Artykuły

Sarmackie zwierciadło

Niejednolitość i nadmiar pozostawiają wrażenie niedostatecznego uformowania i braku zdecydowania w doborze wykorzystywanych środków - o "Sarmacji" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie pisze Marta Zgierska z Nowej Siły Krytycznej.

Obecny sezon teatralny w Lublinie obfituje w spektakle rozprawiające się z narodowymi wadami. Tym razem przyszła kolej na Teatr im. Juliusza Osterwy, gdzie wystawiono sztukę Pawła Huelle "Sarmacja" w reżyserii Krzysztofa Babickiego.

Już sam tytuł odnosi nas do obrazu sarmaty utrwalonego w kulturze, a wraz z nim do przewijającego się przez wieki krytycznego spojrzenia literatów na typowe cechy Polaka. Sztuka napisana przez Pawła Huelle staje się ich ilustracją, trafną, ale dosyć łagodną i tradycyjną. Spektakl przynosi więcej przyjemności z obserwacji kalejdoskopu zakorzenionych w naszej świadomości zachowań, niż gorzkiej tragikomedii czy prawdy, która przebijałaby się gdzieś głębiej.

Przedstawiane na scenie wydarzenia, choć rozwijają się logicznie, nie prowadzą do żadnego wyraźnego finału. Zakończenie jest symboliczne. Do utworu "Rozmowa z XVI-wiecznym portretem przodka" Jacka Kaczmarskiego aktorzy zdejmują z ascetycznej scenografii, niczym z genealogicznego drzewa, swoje sarmackie portrety. Finałowa scena mogłaby być poprzedzona zupełnie innymi epizodami, gdyż służą one tylko egzemplifikacji narodowych przywar. Sztuka składa się z luźnych scen, które łączyć ma wspólny cel - rozrachunek z Polską. Niezmywalne, nieco szkaradne piętno, jak żądza pieniądza, obłudne traktowanie ideałów chrześcijańskich czy pozorny honor wypływają wraz z kolejnymi scenami. Widzimy pogardę dla nauki, zaściankowość, korupcję, zabieganie o własne interesy, deprawację na szczycie czy nieprawość w kościele. Najbardziej sugestywny staje się obraz sejmiku na Lubelszczyźnie, który obnaża istotę politycznego życia i jego głębokie uwarunkowania sarmacką tradycją.

Charakter łącznika pełni także wprowadzenie dwóch par, mianowicie dziada lirnika (Tomasz Bielawiec) i bakałarza (Przemysław Gąsiorowicz) oraz dwójki woźnych (Jerzy Rogalski, Roman Kruczkowski). Sceny z ich udziałem przeplatają się, stanowią komentarz i są rdzeniem warstwy komediowej. Pozostają najbardziej wyraziste i dlatego zasługują na docenienie. Poziom humoru w spektaklu jest jednak nierówny. Kilka scen budzi ogólne rozochocenie, jednak akurat te, przynajmniej dla doświadczonych widzów, trącą niepierwszą świeżością.

Rysunek psychologiczny postaci jest bardzo schematyczny. Bohaterowie nie są pełnowymiarowi, to raczej figury będące nośnikiem stereotypów, składowe obrazów, które ukonkretniają noszone przez nas wyobrażenia o własnym narodzie. Taka konstrukcja postaci nadaje się doskonale do osiągnięcia celu postawionego sobie przez autora. Sceniczny świat przyobleczony zostaje w kostium historyczny (Barbara Wołosiuk), jednak do widza bez problemu dociera przedstawiany schemat funkcjonowania, który wciąż pozostaje aktualny i idealnie pasuje do współczesnej nam rzeczywistości. Możemy spróbować przejrzeć się w odbiciu sprzed kilku wieków, którego symbolem na scenie staje się zwierciadło, nieco niewyraźne, acz mocno odbijające światło.

Najpełniej wybrzmiewający i najbardziej dojmujący w całym spektaklu okazuje się śpiew Jacka Kaczmarskiego. Jego głos płynący z offu przekazuje treści prościej i może skuteczniej niż cały zestaw scen odgrywanych przez grupę aktorską Osterwy. Utwory z płyty "Sarmatia" stanowią także dla spektaklu rodzaj zewnętrznej ramy, klamry spojrzenia z dystansu. Pozostałe dźwięki (Marek Kuczyński), choć są dobrą ilustracją wydarzeń scenicznych, sprawiają, że gdzieś gubi się spójność płaszczyzny akustycznej.

W realizacji Krzysztofa Babickiego mamy dużo więcej tego typu przeskoków. Cała paleta nastrojów. Choćby wcześniej wspomniane sceny komediowe, a także bardzo efektowny chwyt zamrożenia ruchu w scenach zbiorowych na czas podniosłego kazania księdza czy ekspresyjny taniec śmierci, który zostaje przeniesiony wprost ze średniowiecznych wyobrażeń. Spektakl pozostaje niejednorodny także w sposobie budowania poszczególnych scen. Pojawiają się fragmenty grane w nieco kameralnym nastroju, przez typowe sceny rozpisane na kilku aktorów, po wielkie sceny zbiorowe i muzyczne, jak danse macabre, polonez czy scena finałowa. Skrajnie różne estetyki z trudem utrzymywane są przez nić wspólnego tematu. Ta niejednolitość i jednocześnie nadmiar pozostawiają wrażenie niedostatecznego uformowania i braku zdecydowania w doborze wykorzystywanych środków.

Istota problemu tkwić może w przywiązaniu Teatru im. Juliusza Osterwy do wprowadzenia w sztukach scen zbiorowych, prawdopodobnie po to, by obsadzić praktycznie wszystkich aktorów z zespołu. Warto jednak zastanowić się, co powinno być priorytetem. Większa sublimacja oraz selekcja treści i formy mogłaby stać się milowym krokiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji