Artykuły

Jerzy Stuhr: Jak nas widzą w Europie

Wiele Pan podróżuje. Czy zauważył Pan, że Europa stoi przed nami otworem? Czy już staliśmy się dla niej znowu interesujący? - z Jerzym Stuhrem [na zdjęciu w kafejce w Hanowerze], aktorem i reżyserem, rozmawia Maria Malatyńska.

- Mam na ten temat bardzo mieszane uczucia. Niedawno brałem udział w oficjalnej delegacji kinematografii polskiej do Paryża, w związku z rokiem kultury polskiej we Francji. A kilka miesięcy wcześniej byłem w tym samym miejscu, przy okazji festiwalu paryskiego, jako uczestnik festiwalu, i to z tym samym, zaprezentowanym i teraz filmem ("Pogoda na jutro"), ciesząc się wówczas wypełnioną po brzegi salą reprezentacyjnego kina na Champs Élysées. Ale tym razem, wchodząc na salę kina MK2, czyli kina pozostającego w gestii znanego nam dobrze i przyjaznego nam producenta francuskich filmów Kieślowskiego, Marina Karmitza, zauważyłem, że zaledwie pół sali jest zajęte. Siedzą niemal sami Polacy, francuski minister nie przyszedł, nasz minister musiał się wycofać, Andrzej Wajda z Legią Honorową w klapie musiał szybko wyjść, bo nawet mu nie wypadało zostać - wydaje się, że Francuzi chcieli nas upokorzyć. Na drugi dzień w naszej ambasadzie było wielkie przyjęcie, na które zaproszony został kwiat kultury paryskiej i polskiej, ale minister Waldemar Dąbrowski w pięknej mowie po francusku mówił tylko do nas, bo nikogo z Francuzów nie było. Nawet minister kultury Francji przyszedł dopiero przy deserach, przepraszając, że się spóźnił, bo zatrzymały go obowiązki.

Popatrzyłem na to trochę okiem inscenizatora i pomyślałem, że to wygląda na działanie celowe. Może jest to pokłosie jakichś zadrażnień innych, politycznych, a kultura jest tylko tego odpryskiem? Nawet zainteresowanie prasy było nikłe, jakieś trzy recenzje, i choć nie powinienem narzekać, bo dobrze napisali o moim filmie, to jednak, w całości, ta wizyta musiała napełnić nasze serca smutkiem. Nawet moje osobiste wrażenia były cokolwiek schizofreniczne: jako przedstawiciel kultury polskiej poczułem się niemal odstawiony na bocznicę.

Natomiast jeżeli jeżdżę sam i reprezentuję tylko siebie, jest zupełnie inaczej. I w odbiorze filmu, i w rozmowach z ludźmi. I nie dotyczy to tylko Francji. Kilka miesięcy temu uczestniczyłem w zastanawiającym spotkaniu w Mediolanie. Reprezentacja Krakowa towarzyszyła podpisywaniu umowy o braterstwie miast. I raz za razem, nawet w drobiazgach, przeżywaliśmy tam kolejne szczeble upokorzenia: a to okazało się, że naszych imprez nikt w ogóle nie rozreklamował, więc nikt się nimi nie zainteresował, a to nasz prezydent musiał gdzieś iść na piechotę, a to nie został zaproszony na jakiś bankiet... Jednym słowem - arogancja!

Gdyby trzeba było to uogólnić, to mogłoby się nawet wydawać, że trudne jest to nasze wejście do Europy. Ciągle jesteśmy traktowani jak ci, których tam, w Europie, troszkę należy się obawiać. Troszkę się należy od nich opędzać. Czy to znaczy, że nikt nie jest nami zainteresowany? Dawniej Zachód chciał poznać naszą odmienność. Jeśli filmy moralnego niepokoju czy wcześniej szkoły polskiej robiły takie kariery na Zachodzie, to tylko dlatego, że wszyscy chcieli zobaczyć jak tam, za "żelazną kurtyną", jest. A teraz nikt nawet nie podejrzewa, że jakąkolwiek odmienność posiadamy. Ale czy dlatego, że idziemy drogą, którą oni znają: arywizm, rozpychanie się łokciami, dzikość i bezwzględność społecznych reakcji itd., czy też dlatego, że w sztuce, w zachowaniach imitujemy innych, przestaliśmy być oryginalni?

Jesteśmy teraz w takim niedobrym stadium: już ubrani jak na Zachodzie, sklepy niby te same, salony Mercedesa i innych wielkich firm takie same, a mentalność jeszcze wciąż odstająca. Czy to znaczy, że minęło bezpowrotnie nasze pięć minut? Publiczność zachodnia patrzy teraz na Iran, bo tamtego świata nie zna, a kino ma zawsze tę fantastyczną możliwość, że może przybliżyć innych ludzi, pokazać jak żyją... Dlatego kino azjatyckie, południowoamerykańskie, wszelkie, które się nie wyrzeka swojej odmienności, nie wstydzi się swojego pochodzenia i swojego doświadczenia, pozostaje intrygujące. Najgorsze jest takie, które zaczyna imitować. Czy właśnie to się nam przydarzyło?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji