Artykuły

Jeden Judasz...

Istnieje bogata literatura na temat Judasza. Bohater jest frapujący, głównie ze względu na niejasność motywów, jakie kierowały jego historycznym postępkiem; na ogół nikt z piszących nie chce uznać, by "trzydzieści srebrników" było argu­mentem wystarczającym. Zaintereso­wanie Judaszem wzrosło w naszej literaturze u schyłku modernizmu, a potem u jego epigonów; śladem tego dwa dramaty: "Judasz" Tetmajera i Rostworowskiego. A także rzucona mimochodem uwaga Tadeusza Micińskiego, który wprawdzie o Juda­szu nie pisał (wolał zajmować się od razu Lucyferem), ale to wzmożone zainteresowanie tłumaczył: "Na dwu­nastu dobrych był dawniej jeden Ju­dasz, teraz na dwunastu Judaszów, jeden jest dobry" ("Noc rabinowa"). Ireneusz Iredyński wydrukował w roku 1985 w "Dialogu" dramat "Że­gnaj, Judaszu", który obecnie docze­kał się prapremiery w Starym Tea­trze w Krakowie. Co więcej, zainte­resował tak wybitnego reżysera jak Konrad Swinarski. Nie jest to dra­mat historyczny. Raczej poetycka fantazja na taki temat: że Judaszo­wi, gdyby pojawił się dzisiaj, także nie pozwolono by, choćby chciał, uczciwie dokonać żywota.

Załóżmy zatem, że istnieje taki uczciwy człowiek, jest w jakimś kra­ju (chyba w pobliżu Peru) jednym z dwunastu przywódców ruchu wy­zwoleńczego. Wpadł kiedyś w ręce policji, przypadkowo, nic o nim nie wiedzieli pewnego, więc nie wydał pomimo tortur. Ale uwolniony, utra­cił zaufanie Szefa i komilitonów. Są­dzą, że jednak musiał był wydać. Więc zamierzają poddać go wyszu­kanej torturze - aby ocalić ruch, aby uchronić się przed policją.

Nie zdradzę, jak to się dzieje, że na scenie do takiego pokazu tortur jednak nie dochodzi. Nasz Judasz natomiast (takie jest imię owego człowieka, skutek fantazji jego ojca, albo fanatyzmu powołał się bowiem podobno wobec proboszcza, chrzcząc syna, na fakt, że Judasz także był apostołem...). Judasz więc wpada po­nownie w ręce policji, która ma te­raz przeciw niemu więcej poszlak - i zamierza skłonić go do zeznań przy pomocy tej samej wymyślnej tortu­ry, do jakiej gotowali się przed chwi­lą jego komilitoni...

Za pierwszym razem Judasz nie zdradził; może także dlatego, żeby przeciwstawić się fatalizmowi swego imienia, domyślnie: losu; inaczej mówiąc: aby zakwestionować pewien archetyp kulturalny związany ze sprawą zdrady. Okazuje się jednali, że był to heroizm daremny. Nie wierzą w taką prawdę swoi, drwić będzie z niej policja. I Judasz wreszcie, uzna, że nie warto sprzeciwiać się archetypicznym konwencjom literac­kim: trzeba zdradzić, powiesić się, jak należy, jak tego każdy od niego ma prawo oczekiwać. Uczciwość i bohaterstwo Judasza zostały wysta­wione na najwyższa próbę, której nie podołał, gdy zarówno swoi jak i policja dobrali się do niego przy po­mocy specjalnej lecz tej samej tor­tury. Iredyński zostawia jednak cień nadziei: gdybyż jedni i drudzy ze­chcieli torturować inaczej... być mo­że, ocalałaby wtedy uczciwość tego człowieka, podołałby próbom, jakim zostaje poddawany. Natomiast ta tożsamość instrumentalna, ta tożsa­mość metod, służących jakoby od­miennym celom, stała się dla Juda­sza nie do zniesienia, kazała mu zwątpić w jakiekolwiek wartości, w sens swego nowego życia, kazała więc poddać się przepisanemu tra­dycją rytuałowi, a zarazem spełnić życzenie policji.

Nie stanęła natomiast na poziomie historycznego rytuału policja: sre­brniki oddane przez Judasza ubogiej dziewczynie - odebrała jej.

Ale zarazem ta scena pokazuje, że Judasz Iredyńskiego jest osobistością sentymentalną, jego gesty są sen­tymentalne, zarówno te "pozytywne" (stosunek do dziewczyny i swoją zdradą "urządzenie" jej życia), jak i negatywne, czyli sam fakt zdrady, załamania się wobec tożsamości tor­tury. Ta skaza sentymentalna na osobowości bohatera występuje tym ostrzej, że autor pokrywa ją językiem grubym, brutalnym - i takimiż sytuacjami scenicznymi. Te brutalizmy okazują się w końcu tanimi pozorami, bo dusza w gruncie aniel­ska... Fatalnie zaciążyła nad naszą literaturą recepta przepisana przez Słowackiego, albo też jego diagnoza naszego "czerepu" była tak słuszna i przenikliwa... Wydaje mi się zre­sztą, że zarazem jedno i drugie: trafnie obserwował, ale i obserwacjami swymi zaciążył nad "późnymi wnukami", jak ich nazwał kto inny.

W tym pomieszaniu brutalności z sentymentalizmem widzę słabość utworu, ale i jego nieoryginalność, przynależność, można by powiedzieć, do polskiej szkoły czytelników i na­śladowców Dostojewskiego. Otóż im głębiej patrzą oni w człowieka, w swego bohatera, tym więcej widzą w nim "duszy anielskiej", dobrych in­tencji, skłonności sentymentalnych. Zupełnie przeciwnie niż mistrz, któ­ry każdą stronicą umacnia w nas przeświadczenie, że nawet zbrodnia jest jeszcze... tym najlepszym, co mogło się wydarzyć jego bohaterom.

Ale pewna słabość ogólnej kon­cepcji "Judasza" Iredyńskiego, na­wet w połączeniu z nastrojowością i rozgadaniem, nie umniejsza bystro­ści obserwacji autorskich, nie od­biera utworowi nerwu dramatyczne­go. Iredyński jest dość mocny w ry­sowaniu poszczególnych sytuacji, go­rzej jest z nizaniem tych sytuacji w dramatyczne kontrapunkty, lub przynajmniej z atrakcyjnym fabula­ryzowaniem dialogów. Za to ostatnie zdanie mógłby się autor na mnie obrazić, jako że dramat współczesny dawno już odszedł od fabularyzowa­nia; chciałem jednak powiedzieć tyl­ko tyle, że ta stara szkoła była do­brą szkołą dramatopisarską.

Wracajmy jednak do tego, co u Iredyńskiego dramatyczne. To nie­wątpliwie dialog, w którym znajdu­jemy perełki. A także pewne ogól­niejsze sytuacje psychologiczne. Otóż komilitoni, którzy podejrzewają Judasza, stawiają mu taki zarzut: nie możemy ci ufać; ponieważ ty z każdym z nas rozmawiasz inaczej: z inteligentem jego językiem inteli­genckim, z byłym bokserem mono­sylabami sportowca; rozmawiać tak­że potrafisz o tym, co każdego z nas interesuje. Jasne więc jest, że nie można tobie ufać... Takiej dialek­tycznej szermierki jest tam więcej i trzeba przyznać, ona robi najlepsze wrażenie, zachęca bowiem, by na czystą dialektykę... także patrzeć dialektycznie...

Konrad Swinarski wyreżyserował przedstawienie we własnej sceno­grafii. Zarówno scenografia, jak re­żyseria były proste, przejrzyste, chciałoby się powiedzieć męskie, w swej wymowie, bez ozdobników, bez pomysłów, które mogłyby się wydać zbędne. Wbrew prądom, obficie ob­mywającym nasz teatr, nie uległ po­kusie tzw. twórczości reżyserskiej (może właśnie zniechęcony tym, że zbyt wielu ulega, większych i mniejszych), lecz poświęcił sie aktorom i cieniowaniu pomiędzy nimi napięć psychicznych, emocjonalnych, wreszcie tych dialektycznych, o któ­rych była już mowa. W ten sposób Swinarski nie pominął niczego smakowitego w sztuce, a wspomniane słabości zręcznie, choć za cenę pew­nego znużenia widza solennością ak­cji, tuszował. I oto otrzymaliśmy nie tylko sztukę współczesną na scenie, lecz także przedstawienie aktorskie, co równie rzadkie. Na czoło wysuwała się Anna Polony w roli Dziew­czyny. W młodej, nieukształconej, niedorozwiniętej istocie narasta mi­łość do Judasza, ona jedna pojmuje intuicyjnie jego uczciwość; najpierw oswajana przez mężczyznę drobnymi łagodnymi gestami, później - przy­wiązująca go do siebie, litość prze­mieniająca w szczerą sympatię, a może i co więcej. Te wszystkie prze­miany uczuciowe Polony zagrała po mistrzowsku. Jako Judasz wystąpił Henryk Giżycki, nie przyciągał je­dnak uwagi swoim aktorstwem, bo­hatera, by tak powiedzieć, relacjo­nował. Jerzy Bińczycki soczystymi, mocnymi, lecz sympatycznymi kon­turami zarysował postać boksera. Je­rzy Nowak wystąpił jako komisarz policji: sądzę, że monotonia tej roli była założeniem reżysera i aktora. Jak również monotonia Piotra w wykonaniu Jerzego Treli. Miało to za­pewne znaczyć, że od powszedniego nudziarza do ekstraordynaryjnego kata droga wcale nie jest daleka... Obecny sezon jest w Starym Tea­trze sezonem dramatu współczesne­go. Nie każde przedstawienie jest za­pewne wydarzeniem, ale najistot­niejsze wydaje się zainteresowanie tym dramatem wybitnych reżyse­rów. Ponadto - zgłaszając takie czy inne zastrzeżenia do samych utwo­rów - nie sposób nie zauważyć, że nie schodzą one nigdy poniżej pozio­mu, od którego zaczyna się literatu­ra. Może ta uwaga stanie się przy­czynkiem do wyjaśnienia kwestii: co to znaczy literatura w teatrze i ja­kie ma tam prawa? Otóż znaczy przede wszystkim to, żeby tekst pa­dający ze sceny nie był grafomaństwem. A obowiązkiem reżysera i teatru jest strzec - jak w przypad­ku "Żegnaj, Judaszu" - aby tekst, nawet ryzykowny, nie pociągnął przedstawienia w otchłań wulgarno­ści czy bezsensu. Użyłem tych dwóch słów celowo; zapewne padną wobec Iredyńskiego takie zarzuty. Będą je­dnak wynikiem pruderii lub złej woli. Język autora jest prowokują­cy, nie można jednak powiedzieć, by "kwestia Judasza", jakkolwiek wy­rażona, była mniej prowokująca i drastyczna moralnie. Reżyser zaś zrobił wszystko, aby właśnie ta kwe­stia, a nie prowokacja językowa, sta­ła się problemem przedstawienia i widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji