Artykuły

Kto śmieje się z Piotra Rubika?

Wyśmiewanie się z najpopularniejszego polskiego kompozytora świadczy o braku elementarnej znajomości show-biznesu i rynku muzycznego. To, że jego propozycja artystyczna to bardzo przeciętna plątanina słów i dźwięków, nie ma tu żadnego znaczenia - pisze Grzegorz Cholewa w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Na temat utlenionego dyrygenta i jego piosenek powstało już sporo dowcipów (z najsłynniejszą, mającą zdyskredytować rozmówcę odzywką: "Twoja stara klaszcze u Rubika" na czele). I słusznie, bowiem jak nie śmiać się z dyrygenta, który dyryguje, stojąc tyłem do orkiestry, a przodem do kamery? Albo z kogoś, kto swoje płyty nazywa psałterzami, oratoriami i kantatami, piosenki psalmami, nadużywając pseudoreligijnego patosu i powagi?

Z drugiej strony - działania Rubika są z marketingowego punktu widzenia absolutnie logiczne i uzasadnione. Kompozytor działa w samym epicentrum polskiego pop-biznesu. Nie jest - jak sugerują niektórzy - Dyzmą polskiej muzyki poważnej czy sztuki dyrygenckiej, bo nigdy nie miał ambicji zastąpienia w panteonie mistrzów Krzysztofa Pendereckiego czy Henryka Góreckiego. Rubik stoi w jednym szeregu z Dodą, Beatą Kozidrak i Ich Troje - to są jego konkurenci na rynku muzycznym, to z nimi bije się dziś o słuchaczy i fanów. Jego muzyka nie jest ani mniej, ani bardziej obciachowa od ich twórczości.

Każdy wykonawca startujący na rynku muzycznym musi wiedzieć o prawach rządzących tą dżunglą: aby zaistnieć, trzeba po pierwsze, korzystać z każdej okazji pokazania się w telewizji. Po drugie, trzeba mieć na siebie jakiś pomysł: najfajniejsza i najbardziej ambitna muzyka przepadnie bez kolorowego i oryginalnego opakowania. Rubik do tych podręcznikowych zasad zastosował się doskonale - to, co robi, by wypromować swoje dzieła, to nie hochsztaplerstwo, a precyzyjnie wymyślony i wykonany plan.

Wyśmiewanie się z Rubika jest przywilejem koneserów, ewentualnie tych, którzy go po prostu nie lubią. Środowisko muzyczne traktuje go z powagą jako tego, który zrozumiał, że rzecz nie w tym, z czym do ludzi, lecz w tym, w jaki sposób. W branży nie uchodzi śmiać się z kogoś, kto potrafi zarobić mnóstwo kasy w sytuacji, gdy najbardziej prestiżowe nagrody muzyczne rozdaje się w małym klubie bez udziału telewizji, a złote płyty przyznaje za żenująco niskie nakłady. Każdy by tak chciał, bez wdawania się w medialne pyskówki, panując nad nerwami, puszczając krytykę mimo uszu.

Niedawno ukazała się pierwsza część najnowszego "oratorium" Piotra Rubika, do którego teksty napisał wrocławski tekściarz (a kiedyś poeta) Roman Kołakowski, i w którego wykonaniu wzięły udział tłumy wrocławskich chórzystów. Związki kompozytora z Wrocławiem, o czym wie każdy, kto zagląda do kolorowej prasy z plotkami o życiu towarzyskim i uczuciowym, są nieprzypadkowe, ale, jak na ironię, "Habitat" powstał nie z okazji święta Wrocławia, a na 750-lecie Gorzowa Wielkopolskiego.

Co otrzymali włodarze tego miasta za ciężkie pieniądze wydane na napisanie i wykonanie dzieła? Jak zwykle pociągnięte na smykach i fujarkach monumentalne melodie, wsparte chóralnym tłem i śpiewane wymiennie przez kilku anonimowych wokalistów. Teksty są mniej więcej o tym, że każdy szuka swego miejsca na wzgórzu, pod lasem, nad rzeką, a niektórzy znaleźli je właśnie w Gorzowie.

Jaki rynek muzyczny, takie jego gwiazdy. Jaki gust masowej publiczności, takie dla niej piosenki. Dlatego śmiejąc się z Rubika, z samych siebie się śmiejemy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji