorów, jak Dworzak czy Czajkowski. Artysta współpracuje z następującymi teatrami: De Nederlandse Opera Amsterdam, Theatre Royal La Monnaie w Brukseli, Opera National de Paris, Bilbao Opera, opery w Zurychu, Kolonii, Hamburgu i we Frankfurcie, Deutsche Oper Berlin, berlińska opera Unter den Linden, Opera Wiedeńska, Grand Theatre w Genewie, Teatro Comunale di Bologna, Megaron w Atenach, Royal Opera House Covent Garden w Londynie, San Francisco Opera. Regularnie występuje gościnnie na ważnych festiwalach międzynarodowych w Salzburgu, Wiedniu na Festwochen i festiwalu Klangbogen, Styriarte Graz, w Ziirychu, Lucernie, Montpellier. Dawał koncerty w filharmonii berlińskiej i monachijskiej, w Herkulessaal w Monachium, Musikverein oraz Konzerthaus w Wiedniu, Tonhalle w Zurychu, KKL Lucernę, Concertgebouw w Amsterdamie, w konserwatorium moskiewskim oraz w Severance Hall w Cleveland. Współpracuje z najlepszymi dyrygentami i najbardziej znanymi obecnie śpiewakami, m.in. z divą operową naszych czasów, Anną Netrebko. Ma na swoim koncie liczne nagrania płytowe, zarówno pieśni jak i pełnych spektakli operowych i operetkowych.

Na marcową premierę "Łucji z Lammermoor" przyjechał do Warszawy pomiędzy spektaklami Eugeniusza Oniegina w londyńskiej Covent Garden. Publiczność, ale i krytycy zachwycają się młodym Polakiem. "Piotr Beczała, jeden z najbardziej utalentowanych tenorów naszych czasów, zadebiutował jako Riccardo (w Balu Maskowym G. Verdiego - przyp. aut). Jego głos charakteryzuje liryczna słodycz i bogate brzmienie. Kształtowanie szerokiej linii melodycznej nie sprawia żadnych problemów Polakowi. Zdobył publiczność pięknym dźwiękiem, fantastyczną dykcją i niezaprzeczalną prezencją sceniczną" - pisał w styczniu tego roku na portalu www.klassik.com Frank Bayer, po występach Beczały w berlińskiej Staadtsoper. A w Deutschlandfunk wtórował mu Georg-Friedrich Kuhn: "Piotr Beczała jest księciem Riccardo z jednakowo słodkim, jak i silnym lirycznym głosem tenorowym."

W ubiegłym roku Piotr Beczała postanowił zamieszkać w Krakowie. Stało się tak na życzenie jego żony, Katarzyny.

- Zawsze mieliśmy sentyment do tego miasta. Przecież przy obecnych połączeniach lotniczych jest obojętne, do którego z europejskich miast wraca się z Londynu, Paryża czy Nowego Jorku. A o ile milej jest wieczorem przejść się właśnie po Krakowie, zajrzeć do przytulnej knajpki lub ucieszyć się widokiem Rynku - tłumaczy.

Mają też dom w okolicach Żywca, który kupili już 10 lat temu. Co ciekawe, ów zagraniczny wyjazd zaraz po ukończeniu studiów, związany był również z Katarzyną, także pochodzącą z Czechowic-Dziedzic. Poznali się jeszcze w Zespole Madrygalistów. Katarzyna, znakomity mezzosopran, zdecydowała się na studia w warszawskiej Akademii Muzycznej. Na początku małżeństwa to ona odnosiła sukcesy artystyczne. Była laureatką Międzynarodowego Konkursu im. Rossiniego. Brała już udział w wielkich międzynarodowych produkcjach. Planowali więc, że ona będzie dalej "robiła" karierę, a Piotr będzie wiódł spokojne życie w teatrze w Linz. Rzeczywistość zweryfikowała plany, bo to on zaczął odnosić coraz większe sukcesy zawodowe. Katarzyna więc postanowiła zrezygnować ze swojej kariery, by wesprzeć męża.

- Teraz jest moim najważniejszym doradcą artystycznym, przyjacielem i żoną, która w życiu na walizkach potrafi stworzyć namiastkę domu - zapewnia Piotr Beczała. Co ciekawe, mimo sukcesów i występów na największych scenach operowych. Piotr nie zmienił się. Dalej rozpoznaje dawnych kolegów ze studenckich lat w Katowicach. Jest naturalny, bezpośredni i emanuje z niego pogoda ducha. Śpiewając w Warszawie Księcia, najbardziej ucieszył się ze spotkania na scenie właśnie kolegów ze studiów.

- Gdziekolwiek jestem, a widzę na afiszu nazwisko kogoś znajomego, to zawsze idę powiedzieć "cześć" - zapewnia, bo "gwiazdorzenie" wcale mu nie w głowie. Lubi mocno stać na ziemi. Ma grupę wiernych fanów, którzy śledzą jego artystyczne poczynania, co więcej chętnie wyruszają za nim po różnych teatrach operowych, piszą maile, komenmją występy. To też daje satysfakcję artyście. A co przynosi mu odpoczynek w nielicznych wolnych chwilach pomiędzy spektaklami na całym świecie? Otóż Piotr Beczała najbardziej lubi grać w golfa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji