Artykuły

Jak Krasiński widział rewolucję

Hrabia Zygmunt na starość był wstecznikiem, za młodu katastrofistą. Zresztą już za młodu pisał: "poza arystokracją nie ma nic w Polsce, ani talentów, ani światła, ani poświęcenia. Nasz stan trzeci jest niczym, nasi chłopi są maszynami. My jedni stanowimy Polskę". Za młodu zdawał sobie jednak sprawę z nieodwracalnego zwycięstwa sił postępu: "Radykalizm poniesie nas, by nas obalić i zetrzeć z ob­licza ziemi" - i za młodu uogromniał swój strach do prze­czucia ogólnej katastrofy "jakowaś klęska olbrzymia zbliża się ku światu". Tak zwierzał się ojcu, przed którego męską ener­gią i stanowczością jego mięk­ka, masochistyczna natura ko­rzyła się zawsze.

"Nieboska Komedia" jest wyrazem tych przekonań i obaw wzburzonego feudala. Jakie uczucia w niej dominują? Prze­rażenia i nienawiści. Przeraże­nia przed tym, co musi nastą­pić - Krasiński rozumiał i u-znawał, że nastąpić musi - i nienawiść do tych, których o wielką inspirację nieodległego już w czasie przewrotu poma­wiał: do dzieła Szatana w pla­nie boskim, do knowań Żydów w planie ziemskim. Żydzi bo­wiem - tłumaczył Krasiński w "Nieboskiej" - są mózgiem i ramieniem tych sił, wrogich chrześcijańskiemu ładowi i pa­nowaniu arystokracji, które nio­są rewolucję społeczną. Dodaj­my do tego gorzką świadomość, że arystokracji też nie reprezen­tują aniołowie, że, przeciwnie, także w obozie obrońców Oko­pów Świętej Trójcy dominuje nędza moralna i ideowa, zgoda na zgniły kompromis do granic upodlenia ....a będziemy mieli "Nieboska Komedię". Jaka w niej rola osobista Hrabiego Hen­ryka, alter ego autora, romanty­cznego obrońcy straconych po­zycji? Intelekt podpowiada: "dramat układasz". Wysnuje się historia Męża i Żony, klęski ży­cia i niespełnionych marzeń o wielkiej poezji. Oto sytuacja pierwszych części "Nieboskiej". Reszta jest sztafażem.

Ten przesycony nienawiścią do rewolucji, ideowo na wskroś wsteczny utwór - porażający rewolucję wizją zwycięskiego Boga - po raz już trzeci zna­lazł się na scenie teatru Polski Ludowej. I tym razem, nawet w honorowych okolicznościach, na inauguracji setnego, jubileuszo­wego sezonu Teatru Starego w Krakowie. Trzeba stwierdzić: dość osobliwa decyzja.

Naiwne i nieskuteczne okaza­ły się próby społecznego wybro­nienia ideologii "Nieboskiej", wmawiania jej wstecznictwu i rasizmowi różnych "lecz" i "ale". Sam Krasiński z powodze­niem odpiera zajazdy niektórych uczonych w piśmie, chociaż "Nieboska" jest tylko "szkicem" (Tarnowski) i chociaż mądrość i żywiołowa teatralność sąsiadują w niej co krok z agitacyjną pły­cizną i teatralną nieporadnością (czy - lekceważeniem praw sceny). Wymowa utworu jest do­statecznie określona i jednoznaczna, by nie powinny były to­czyć się na ten akurat temat za­żarte spory.

Można oczywiście zataić pewne kwestie "Nieboskiej" (jak to uczy­nił Bohdan Korzeniewski w Łodzi 1959) lub zamazać je, unieczytelnić (Jerzy Kreczmar w Poznaniu 1964), można by też wykrzywić myśl poe­ty, zmienić po prostu sens ideowy sztuki, wiemy że i tak już postępo­wano. KONRAD SWINARSKI, chy­ba słusznie, nie chciał iść pod prąd myśli Krasińskiego, nie chciał wy­cinać i przeinaczać, co tu dużo mó­wić: fałszować - i chyba słusznie sięgnął przy renonsie koncepcji Kra­sińskiego do środków teatru ro­mantycznego (z jego zaświatową "dosłownością") a zarazem do tea­tru nowoczesnego, przez który prze­szedł już Brecht i jego następcy. Zamiar powiódł się całkowicie, u-czucia miotające Krasińskim przy pisaniu "Nieboskiej" znalazły miej­sce godne siebie, i dlatego uważam inscenizację Swinarskiego za wybit­ne osiągnięcie. A że również aktor­sko przedstawienie znalazło się na wysokim poziomie (dotyczy ta uwaga zarówno scen kameralnych, jak i zbiorowych, w których wziął udział niemal cały zespół Teatru Starego i wziął udział popisowy) - nie mogę nie patrzeć na "Nieboską Komedię" 1965 jako na punkt wę­złowy w scenicznej interpretacji te­go utworu, jako na bardzo istotny głos w dyskusji o roli "Nieboskiej" w literaturze i teatrze polskim.

Znów wraca oczywiście pyta­nie, czy potrzebna jest obecność w naszym teatrze utworu tak sprzecznego z "tendencjami wie­ku naszego". Wypowiadałem się nie raz jeden przeciw upartemu i upowszechnianiu "Nieboskiej" w teatrze, ale trudno mi nie dostrzec, że ambitni dyrektorzy teatru właśnie na przekór, właśnie w wystawieniu "Nieboskiej" widzą jedno z czołowych swoich zadań. "Nieboska" szykuje się do prawie tak częstych wędró­wek po scenach polskich jak, "Dziady" czy "Kordian". Jest to jeden z paradoksów naszego życia teatralnego. Walczyć z tą przemożną siłą uporu? Nie prze­stanę powtarzać, że względy ra­cjonalne przemawiają przeciw coraz to nowym inscenizacjom "Nieboskiej"; choć wiem, że to słabe względy w teatrze: logika i myśl racjonalna. Czy wobec tego skapitulować? Będę nadal nawoływał, starał się przekony­wać i perswadować.

Co do samego przedstawienia Swinarski jest wierny intencjom Kra­sińskiego, podkreśla je, eksponuje, w jednej sprawie nawet pogrubia. To pogrubienie dotyczy Męża, któ­ry jest pokazany jako zdecydowa­ny kabotyn i kiepski artysta. Że "pięknie" ginie? Nero także "pięk­nie" zginął. Henryk jest błaznem zakochanym w przeszłości i przera­żonym do utraty tchu. Tak go gra MAREK WALCZEWSKI, jego Hen­ryk jest romantyczny, a nadęty i pusty wewnętrznie. To uważam za ujęcie trafne, Krasiński miał niewiele samozłudzeń. Henryk naj­pierw niszczy życie osobiste swoich bliskich, potem i zagładę tych, któ­rych broni, przyspiesza; typowy nieudacznik. Nawiasem mówiąc: EWA LASSEK ładnie gra Żonę, zaś ANNA POLONY osiągnęła w roli Orcia niezwykły sukces, wprost nie­zwykły; jakże żałuję, iż ograniczo­ność miejsca nie pozwala mi na do­kładne omówienie jej aktorskiego majstersztyku.

Gromadę arystokratów, zamknię­tych w okopach Świętej Trójcy, ukazuje Swinarski jako zgraję ludzi tchórzliwych i nędznych, pozując ich trochę na przeciwników rewo­lucji w sztukach radzieckich. Lecz sprawa, którą reprezentują, jest święta: Krasińskiego nienawiść do rewolucji podkreślił Swinarski prze­de wszystkim przez to, ze Zły Duch, Filozof i Przechrzta to w jego wi­dowisku wcielenia jednego i tego samego diabła. Metamorfozy tej po­staci uwydatnia ANTONI PSZONIAK z dosadną ekspresją, nie po­zostawiającą żadnej okoliczności wątpliwą. Przechrzta i Jego kompa­ni to po prostu diabły rogate, któ­re ostrzą puginały i przędą powro­zy na zgubę czcicieli Krzyża, na pohybel ludom chrześcijańskim. Sce­na z Chórem Przechrztów jest zre­sztą odrealniona i oczyszczona z bezpośrednich inwektyw: koncesja konieczna, gdyż podana dosłownie, byłaby ta scena w szałasie Przechrztów nie do zniesienia: tyle w niej jadu i argumentów brukowych.

Jawnym wodzem rewolucji jest Pankracy, ubrany w zgrzebny, dłu­gi kożuch, z kosturem w ręce, ktoś na oko pomiędzy Szelą a Rasputinem. Nieokiełzana siła zeń emanu­je, pierwsze zwycięstwo przy nim. JERZY NOWAK stworzył bardzo sugestywną i groźną postać: oczywi­ście ginie ona jak pyłek w prze­strzeni pod karzącym wyrokiem nie­bios.

Również w zgodzie z Krasińskim jest ustawiony na drugim planie Leonard (ALEKSANDER BEDNARZ), wbrew nieskładnym pomysłom win­dowania Leonarda na piedestał ja­kiegoś lepszego Pankracego. Wy­eksponowane natomiast są dantej­skie sceny bluźnierstw i święto­kradztw rewolucyjnych, których świadkiem Wergili-Henryk, wiedzio­ny przez diabelskiego reżysera re­wolucji. Przez scenę przewijają się spotworniali zwycięzcy, rzeznicy na pierwszym planie odrzynają piłą głowę arystokraty od martwego zewłoku, innego arystokratę wieszają na żywca i podciągają do paludamentów... eksponowane są także re­wolucyjne orgie, msze Leonarda z dziewicami, kobiety wolne; ale i w tym posłuszny jest Swinarski in­tencjom Krasińskiego, który w sek­sualnym rozpasaniu widział nieod­łączny atrybut rewolucji społecznej.

Rzecz dzieje się w jednej dekora­cji, z paru wymiennymi elementa­mi. Dekoracja przedstawia wnętrze barokowego kościoła, z nawami, ka­zalnicą itd. To świetne osiągnięcie KRYSTYNY ZACHWATOWICZ, któ­ra również w zakresie kostiumów wykazała znakomitą inwencję. Po krużgankach ugania się diabeł z rozpustną dziewicą, we framudze jednego z wysokich okien staje A-nioł z podświetlonym mieczem w strzegącej i karzącej dłoni - miste­rium bywa okrutne, jaskrawe, jar­marczne, brutalne w dobrym i w złym, nawet wulgarne, ale czyż nie taki był paryski teatr dla mas, w czasie gdy się nim interesowali Mic­kiewicz, Słowacki, Krasiński? Orga­nicznym elementem bardzo jednoli­tego przedstawienia jest też dosko­nała muzyka KRZYSZTOFA PENDERECKIEGO.

"Nieboska Komedia" Swinarskiego jest bardzo w stylu epo­ki, a zarazem bardzo teatralnie współczesna. I co najważniejsze: bardzo w duchu Krasińskiego, pokazuje przecież rewolucję tak, jak ją w rzeczywistości Krasiń­ski widział i domyślał. A że by­ło to widzenie wrogie, to już nie Swinarskiego wina. Teatralnie okazało się dzieło Swinarskiego, użyjmy tego słowa, triumfem. Ale czy wolno komukolwiek na tym stwierdzeniu poprzestać? W obliczu świetności artystycznej zastrzeżenia ideowe nabierają tym większej mocy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji