Brecht nie do przebicia
"Opera za trzy grosze" w reż. Roberta Wilsona z Berliner Ensemble na XXIX Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Pisze Krzysztof Kucharski w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
Dramaty Brechta mają mroczne klimaty, Wilson wystawił "Operę..." w ferii świateł i barw oraz wręcz laboratoryjnej czystości dekoracjach.
Najpierw się pochwalę - oglądałem wszystkie spektakle muzyczne na wszystkich Przeglądach Piosenki Aktorskiej.
Dlatego z całą pewnością mogę oświadczyć, że "Opera za trzy grosze", zaprezentowana przez Berliner Ensamble, była w tym gatunku największym wydarzeniem artystycznym i szczerze wątpię, żeby coś w tym roku je przebiło.
Robert Wilson, twórca tego wystetyzowanego do granic możliwości przedstawienia (bo dalej jest już kicz), robi przeciętnie jedną premierę rocznie, ale jest ona wymyślona w każdym szczególe - od przesłania, prostej, ale symbolicznej scenografii, ruchu aktorów, aż po detale makijażu każdej postaci. Wilson nigdy nie poprawia autorów, ale oprawia ich swoją własną estetyką, rozpoznawalną od pierwszej sceny. Zrobienie sztandarowego dramatu z songami w samym gnieździe, bo w założonym przez Brechta teatrze Berliner Ensamble, było wyzwaniem szczególnym. Dramaty Brechta mają mroczne klimaty, Wilson wystawił "Operę..." w ferii świateł i barw oraz wręcz laboratoryjnej czystości dekoracjach.
Aktorów uformował niemal w porcelanowe figurki, które powtarzają swoje gesty i ruchy, bo w repertuarze nie mają ich za wiele, a poruszają się po dokładnie wyznaczonych trajektoriach. Wszystko jest proste, czytelne dla każdego (barierę językową złamały wyświetlane tłumaczenia dialogów i songów), przejrzyste w każdym zamyśle - są piękne sceny, momentami dowcipne.
To spektakl, w którym istotny jest każdy niuans. Oglądając go tylko jeden raz,trudno nawet wychwycić wszystkie aluzje i artystyczne żarty Wilsona.
Muzyka grana na żywo brzmi jak w strażackiej remizie i jest dodatkowym komentarzem do tego, co Brecht napisał. Publiczność wrocławską oczarowała Jenny - grana wspaniale przez znaną w Polsce, choćby z filmu Wajdy "Danton" Angelę Winkler. Cała widownia przyjmowała spektakl z entuzjazmem, a zakończyła przedstawienie długą owacją na stojąco. Uważam, że całkowicie zasłużoną.
Poniedziałkowe przedstawienie we wrocławskim Teatrze Polskim trwało trzy godziny. Tym razem Wilson, Amerykanin z wielką wyobraźnią, potraktował widzów bardzo łagodnie. Jego przedstawienia zazwyczaj są długie. Rekordowym była opera bez słów "Życie i czasy Józefa Stalina", która trwała... 12 godzin.