Artykuły

Nuda na koturnie

Reżyser zdaje się nie ufać długim partiom solowym i decyduje się na zabieg wprost z teatru amatorskiego: rozbija niektóre monologi i wszystkie pieśni na wersy i każe je wypowiadać poszczególnym aktorom. Takie działanie nie dynamizuje spektaklu, przeciwnie: odbiera mu majestatyczny ton serio i sprowadza na manowce rodzajowości - o "Antygonie" w reż. Bogdana Cioska w Teatrze Groteska w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Teatr Groteska kolejny raz mierzy się z klasycznym utworem. Proponowana w cyklu "Scena dla Dorosłych" inscenizacja jest jednak dziełem dalekim od doskonałości. Szwankuje tam zarówno aktorstwo żywego planu, jak i pomysł na formy lalkowe. Niespełna godzinny spektakl dłuży się niemiłosiernie.

Scena pod Kopułą, gdzie grana jest "Antygona", przypomina trochę teatr budowany na modłę grecką. Wokół sceny (greckiej "orchestry") rozstawiona jest w półokręgu widownia ("theatron"). Tu jednak podobieństwa się kończą. Grecki amfiteatr przywoływany jest na zasadzie odległego echa, Scenę zamyka bowiem ciężka, pęknięta na pół ściana - jakby drzwi do innej przestrzeni, z których jednak żadna z postaci nie korzysta przez cały czas trwania spektaklu. Nie ma ściany pałacu opatrzonej trzema wejściami, chór jest rozmyty i pozbawiony koryfeusza. Widzimy ciemną przestrzeń o niejasnym przeznaczeniu, kilkoro aktorów i wielkie lalki.

Naturalnych rozmiarów manekiny, jedyne lalki wykorzystywane w przedstawieniu, zaścielają podłogę sceny. To trupy pomordowanych w bratobójczym konflikcie żołnierzy. Za chwilę jednak staną się również niemymi członkami chóru, wezmą również udział w korowodzie radującym się z zakończenia walk. Lalki w objęciach aktorów niby tańczą radosny taniec zwycięstwa, niby padają wraz z aktorami na ziemię, niby przewracają się, potrącane przez wzburzonego Kreona (Włodzimierz Jasiński) - wszystko to jednak odbywa się "niby". Akcja dramatyczna rozgrywana jest w teatrze żywego planu, lalki pojawiają się w roli elementu usprawiedliwiającego inscenizację Sofoklesa w teatrze lalkowym. Plan żywy jest absolutnie dominujący i skupia na sobie niemal całą uwagę. Do tego ogromne, sztywne manekiny nie stwarzają właściwie możliwości animacyjnych, można nimi jedynie poruszać.

Skoro wiadomo już, że to żywy aktor skupia na sobie uwagę widza, warto przyjrzeć się, co ów aktor ma do zaproponowania. A nie jest tego wiele. Bogdan Ciosek, reżyser spektaklu, kazał aktorom wypowiadać tekst z patosem i dosadnością. Ich nienaturalny sposób mówienia kłóci się z prostotą plastycznego pomysłu na inscenizację. Pusta scena, zamknięta pękniętą ścianą i szare, mało zróżnicowane kostiumy w zestawieniu z koturnową manierą grania sprawiają, że w widzu może zrodzić się konsternacja i pytanie o powód takiego złożenia. W żaden sposób bowiem nie służy ono spektaklowi, nie naprowadza widza na jakikolwiek temat, nie buduje napięcia między postaciami czy relacji z widownią. Wygląda raczej na dość przypadkową decyzję, czy może wręcz niedopatrzenie reżysera.

Z całego przedstawienia można jedynie domyślać się jego głównego tematu. Jak się zdaje, spektakl miał podkreślać racje Kreona. Ta postać jest szczególnie mocno eksponowana, jej klęska i tragiczny los najsilniej zapada w pamięć widzów. Jednak trudno powiedzieć, czy to świadomy zabieg reżysera, czy kwestia solowego występu aktora. Antygona Mai Kubackiej, skonfrontowana z przesadnie ekspresywną grą Jasińskiego, wypada mizernie i blado. Aktorka nie potrafi nadać postaci siły i indywidualnych cech charakteru. Trzyma się blisko tekstu, wygrywa tylko to, co w nim zawarte i nie ma odwagi postąpić krok dalej. Mocną kontrę dla Jasińskiego mogłaby stanowić Elektra w wykonaniu Małgorzaty Brożonowicz-Sienkiewicz, ale ze względu na konstrukcję samego tekstu (Elektra pojawia się tylko w ostatnim epeisodion) stanowi jedynie silną, elektryzującą (nomen omen) pointę. Kilka wersów przez nią wypowiadanych to odprysk teatru, jaki chciałoby się zobaczyć na scenie Groteski. Pozostali aktorzy, patetycznie i ciężko deklamujący wersy Sofoklesa, nie są w stanie porwać widzów, choć próbują przełamać nieznośny ciężar spektaklu działaniami fizycznymi (Paweł Mróz - Strażnik) czy szerokimi gestami (Piotr Rutkowski - Hajmon). Wszyscy jednak grzęzną w magmie płaskiej interpretacji reżyserskiej.

Problemy, jakie porusza dramat Sofoklesa, nie zostały wyartykułowane. Pieśni chóru, pocięte na wersy, wypowiadane po kolei przez aktorów, przestają nieść ładunek emocjonalny. Reżyser zdaje się nie ufać długim partiom solowym i decyduje się na zabieg jakby wprost z teatru amatorskiego: rozbija niektóre monologi i wszystkie pieśni na wersy i każe je wypowiadać poszczególnym aktorom. Takie działanie nie dynamizuje spektaklu, przeciwnie: odbiera mu majestatyczny ton serio i sprowadza na manowce rodzajowości.

Najnowsza premiera Groteski broni się tylko stroną wizualną. Trudny w odbiorze przekład, bardziej literacki, niż teatralny, niefunkcjonalne lalki i złe aktorstwo obniżają jakość spektaklu, czyniąc z emocjonującej tragedii spektakl chłodny, nijaki i nieciekawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji