Artykuły

Łatwy i lekki, ale nie zmusza do refleksji

"Trans-Atlantyk" w reż. Piotra Siekluckiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Monika Rosmanowska w Gazecie Wyborczej - Kielce.

"Trans-Atlantyk" w adaptacji Piotra Siekluckiego przypomina powieściowy pojedynek bez kul - nie rani, ale bawi. Wizja Polski i Polaków stworzona przez anty-Polaka, bluźniercę i deprawatora jest dziś w stanie przerazić chyba tylko jedną osobę - Romana Giertycha.

A Gombrowicz i Sieklucki mówią o ważnych rzeczach. Pokazują polskie piekiełko, na które składa się galeria groteskowych i zadufanych w sobie postaci: dyplomatów, biznesmenów, arystokratów. Życie polskiej emigracji w Buenos Aires, do którego Gombrowicz dociera tytułowym transatlantykiem w przededniu wojny, upływa na intrygach, kłótniach, pojedynkach i polowaniach. Tu o ojczyźnie mówi się sporo. W końcu Polak zawsze zwycięża, Polak odważny jest, butny, waleczny - pójdzie na Berlin, Żydów, na Madagaskar. Ale to pieniądz jest największą wartością, nie "Mazurek Dąbrowskiego", a pobrzękujące monety są najmilszą dla ucha muzyką.

Sieklucki trudnego i ciężkiego Gombrowicza przedstawia z zaskakującą lekkością i łatwością. Ma to jednak też swoje minusy. Spektakl nie zmusza do refleksji. Wykorzystanie w ogromnych ilościach groteski, pastiszu i ironii sprawia, że widz skupia się na formie. Treść gdzieś znika, najczęściej w wybuchach głośnego śmiechu.

Spektakl jest dość nierówny. Obok scen świetnych i dynamicznych - jak np. w scenie łazienkowej, w której spotyka się Miku bohaterów, a aktorzy bez słowa i tyłem do publiczności potrafią świetnie zagrać - są i przedłużające się, jak chociażby wizyta Gombrowicza u ministra, czy niezrozumiałe -jak scena z ostrogami, które pozostali bohaterowie wbijają w Gombrowicza, czy wreszcie dość mętne zakończenie.

Nierówna jest też gra aktorska. Są perełki, jak rola Dawida Żłobińskiego (Pyckal), który szczeka na scenie i zachowuje się jak ratlerek, czy Pawła Sanakiewicza, który w roli homoseksualisty Gonzala nie mówi cienkim głosikiem i nie wygina dłoni w charakterystycznym geście, ale szuka innych środków wyrazu i dzięki temu jest bardziej wiarygodny. Trudną i dość niewdzięczną rolę miał Hubert Bronicki, który wcielił się w Gombrowicza, wśród Pyckala-ratlerka i Ciumkały-kaczki ginie też Michał Węgrzyński w roli Barona.

Forma, szczególnie gdy przenosi się Gombrowicza na scenę, jest bardzo ważna. Gdy jednak staje się pierwszoplanowa, przysłania świetny tekst. Autor "Trans-Atlantyku" najeżył swoje dzieło pułapkami, w niektóre Sieklucki wpadł. Co jednak ważne, reżyser zdaje sobie z tego sprawę i już wie, jak zrobi "Trans-Atlantyk", a na pewno czego będzie unikał, jeżeli jeszcze kiedyś przyjdzie mu się z tą sztuką zmierzyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji