Artykuły

Różewicz bez Nobla

W II połowie XX wieku nad Polską rozbiła się bania z poezją. W jednym czasie tworzyli Wisława Szymborska, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert i Tadeusz Różewicz. Dwoje pierwszych zostało laureatami literackiego Nobla, dwaj pozostali byli przez lata kandydatami do najważniejszej nagrody literackiej świata i pewnie by ją otrzymali, gdyby nie narodowe, kontynentalne i polityczne parytety, w które uwikłany jest Komitet Noblowski. Limit Noblów dla poetów z Polski został wyczerpany - pisze Mariusz Urbanek w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

W niedzielę [27 kwietnia], podczas gali kończącej Port Literacki, poeta Tadeusz Różewicz odbierze statuetkę Silesiusa, ustanowioną przez miasto Wrocław nagrodę za całokształt twórczości.

Bogdan Zdrojewski, dziś minister kultury, opowiada anegdotę o telefonicznej rozmowie z Tadeuszem Różewiczem w czasach, gdy sam był jeszcze prezydentem Wrocławia.

- Panie prezydencie, czy pan wie, że dziś jest Dzień Poezji? - spytał poeta.

- Na wszelki wypadek pogratulowałem - wspomina Zdrojewski - i pytam, dlaczego to akurat dzisiaj.

Okazało się, że ktoś nieznajomy właśnie zadzwonił do Różewicza z taką informacją.

- Dzień Poezji, to ciekawe - ciągnął poeta - bo wie pan, wyjrzałem za okno, a tam zwykła proza.

Wszyscy mu coś zawdzięczamy

Przez kilkadziesiąt lat telefon w jego wrocławskim mieszkaniu nie był zastrzeżony. W efekcie co roku przed maturami urywały się telefony od uczniów, a nawet pań polonistek, z pytaniem, co Poeta chciał powiedzieć w którymś z dramatów, albo z prośbą o interpretację wiersza. Tak powstał poemat "Sława", opublikowany kilka lat temu w "Odrze": " czy to pan Różewicz / ten sam co parę wierszów napisał? " / tak to ja / bo ja chcę pana Różewicza spytać / co jest podmiotem / we wierszu plemnik w spodniach ?"

W 2001 r. niechcący został wieszczem. Kilka lat wcześniej uparł się, żeby na okładce wydanego w 1996 r. przez Wydawnictwo Dolnośląskie tomu "Zawsze fragment". znalazło się zdjęcie jego dłoni trzymającej pamiątkową kulę z panoramą Manhattanu i dwoma wieżowcami World Trade Center. W wierszu z lipca 1995 r. pisał: "i jakiś fundamentalista / przygarnięty na łono Ameryki / korzystając z prawa do wolności / i szczęścia wysadzić chciał w powietrze / World Trade Center / może nie smakowała mu kawa / więc (sobie) pomyślał / w imię boga sprawiedliwego / wysadzę ten drapacz chmur / do nieba / razem z tysiącem ludzi".

Fragmenty dramatów i wierszy Różewicza zabrnęły pod strzechy, stając się elementem codziennego języka ludzi nieświadomych, kto jest prawdziwym autorem słów, których używają. Wersy "ocalałem / prowadzony na rzeź" z opublikowanego tuż po wojnie poematu "Ocalony" jak żadne inne oddały świadomość wojennego pokolenia. Tytuł "Nasza mała stabilizacja" skutecznie zastąpił długie wywody opisujące marazm czasów gomułkowskich. Weszły też do języka inne tytuły Różewiczowskich dramatów: "Stara kobieta wysiaduje", "Białe małżeństwo", "Kartoteka".

"Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak wyglądałaby powojenna poezja polska bez wierszy Tadeusza Różewicza. Wszyscy mu coś zawdzięczamy, choć nie każdy z nas potrafi się do tego przyznać" - napisała Wisława Szymborska.

Wieszcz bez Nobla

W II połowie XX wieku nad Polską rozbiła się bania z poezją. W jednym czasie tworzyli Wisława Szymborska, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert i Tadeusz Różewicz. Dwoje pierwszych zostało laureatami literackiego Nobla, dwaj pozostali byli przez lata kandydatami do najważniejszej nagrody literackiej świata i pewnie by ją otrzymali, gdyby nie narodowe, kontynentalne i polityczne parytety, w które uwikłany jest Komitet Noblowski. Limit Noblów dla poetów z Polski został wyczerpany.

Tym bardziej, że Różewicz nigdy o Nobla nie walczył. Przyjaciele Poety mówią, że jeśli tylko mógł coś zrobić, żeby członków komitetu do siebie zniechęcić, to właśnie to robił. Nigdy nie pojechał na żadną z promocji swoich książek w Szwecji. Także w Polsce od lat żyje poza głównym nurtem życia literackiego, najpierw w Gliwicach, a od końca lat 60. we Wrocławiu. Z ociąganiem i bardzo rzadko bierze udział w organizowanych przez kolejne uniwersytety sesjach i sympozjach poświęconych swojej twórczości.

W ogóle niechętnie wyrusza w świat ze swego miasta. Tak naprawdę godzi się na zagraniczne wyjazdy przede wszystkim po to, żeby obcować z malarstwem starych mistrzów, które jest jego wielką miłością (z wykształcenia jest historykiem sztuki). Do Londynu jedzie, żeby pójść do Tate Gallery, do Monachium, żeby odwiedzić jeszcze raz Pinakotekę i przekonać się, czy znany mu obraz wygląda dobrze w nowym miejscu i nowym oświetleniu. W miejsca związane z tą fascynacją potrafi jechać bardzo długo i bez wygód. Przejechał całe Niemcy, żeby w Colmarze stanąć przed najbardziej znanym dziełem Matthiasa Grünewalda "Ołtarzem z Isenheim". Innym razem przyjął zaproszenie na jeden wieczór w Greiswaldzie, a potem tłukł się z Wrocławia przez Poznań do Rostocka i dalej, tylko po to, żeby na własne oczy zobaczyć pejzaże z obrazów Gaspara Davida Friedricha.

Wyciągnąć ręce z kieszeni... dla Różewicza

Jednym z najczęściej przywoływanych cytatów z wierszy Różewicza są aktualne od chwili, gdy zostały napisane, inne słowa z "Ocalonego": "Szukam nauczyciela i mistrza / niech przywróci mi wzrok słuch i mowę / niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia / niech oddzieli światło od ciemności". Po budapeszteńskim przedstawieniu "Rajskiego jabłuszka" (w reżyserii Pawła Miśkiewicza), węgierski student napisał: "Dla Różewicza młodzi gotowi są wyciągnąć ręce z kieszeni". Młodzi na całym świecie znaleźli w Poecie z Polski nauczyciela i mistrza, który oddziela światło od ciemności, w języku, który rozumieją i akceptują.

Na uniwersyteckich seminariach studenci rozwiązują następujące ćwiczenie. Otrzymują od profesorów wiersz Różewicza zapisany jak proza, bez podziału na wersy. Mają sami podzielić go tak, żeby powtórzyć rytm, w jakim słowa układały się pod ręką Poety. Nikomu się nie udaje.

Niechętni Poecie krytycy uznawali, że to, co pisze, to właśnie zaledwie podzielona na wersy proza; badacze, którzy uwielbiają buchalteryjny porządek nawet w poezji, wyliczyli, że Różewicz jest twórcą IV systemu wersyfikacyjnego. Sam Poeta nie bierze udziału w sporach na temat swojej twórczości. W grudniu 1990 r. na wykładzie w University of Warwick mówił: "Pokolenie żołnierzy i partyzantów II wojny światowej wymiera, odchodzi oszukane i rozczarowane. Jestem poetą - tak się o mnie mówi, tak się o mnie pisze. Ale jestem przede wszystkim poetą swojej generacji. Generacji oszukanej przez rządy, przez ideologie i wiary, i przez samą siebie".

Pomniki i obrzydliwa sztuka

Wiersze Różewicza przetłumaczono na 44 języki, m.in. celtycki, albański, estoński, chiński, arabski, hinduski, hebrajski i jidisz. Nie mówiąc już o tłumaczeniach na języki skandynawskie i niemiecki, gdzie jest najbardziej znany i tłumaczony przez największych. W Uzbekistanie powstała kantata oparta na jego poezji, na Słowacji ukazała się płyta z "Requiem" do wiersza Poety, Opera Lipska obchodziła 300-lecie swego istnienia, wystawiając pieśni Różewicza, co na żywo transmitowała ZDF. W helsińskim parku miejskim stanął pomnik poezji Różewicza. Pochodzący z Polski rzeźbiarz Radosław Gryta na 12 głazach z czarnego granitu utrwalił "Opowiadanie o starych kobietach". W Lejdzie w Holandii na ścianie kamienicy ktoś umieścił, i to po polsku, wiersz "Pisałem". A w szwedzkim fachowym piśmie dla lekarzy psychiatrów przedrukowano poemat "Rodzina nadpobudliwych", który uznano za najbardziej precyzyjny opis symptomów choroby.

Ale miewał także kłopoty, i to poważne. Po premierze "Białego małżeństwa" (w 1975 r.) prymas Stefan Wyszyński w kazaniu w krakowskim kościele Na Skałce zaatakował autora "obrzydliwej sztuki teatralnej". Tak swobodne mówienie o budzącej się w młodej dziewczynie świadomości swej seksualności, jakie zaproponował Różewicz, nie mieściło się jeszcze w głowie.

Pisanego przez 17 lat (1955-1972) dramatu "Do piachu", historii ciemnego parobka Walusia, nie bardzo rozumiejącego różnicę między walką o ojczyznę a zwykłą "bandziorką", długo nie pozwalała publikować komunistyczna cenzura. Później, i w PRL, i w wolnej Polsce, atakowano "plugawą i antypolską sztukę" za nie dość heroiczny opis partyzantki (Różewicz był podczas wojny żołnierzem Armii Krajowej). W 1979 r. spektakl w reżyserii Tadeusza Łomnickiego w warszawskim Teatrze Na Woli został po gwałtownym sprzeciwie środowisk partyzanckich zdjęty z afisza, kolejna próba - w reżyserii Kazimierza Kutza w Teatrze Telewizji w roku 1990 - wywołała zachwyty krytyki i histeryczne protesty słane do premiera, Sejmu i Senatu przez krajowe i emigracyjne organizacje kombatanckie. Następnymi, którzy się odważyli sięgnąć po "Do piachu", była dopiero lubelska Kompania Teatr / Provisorium w 2003 r.

Poeta oszukanej generacji

Ponad pół wieku temu uznał za Theodorem Adorno, że poezja po Oświęcimiu przestała być możliwa. Jeśli nadal pisał, to jedynie po to, żeby wystawić swoim czasom świadectwo. Świadectwo gorzkie, ironiczne, złośliwe, czasem okrutne. Jego wiersze nazywano reportażami, notatkami, sprawozdaniami, poezja pojawiała się w nich dopiero na końcu. I nagle okazało się, że forma, której używa, surowa, chłodna, poszarpana, wydawało się pozbawiona poetyckiego ducha, doskonale przystaje do swoich czasów.

Ale naznaczony doświadczeniem wojny Różewicz opisuje nie tylko świat, w którym niemożliwa stała się poezja. Opisuje świat, w który niemożliwe stało się normalne życie, a mimo to z jakiegoś powodu ludzkość została na życie skazana. Atakowano jego wiersze i dramaty za nihilizm, pisano: "poezja rozpaczy". Ale to opinia krzywdząca jego twórczość. Rozpacz jest bezradna. Wiersze Różewicza nigdy bezradne nie były i nadal, mimo upływających lat i narastającej świadomości, że świat z coraz większym impetem pędzi ku przepaści, bezradne nie są. Budując swoje poematy ze strzępów kultury masowej, języka mediów, których jest wnikliwym obserwatorem i słuchaczem, odmawia swej zgody na świat, choć on w zamian za tę zgodę gotów byłby wznosić mu pomniki. Różewicz najwyraźniej uznaje uwielbienie tego świata za niewarte sprzeniewierzeniu się poezji.

1 czerwca 2006 r., kiedy wręczano mu doktorat honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego (sam wybrał Dzień Dziecka jako najlepszy na tę uroczystość), po 15 minutach przerwał wykład: "Ja już może skończę, nie chcę państwa znudzić, to będzie wydrukowane, więc sobie przeczytacie". Zebrał huragan oklasków, jak zawsze podczas bardzo nielicznych spotkań z publicznością.

Przeczytacie sobie

Odbierając kilka tygodni temu w Strasburgu Europejską Nagrodę Literatury za rok 2008, swoje przemówienie poświęcił poetom, strasburskiej katedrze i... pasztetowi. Bo uznał, że mistyka i metafizyka kuchni oraz poezji są w duchowym jadłospisie człowieka równouprawnione.

"Mawiało się w dawnych czasach, że poeta jest kapłanem i błaznem. Nietzsche gdzieś powiedział: Nur Narr, nur Dichter ... i tak dalej, i tak dalej... Zacząłem 87.rok życia, piszę wiersze od 70 lat... i nie wiem, kim jest poeta... ale wiem, że nie jestem ani kapłanem, ani błaznem. Jestem człowiekiem, człowiekiem, który pisze wiersze".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji