Artykuły

Bałamutne igranie "Makbetem"

"Makbet" w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Cechą człowieka jest niestałość. I wcale nie musi ona wynikać ze zmienności charakteru ani tym bardziej nie musi być determinowana losem. Bywa, że czci się mistrza, bywa, że dystansuje od niego, przeciw niemu buntuje. Ja po premierze "Makbeta" w Teatrze im. S.Jaracza w Łodzi buntuję się przeciw reżyserowi Mariuszowi Grzegorzkowi. Przeciw temu, że zaniechał inscenizacji szekspirowskiej tragedii na korzyść akademickiego wywodu filozoficznego na temat przeznaczenia.

Siły zła i moce piekielne władające ludźmi i światem można pokazać pięknie, korzystając z siły teatru i inteligentnej wyobraźni widzów. Mariusz Grzegorzek zamiast tego woli scenę zamienić w ołtarz, na którym odprawi "czarną mszę". Bez dystansu, którego brak chwilami jest w stanie ośmieszyć wszystko.

"Makbet" w zapisie realizowany jest skrupulatnie, z tekstu niewiele zostało wykreślone (co nie jest ani zarzutem, ani komplementem). Jednak, zamiast życia i bohaterów, na scenie podziwiać możemy jedynie fascynację reżysera analizą. Inscenizowanie własnych przebiegów intelektualnych jest prawem, by nie powiedzieć obowiązkiem reżysera. Ale takim samym prawem i obowiązkiem jest dawać teatrem przyjemność, polegającą na czerpaniu satysfakcji z uczestnictwa w zdarzeniu niezwykłym, rozbudzającym. Tymczasem "Makbet" w propozycji Mariusza Grzegorzka to pokorne, skromne inscenizacyjnie, literackie opracowanie tekstu dramatu w jednym wymiarze.

Po scenie strojonej w czterdzieści pięć świec (trzy dodatkowe występują gościnnie tylko w niektórych sytuacjach) nie chodzą ludzie, a poruszają się archetypy. Reżyser, przywdziewając szaty proroka, odprawia obrzęd: wiedźmy - piekielne wysłanniczki, zwodzą Makbeta dwuznacznymi słowy, które Makbet interpretuje jednoznacznie. Zupełnie jak reżyser tekst Szekspira.

Przyszły król i morderca (Makbet - w tej roli Ireneusz Czop) od pierwszego pojawienia się zdradza obłęd, archetyp pokornego pieczeniarza (Banko - Mariusz Jakus), w trosce o przyszłość dynastii nie zdradza sekretu archetypowi dobra i sprawiedliwości (Dunkan - Andrzej Wichrowski). Archetyp kobiety zbrodniarki (Lady Makbet - Ewa Audykowska-Wiśniewska) popycha Makbeta do pierwszego morderstwa: zło pokonuje dobro, by na końcu stało się odwrotnie. Towarzyszący spektaklowi łomot kotłów musi bez przerwy podkreślać wagę słów, w myśl zasady: im coś jest głośniejsze, tym bardziej ma rację.

Po drodze wiemy jeszcze tylko, że Grzegorzek pragnie, by zapadła się "obręcz świata", bo wszystkim kierują siły zła piekielne. A ludzie pozwalają się nimi kierować. Osobiście nie mam pewności, czy jedyną prawdą o Makbecie jest ta, że nie miał świadomości wyboru. Tym bardziej że miał umiejętność oceny.

Reżysera nie zainteresował dystans samego Szekspira do opisywanych zdarzeń i znaczeń, nie zajęły emocje, wahania, uczucia - słowem człowieczeństwo bohaterów. Powołanymi na scenę archetypami muszą kierować imperatywy, więc reżyser odprawia precz także metaforykę "Makbeta". Zdobiąc własną skroń koroną demiurga, odsłania najdelikatniejszą, najbardziej wstydliwą część siebie: wszechwiedzącego guru.

Mariusz Grzegorzek poświęcił dużo sił i energii na zrealizowanie szamańskiego przedstawienia. Jestem przekonany, że swoich wyznawców oczarował. Uwiedzeni są pewnie i ci, którzy bezkrytycznie ulegli manipulacji reżysera, bądź co bądź profesora w szkole filmowej. Może faktycznie czarem i szczytem mądrości jest trzy i pół godziny pokazywać streszczenie rozdziału opracowania "Makbeta" pod tytułem "Znaczenie przeznaczenia w życiu jednostki" na tle gromnic, posługując się na przemian symboliką i naturalizmem. Może to wystarczy za całego "Makbeta"?

Mnie takie komunikowanie półprawd ex cathedra, bez odrobiny wdzięku i dystansu, nie przekonuje do wartości scenicznego dzieła. To, że aktorzy poddali się bez reszty reżyserowi i ze swych zadań wywiązali doskonale (wszyscy, bez wyjątku) małą jest pociechą, bo "Makbet" to za silny i mądry tekst, by używać go jako tworzywa do warsztatowych igraszek. A właśnie taką igraszką wydaje mi się "Makbet" Mariusza Grzegorzka, który tym razem bałamuci, w centrum stawiając siebie, a nie Szekspira i ludzki los.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji