Artykuły

Pęknięte kurczaki

Widzom pozostaje czekać na pełniejszy, dojrzalszy obraz polskiej emigracji - o spektaklu Zabić superwajzora jak 14 tysięcy kurczaków" w reż. Dawida Żłobińskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.

Czy wiecie, jak wygląda życie polskiej emigracji? Czy wiecie, jak w pogoni za funtami i euro ludzie spadają na dno egzystencji? Jeśli nie wiecie, wybierzcie się do Kielc na sztukę

"Zabić superwajzora jak 14 tysięcy kurczaków" debiutanta Łukasza Rippera w reżyserii aktora Dawida Żłobińskiego na małej scenie Teatru im. Żeromskiego, zwanej Pokojem Becketa. To jeden z pierwszych, nie do końca dopracowanych i przemyślanych głosów młodego pokolenia o emigracji zarobkowej.

Sztuka jest debiutem reżyserskim Żłobińskiego, który biorąc na siebie podwójną rolę: reżysera i aktora, podjął się wielkiego wyzwania. Zadanie to karkołomne, aby z nierównego tekstu zrobić dobre przedstawienie. Myślę, że dużo bardziej doświadczeni reżyserzy mieliby z tym spore problemy. Dlatego cieszy, że choć kilka scen jest naprawdę sprawnie zagranych i wyreżyserowanych.

"Zabić superwajzora" nie jest wybitnym dziełem, lecz sztuką pękniętą, nudną i niezbyt odkrywczą. Natchnienie nakazało autorowi podzielić ją na dwie części: realistyczną i symboliczną. W pierwszej mamy więc nieszczęśników - ludzi po studiach, pracujących w rzeźni, codziennie szlachtujących niewinne kurczaki. Praca im nie pasuje, codzienność ich przytłacza, a w czasie wolnym zajmują się głównie piciem wódki i oglądaniem pornosów. Prowadzą bezdennie głupie dysputy przecinane dużą ilością przekleństw. Rozmowy o niczym nużą publiczność, zwłaszcza, że zagrane są bardzo statycznie i sztucznie. Być może to kwestia słabej gry aktorskiej: zamknięty w sobie, wiecznie przestraszony Cherlawy (Dawid Żłobiński), olewający wszystko cwaniaczek Woda (Artur Słaboń) i nijaka Julia (Ewelina Gronowska) grają na jednej nucie, a kilka nieco zabawnych tekstów przelatuje niezauważonych. Świetna scenografia Łukasza Błażejewskiego, brudnawe kafelki i lustro wydłużające w nieskończoność niewielką przestrzeń Pokoju Becketta, zimne martwe światła przygnębiają jeszcze bardziej. Przerażająca, okrutna superwajzorka - symbol zła jest bardziej wytworem wyobraźni bohaterów sztuki niż rzeczywistym zagrożeniem i diabelską mocą. Nasi nieszczęśnicy postanawiają ją zabić.

Mielibyśmy całkiem niezły kryminał, gdyby nie część druga dramatu - narkotyczno-alkoholowy odlot bohaterów, który sprawia, że ani widzowie, ani twórcy spektaklu już nie wiedzą, czy superwajzorka została zamordowana, czy nie. Oniryczne wizje to skrzyżowanie horroru, "Wesela", "Dziadów" i filmu porno. Nędznicy z rzeźni zaczynają mówić wierszem, sypie się pierze, ostry nóż błyska, a widzowie otumaniani są światłami ze stroboskopu i głośną muzyką. Paradoksalnie to najlepsza scena spektaklu: w kieleckim teatrze po raz pierwszy powiało nowoczesnością, a za niezwykle sugestywnie ukazaną scenę zbliżenia seksualnego należą się Dawidowi Żłobińskiemu największe brawa (choć może niepotrzebnie na końcu staje się zbyt dosłowna). Sprawna reżyseria nieco ukryła nędzę i banalność tej sceny.

Całą sztukę otula nastrój niepowodzenia. Prapremiera na kieleckiej scenie sprawiła, że sztuka prawdopodobnie odpadnie z konkursu o Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną, mimo, że z 29 innymi tekstami znalazła się w drugim etapie. W powodzenie sztuki nie wierzą chyba także twórcy spektaklu, obsadzając w roli Julii będącą przy nadziei Ewelinę Gronowską, chyba, że przygotowano za nią jakieś zastępstwo. Stan aktorki (gratuluję z całego serca) wpłynął także na reżyserię. Miałam niejasne poczucie, że twórcy spektaklu starają się ukryć naprawdę już widoczny brzuszek.

"Zabić superwajzora..." ma jeszcze otoczkę plotkarską. Sztukę napisał syn dyrektora Teatru im. Żeromskiego, Piotra Szczerskiego. Łukasz Ripper od kilku lat jest operatorem wózka widłowego w Szkocji, a teraz także dramaturgiem po debiucie. Jak stwierdził w rozmowie ze swoim ojcem w "Gazecie Teatralnej" towarzyszącej premierze, sztuka "sama mu się napisała". Być może, gdyby nieco nad nią popracował, tato mógłby być z niego jeszcze bardziej dumny. Widzom pozostaje czekać na pełniejszy, dojrzalszy obraz polskiej emigracji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji