Artykuły

Ze śmiercią im do twarzy

"Rosencrantz i Guildenstern nie żyją" warszawskiego Teatru La M.ort to widowisko jak na grupę niezależną nietypowe. Spektakl - prezentowany w ramach trwającego do niedzieli w Żaku przeglądu The Best OFF - w niezmienionej praktycznie formie prezentowany mógłby być na scenie repertuarowej - pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

I nic w tym dziwnego: formację tworzą profesjonaliści, absolwenci stołecznej Akademii Teatralnej. Większość aktorów grupy na "co dzień" zarabia pieniądze na scenach zawodowych, aby w La M.ort realizować się scenicznie. Formacja założona przez reżyser Ewelinę Kaufmann (dawniej Góral) ma już na koncie dziesięć realizacji; "Rosencrantz i Guildenstern nie żyją" Toma Stopparda to najnowsza z nich.

Dramaturg głównymi bohaterami czyni dwójkę postaci drugoplanowych z "Hamleta" Williama Szekspira, przyjaciół księcia Danii z dzieciństwa. Autor buduje ich historię korzystając z urywków zdań, które padają w najsławniejszym tekście Stratfordczyka. I tak otrzymujemy spójną historię, z wezwaniem przyjaciół na duński dwór, spotkaniem z trupą aktorską (tą samą, która u Szekspira na życzenie Hamleta odgrywa przed Gertrudą i Klaudiuszem scenę morderstwa starego króla), rozmową z księciem i wreszcie feralnym rejsem do Anglii. Jednak dramat - a za nim spektakl Teatru La M.ort - jest przede wszystkim poruszającą opowieścią o śmierci. O sile i ostateczności śmierci. I o tym, jak rzadko o niej w ogóle myślimy, a jeżeli już, to jak nieudolnie usiłujemy oswoić się z jej świadomością.

Inscenizacja, przygotowana przez Ewelinę Kaufmann jest niezwykle podporządkowana słowu, ascetyczna i - trudno o lepsze określenie - tradycyjna. Scenografia praktycznie nie istnieje: widzimy pustą, ciemną scenę z dwoma banerami, ukazującymi... wnętrze grobu. Podzielona jest ona cienką białą linią, symboliczną granicą pomiędzy życiem i śmiercią, której Rosencrantz i Guildenstern już nie mogą przekroczyć. Jedyne rekwizyty głównych bohaterów to podróżne worki i monety. Zabiegi te pozwalają, zgodnie z zamysłem reżyser, w pełni wybrzmieć tekstowi.

A odczytanie "Rosencrantza i Guildensterna" jako opowieści o śmierci nie wyczerpuje wszystkich sensów dramatu. Jest on - do pewnego momentu - wyśmienitą, błyskotliwą i inteligentną komedią, z absurdalnymi żartami i efektownymi pojedynkami słownymi bohaterów. Dramat Stopparda jest także interesującą, postmodernistyczną intertekstualną grą z "Hamletem" Szekspira. Grą posuniętą tak daleko, że Rosencrantz i Guildenstern są zaledwie o krok od odkrycia, że nie są "prawdziwymi" ludźmi, ale jedynie bohaterami elżbietańskiego dramatu. I nie mogą w żaden sposób wpłynąć na swoje losy, bo te zostały spisane dawno temu. I tysiące razy od tamtego czasu odegrane na scenie. Jednak sam wyśmienity dramat nie czyni dobrego spektaklu - a takie z pewnością jest widowisko Teatru La M.ort. Potrzeba jeszcze profesjonalnego aktorstwa z perfekcyjnym opanowaniem tekstu oraz ogromnej subtelności w znalezieniu równowagi pomiędzy komizmem i powagą "Rosencrantza i Guildensterna". Na szczęście artyści z Warszawy dali sobie dobrze radę i z jednym, i z drugim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji