Artykuły

Współczesne wady w dawnym kostiumie

"Sarmacja" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Prapremierę "Sarmacji" Pawła Huelle w Lublinie ratuje jedynie inscenizacyjny rozmach.

Autor "Weisera Dawidka" napisał tragigroteskę, w której zmierzył się z typowymi wadami Polaków. W "Sarmacji" umieścił wszystko, co stanowi stereotyp rodaka. Przypatrzmy się więc sobie samym: leniom, opojom i warchołom.

Skorumpowani urzędnicy państwowi pobierają apanaże od ambasadorów obcych mocarstw. Posłowie rozmaitych stronnictw pod byle pretekstem skaczą sobie do oczu. Władca narodu poprawia stan kiesy, kupcząc tytułami, nadaniami ziemskimi i orderami.

Do kompletu dodajmy jeszcze skandale obyczajowe wysoko postawionych reprezentantów narodu. Obłudę kościelnych hierarchów przegrywających biskupie insygnia przy karcianym stoliku. I jawną pogardę kontuszowych panów dla nauki i w ogóle wszelkiej wiedzy - z teorią Kopernika włącznie - wykraczającej poza pojmowanie świata przyswojone z domowych modlitewników.

Sztuka jest kolażem scen, z których każda z osobna posiada wewnętrzną dynamikę, lecz istnieje bez związku z pozostałymi. Próbą powiązania ich w pewną całość jest wprowadzenie dwóch przedstawicieli ludu wędrujących przez sejmikującą Lubelszczyznę. Komentują obserwowane wydarzenia, niekiedy nawet do akompaniamentu liry korbowej. Nie zmienia to faktu, że całość nie ma wyrazistych pierwszoplanowych bohaterów i jest kompletnie adramatyczna.

Reżyser Krzysztof Babicki sprytnie obszedł się z mało wdzięcznym materiałem scenicznym, dając pełne przepychu widowisko w stylu Schillerowskich "obrazków śpiewanych". Można w nim podziwiać szlachetków, kiedy rozsiewają iskry ze skrzyżowanych w zwadzie szabel, albo efektowny, opętańczy taniec śmierci.

Było czym sycić oko, ale i ucho, zwłaszcza że przedstawienie posiłkuje się kilkoma utworami Jacka Kaczmarskiego z jego albumu "Sarmatia". Nie zbywało miejscami widowisku na dowcipie, bywało pieprznym, jakkolwiek czasami niepotrzebnie obliczonym na rechot sali, choćby wtedy, gdy padają słowa o lustracji.

Aluzje do współczesności ustępowały jednak temu, co odwiecznie nasze, polskie, jak starodawna obyczajowość biesiadna, z obowiązkowym wychylaniem toastów za zdrowie zgromadzonych, czyli swoich. Typowy Polak kocha bowiem tylko to, co znane i swojskie, a pogardza tym, co inne, nie nasze, obce. Z wyjątkiem obcej waluty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji