Artykuły

Pycha Dantona i Klaty

"Sprawa Dantona" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Jan Klata zrobił ze "Sprawy Dantona" farsę o rewolucji w stylu Alfreda Jarry'ego z songami pop. To jego najmniej przekonujący spektakl od lat.

"Sprawa Dantona" miała być drugą teatralną odsłoną rozważań reżysera nad rewolucją - po "Szewcach u bram" pokazujących manowce IV RP w TR Warszawa.

To był błyskotliwy współczesny spektakl. Grane w kostiumach wrocławskie przedstawienie jest bardziej uniwersalne, ale nie wnosi niczego nowego. Politycy jacy są - już widzieliśmy.

Największą satysfakcję ze "Sprawy Dantona" powinna mieć Yoko Ono, ponieważ przedstawienie kończy eksperymentalna kompozycja Johna Lennona "Revolution No 9". Słynny, ale rzadko grany muzyczny kolaż z "Białego Albumu" ilustruje aktorską etiudę, w której przywódcy rewolucji francuskiej zachowują się jak pacjenci domu wariatów z mechanicznie powtarzanymi gestami i bełkotliwymi monologami. Koszmar, absurd, chaos.

Pewnie i tak można pokazać polityków w okresie gwałtownych przemian, ale inaczej też by się dało. I właśnie dowolność skojarzeń, na których reżyser oparł interpretacje dramatu Stanisławy Przybyszewskiej, jest najbardziej drażniąca. To spektakl didżeja, który przygotował składankę najsłynniejszych piosenek o tematyce rewolucyjnej. Słuchamy kompozycji T. Rex i Tracy Chapman - jest miło, przyjemnie i przebojowo. A kiedy Danton w obliczu grożącej mu gilotyny śpiewa "Czy naprawdę chcesz mnie zranić" Culture Club, robi się nawet śmiesznie. Są też w spektaklu inne żarty: gdy ludowy trybun ma wziąć od Anglików pieniądze za sabotowanie rewolucji - przez scenę jedzie zdalnie sterowany czołg z brytyjską flagą. Robespierre rozpoczyna czystki z piłą elektryczną w rękach.

Szkoda, że nie wyrżnął w pień slumsowatych chałupek, które wypełniają scenę. Nie wiem, co mają nam sugerować. Biedę, globalną wioskę, klimat "Ubu króla"? Trudno też dociec, dlaczego aktorzy kilkakrotnie przypominali nam, że tylko przedstawiają historię o wodzach rewolucji, a nie są nimi - wypadały im wtedy z kieszeni współczesne rekwizyty.

Największym atutem przedstawienia są pojedynki słowne i monologi Marcina Czarnika (Robespierre) oraz Wiesława Cichego (Danton). Grają z dystansem, a jednocześnie z zachowaniem dyscypliny, ironicznie i serio. Ich bohaterowie to ludzie z krwi i kości, którzy poza polityką oddają się namiętnościom, romansują, mają chwile wielkości i śmieszności. Danton udowadnia, że nie ma takiego kłamstwa, którego nie potrafiłby wmówić masom. A Robespierre przekonuje się, że nad polityczną wojną nie można zapanować i każda rewolucja pożera własne dzieci. W teatrze bywa podobnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji