Artykuły

"Zmierzch"

Prezentację Babla przez Jerzego Jarockiego w Starym Teatrze ośmielam się uznać za wydarzenie ważne, pro­pozycję godną rozważenia przez inne sceny. Jest to w jakiejś mierze odkrycie nowego autora, fascynujące­go autora, którego nieobecność w naszych teatrach nie wydaje się uzasadniona. Trochę musi dziwić to odkrycie spóźnione: od napisania "Zmierzch" upłynęło lat... 40, od jego przełożenia na j. polski przez Jerzego Pomianowskiego - 7 (publikacja w "Dialogu" 1960, nr 9).

Uroda, tego przedstawienia, ta wypadkowa współdziałań autora, reżysera, aktora, plastyka. Znakomity jest tekst, wyborne są rozwiązania i przejścia od jednej do drugiej kwestii, od tonacji moll do tonacji dur. I ta wprost niezwykła celność opisu, cha­rakteryzacji postaci, a nade wszystko umiejętność tworzenia nastroju, bar­wy gramatycznej, bez których przedstawienie staje się martwe. U Babla żyją nie tylko ludzie, żyją także przedmioty, rzeczy. Jest to świat kolorowy, zróżnicowany, pełen napięć, sprzeczności i kontrastów. Nie jednoznaczny i nieprzetłumaczalny na język pojęć dyskursywnych. Prowadzi to w jakimś stopniu do zatarcia wyrazistości in­telektualnej problemu, jasności oceny moralnej sytuacji kreowanych, pewnej dwuznaczności, która dezorientuje wi­dzą czy nawet prowadzi go na fałszywe tropy.

Kim jest Benia Krzyk? Hulaką, młodym wytwornym człowiekiem bez skrupułów, który nie waha się pognę­bić swojego ojca poniżając go aż do okrucieństwa w ostatniej scenie, czy też bohaterem romantycznym sprawu­jącym sąd w imię nadrzędnej spra­wiedliwości? Franciszek Pieczka i Ma­rek Walczewski, którzy grają tę rolę, na przemian, nie ograniczają ambiwa--lencji psychicznej i moralnej tej po­staci. Walczewski jeszcze ją powiększa zbyt mocno angażując się w obronę postawy Benia Krzyk. Nie wolny od pęknięć wewnętrznych, skłóconych ze sobą żywiołów, jest także Mendel Krzyk (gra go z dużą brawurą Wiktor Sadecki), postaś jakby wyjęta z Do stojewskiego, bardzo gorąca i bardzo rosyjska, tragicznie przeżywająca swój los, czy może swoją starość, która nie stała się jeszcze starością pełną, świa domą, umiejącą rozumieć naturę "zmierzchu" życia, odejścia. Jego prze­miany czy też załamania, które przychodzą po bójce z synami, zaskakują widza niespodzianką, niezwykłością motywacji, czy też pominięciem niektórych jej ogniw. Istnieją dwie równouprawnione możliwości interpretacji tego przeobrażenia: jedna - stwierdzenie przez Mendla Krzyka absolutnej klęski, druga - odnalezienie równowagi przez zgodę na życie takie, jakie jest, przez afirmację naturalnego porządku rzeczy. Gra Wiktora Sadeckiego unika w tym punkcie akcentów zdecydowanych; problem pozostanie otwar­ty. Dopowiedzenie należy już do widza.

Jerzemu Jarockiemu udało się osiągnąć w "Zmierzchu" jedną rzecz niebagatelną: niepowtarzalny klimat świa­ta Bablowskiego, jego fizyczną niemal konkretność, specyficzny humor, ję­zykowy i sytuacyjny, sąsiadujący z jednej strony - z liryzmem, zamyśleniem, z drugiej - z ironią, grotesko­wą karykaturą. Obraz wprzęgnięty zo­staje w system znaczeń uniwersalnych, nie powiązanych z kategoriami czasu i przestrzeni. Wykracza poza naturalistyczną ilustrację folkloru żydowskiego sprzed pół wieku (akcja "Zmierzchu" rozgrywa się przed pierwszą wojną światową na przedmieściach Odessy). Jarocki nie eksponuje konfliktów ra­sowych. Odsuwa je rączej na marginesy. W centrum jego uwagi znąjdują się problemy egzystencjalne: sens życia, wartość buntu i marzenia, zakorzenienie w świecie i niewystarczalność świata.

W "Zmierzchu" reżyser odkrywa po­krewieństwo Babla z Czechowem, z poetyką skrótu, zagęszczenia dramatycznego, kontrapunktu, zaskoczenia, z drapieżnością satyryka i miękkością liryczną poety. Odczytuje Babla po­przez współczesny "teatr absurdu": Jonesceo, Becketta, Różewicza. Ustawia obraz sceniczny w coraz to innych konwencjach gatunkowych: dramat rodzinny, komedia obyczajowa, music hall, western, tragedia klasyczna... Struktury dialogowe wzbogaca śpie­wem, recytacją, modlitwą, pieśnią liturgiczną, znajdując zawsze właściwą ich naturze tonację. Mimo odrębności nastrojów i zmian rytmów w poszcze­gólnych scenach, widz odbiera spek­takl jako konstrukcję spoistą, zestro­joną wewnętrznie, podporządkowaną bez reszty logice artystycznej. Scenografia koresponduje z założeniami re­żysera, muzyka - z optyką obrazu, gra aktora - ze stylem kostiumu.

W opisie tego spektaklu nie można pominąć wkładu scenografa, Urszuli Gogulskiej, która kroczy w czołówce polskich plastyków teatralnych. Jej "dekoracje" nie tylko ilustrują, lecz także interpretują i komentują wyda­rzenia sceniczne. Organizują nastrój przedstawienia, poddając reżyserowi jakiś jeden ton czy jedną barwę np. w "Zmierzchu", w którym kilka roz­wiązań wydało mi się wręcz znakomi­tych; wymieniam jedno bardzo efek­towne: obraz płonących świec, rzu­cony jakby w filmowym skrócie, zdy­namizowany przez śpiew i sytuację dramatyczną narastającą na scenie. Robota aktorska bez zarzutu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji