Artykuły

Tango z końca świata

Sławomir Mrożek sprawił swym krytykom i interpretatorom niespodziankę, o której już wszędzie głośno; napisał sztukę, jakiej się po nim nie spodziewali. Od czystej groteski, bufonady i pastiszu odszedł w stronę psy­chologii, całościowego widzenia otaczającego nas świata. "Tango" Mrożka w Teatrze Starym należy do wydarzeń teatralnych co się zowie; w starannej reżyserii Jerzego Jarockiego, ze scenografią Lidii Minticz i Jerzego Skarżyńskiego, w wyborowej obsadzie aktorskiej - pozostanie na długo w pamięci widzów, wśród których cieszy się ogromnym jak na krakowskie stosunki powodze­niem. Bo też i bardzo krakowska ta sztuka, nie umniejszając jej uniwersalności - takie salony i takie typy, których protoplastów słusznie szuka się u Witkacego i Gombrowicza, można jeszcze tyl­ko w tym mieście spotkać. Uro­czo i dowcipnie zagracony salon, i ludzie-antyki, wśród tego chao­su snujący swoje zdziecinniałe sny o przeszłości górnej, chmur­nej i buntowniczej nigdzie chy­ba nie mogą mieć tak specyficz­nego smaczku, jak w mieście z c.k. przeszłością, mieście stare­go mieszczaństwa, Zielonego Balonika i awangardy. Nawet ta­niec bezsiły i poddania się bez­władowi, jakim jest tańczone w finale przez Eugeniusza i Edka tango ma w sobie coś z "Wesela" Wyspiańskiego - ale potraktowanego uniwersalistycznie, jako "koniec świata". Jakiego? o to właśnie idzie, tu interpreta­cje mogą być dość szerokie. Oczywiście, przede wszystkim i w najbardziej narzucającym się kształcie jest to likwidacja bun­tów dziadów i ojców, prowokacji obyczajowych z fin de siecle`u i "pięknej epoki", swego "epato­wania mieszczanina", przy po­mocy czego rozwichrzeni artyści tamtych czasów usiłowali zmienić świat. Mrożek robi zjadliwy i pełen celnych uogólnień ramanent postaw filozoficznych, które - jak wytarte liczmany - mogą dziś śmieszyć, ale działają jedno­cześnie w sposób ukryty i prze­wrotny na myślenie określonych kół, zatruwają atmosferę pozo­rami postępu i buntu, które w gruncie rzeczy okazują się być nonkonformistycznym konfor­mizmem i płaskim nihilizmem. Uwikłany w ten świat, który obawia się konfliktów i ucieka od idei, walczyć z nim usiłuje przedstawiciel młodego pokolenia Artur.

Artur ma w sobie coś z boha­terów romantycznych. Rodzice, ongi upajający się swoimi artystowskimi buntami przeciw bli­żej nie sprecyzowanym konformiz­mem i filisterstwom, teraz sami pełni obłudy i nieznośnego za­kłamania, chcieliby go widzieć artystą. Mają mu do zaoferowania cały kramik własnych prze­granych złudzeń, chcieliby go "upupić" właśnie poprzez pchnięcie w bunt. Ironia Mrożka dotyczy jednak nie tylko re­manentów - jest żywiołowym protestem przeciw "wiekowi końca ideologii". Artur (Jan Nowicki) nie tylko ulega groteskowości - stylizuje jak i jego oto­czenie, kładąc babcię na katafal­ku, a wujowi Eugeniuszowi wkła­dając klatkę na kanarki na gło­wę; przeżywa także własny, ro­mantyczny i racjonalistyczny za­razem sprzeciw wobec zdziecin­nienia i niemożności, wobec ka­tastrofizmu, który grozi w każ­dej chwili nieobliczalnym wybuchem, choć dojrzewa wśród moli i secesyjnych rupieci. Starsi napełniają go raczej przerażeniem, niż szyderstwem - z ich bezsilnością i tolerancyjnością bez zasad, która deprawuje. Nie może nawet z nimi walczyć; nie są przeciwnikami, ciosy godzące w nich grzęzną jak w pierzynie. Ich starczość, niby bezsilna, sta­je się groźną siłą, zemstą umie­rającego świata. Dlatego bardzo tragicznie i autentycznie brzmi okrzyk Artura: "Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki nie znajdziemy idei". Przyznać trzeba, że okrzyk ów odbija w jakiś sposób i współczesne polskie niepokoje, splecione z tymi, które przywykliśmy uważać za powszechne znaki naszych trudnych i nie­bezpiecznych czasów. W postaci Ali pokazał Mrożek jak działa zaraza bezkonfliktowości na naj­młodsze pokolenie - już nawet nie to Artura, oznaczone umow­nie jak rocznik 1940.

"Tango" operuje poetyką złożoną z wielu nawarstwień, wśród których rozpoznać można wszel­kiego rodzaju ,,czyste nonsensy", groteski, bufonady, absurdy stare i nowsze, splecione z realistycznymi momentami, z serio traktowaną często gęsto psychologią. Ten bogaty zestaw środ­ków służy do wyeksponowania czterech postaci, z których każ­da warta jest osobnej rozprawki, w świetnej interpretacji: Celi­ny Niedźwieckiej (Eugenia), Tadeusza Wesołowskiego (Euge­niusz), Mirosławy Dubrawskiej (Eleonora) i Kazimierza Fabisiaka (Stomil). Towarzyszy im typek - żygolak, Edek (Jerzy Bińczycki), którego rzekomą krzepą moralną zachwycają się zdziecinniali staruszkowie.

Zwłaszcza Stomil i Eugenia są sylwetkami wyjątkowo wielomiarowymi. Powoduje to, że nie pa­trzymy na przeciwników Artura wyłącznie jako na marionety; prawdy i nieprawdy przez nich reprezentowane stają się bardziej krwiste i plastyczne. Oczywiscie "Tango" jest zbyt bogatym przedstawieniem, aby można by­ło wyczerpać jego problematykę w niewielkim omówieniu. Dlatego na zakończenie mogę tylko jedno powiedzieć: trzeba "Tango" koniecznie zobaczyć i przemy­śleć samemu. Warto!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji