Artykuły

Interesujący debiut

"Łucja z Lammermoor" w reż. Berta Bijnena w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.

Dawno już nie słyszałem w tym teatrze tak entuzjastycznych braw dla wykonawcy. Zebrała je Karina Skrzeszewska-Głuch, dla której partia tytułowej Łucji była pierwszą główną rolą w jej karierze. Zaprezentowała ona nie tylko pięknie brzmiący głos, ale również dużą kulturę muzyczną i talent aktorski.

I chociaż premiera zakończyła się sukcesem, to jej początek nie nastrajał zbyt optymistycznie. W pierwszej scenie chór i orkiestra rzadko zgadzały się w tempach, a jednym i drugim zdarzały się nieczystości intonacyjne i brak zgrania. Na dodatek reżyser nie bardzo miał pomysł na rozegranie tej sceny; jak Norman przechodził w prawą kulisę, to chór truchcikiem biegł w przeciwną stronę. Po co? Nie potrafię wytłumaczyć. Zresztą sceny zbiorowe nie są najmocniejszą stroną reżyserii tej inscenizacji utrzymanej w czarno-białej tonacji. Sporo w nich jest niekonsekwencji. "Jaka ona blada" - śpiewa chór, stojąc tyłem do ukazującej się Łucji, w finale śpiewają o tym, że Łucja umiera, a ta od początku leży martwa na scenie przykryta czerwonym płaszczem itd. A jednak po pierwszej scenie dałem się wciągnąć w wir scenicznych wydarzeń, chór i orkiestra wyrównały brzmienie, a reżyseria przestała mi przeszkadzać, podobnie jak przypominająca strych scenografia. Skupiłem się na muzyce i śpiewie, czyli na tym, co w operach epoki belcanta najistotniejsze. A tego właśnie można było słuchać z niekłamaną satysfakcją.

Bohaterką wieczoru była bez wątpienia wspomniana wyżej Karina Skrzeszewska-Głuch, która po niezbyt pewnie (trema) zaśpiewanej arii "Regnava nel silencio" kolejne sceny śpiewała z podziwu godną swobodą i lekkością, precyzyjnie, a zarazem subtelnie, kreśląc obraz zakochanej dziewczyny, którą miłość doprowadzi do tragicznego finału. Płynne legato, precyzja koloraturowych pasaży szła w parze z dobrze wyważoną dynamiką i subtelnie brzmiącymi pianami. Jej kreacja miała właściwą dramaturgię oraz ekspresję, napięcie emocjonalne i siłę wyrazu. Odbierało się ją jako prawdziwą. Koloratura nie jest w jej przypadku czystym popisem technicznej sprawności, ale służy pogłębieniu i dopełnieniu dramatu głównej bohaterki. Czego najpełniej dowiodła w wielkiej scenie obłędu "Il dolce suono", sprawiając, że widownia wręcz zamarła z wrażenia. Gdyby jeszcze w kilku miejscach udało się jej ograniczyć "entuzjastyczny dynamizm", to można by mówić o pełni szczęścia. Dzielnie jej dotrzymywał kroku, obdarzony mocnym, o wyrównanym brzmieniu barytonem Mariusz Godlewski, w partii jej okrutnego brata. Stworzył przekonujący obraz twardego, a jednak chwilami pełnego wątpliwości i wyrzutów sumienia Lorda Ashtona. Jego interpretacja sprawiła, że była to postać pełna pasji i determinacji w zmierzaniu do upragnionego celu. Duetu Łucji z Ashtonem w II akcie słuchało się z prawdziwą przyjemnością.

Do pełni szczęścia zabrakło, niestety, dobrego wykonawcy roli nieszczęśliwego Edgara. To, co zaprezentował w tej partii Sergey Drobyshevsky, zupełnie mi nie odpowiadało. Jego matowy, pozbawiony większego blasku głos o niedużym wolumenie z trudem radził sobie z trudnościami tej partii, szczególnie w górze skali. W całej kreacji zabrakło dramatycznego napięcia oraz swobody i naturalnej elegancji w prowadzeniu belcantowej frazy. Tadeusz Serafin przy dyrygenckim pulpicie prowadził orkiestrę z precyzją i wyczuciem proporcji brzmienia wobec głosów śpiewaków. Budował też konsekwentnie narastający w muzyce dramat. Szkoda tylko, że niezbyt spójnie brzmiący na początku słynny sekstet "Chi mi frena in tal momento" z II aktu, gdzie kunsztownie splatają się wściekłość Edgara, ból i rezygnacja Łucji, skrucha Ashtona, przerażenie Rajmunda i Artura oraz współczucie Alicji, położył się cieniem na całości i dynamice tej sceny. Premierze towarzyszyła, przygotowana przez Juliusza Multarzyńskiego, wystawa poświęcona Marcelinie Sembrich-Kochańskiej, przygotowana z okazji obchodów 150-lecia urodzin tej wielkiej polskiej śpiewaczki. Złożyło się na nią kilkadziesiąt interesujących zdjęć artystki i jej scenicznych partnerów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji