Artykuły

Nie-fatalny maraton teatralny

Temu powinny służyć festiwale. Odzierać mity i rozkochiwać widzów w nowych, być może nieodkrytych jeszcze formach i konwencjach. Olsztyńskie Spotkania Teatralne podsumowuje Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.

Olsztyniacy nie często mogą się rozkoszować teatrem przez wielkie T. Teatr Jaracza - rodzimy - nie zawsze potrafi zaserwować sztukę, która pokaże, jaki teatr może być i jakie emocje może wywoływać. Ale na szczęście ratuje się imprezą, jaką są Olsztyńskie Spotkania Teatralne. A co w tym roku?

"Ucho, gardło, nóż" - z tym spektaklem przyjechał warszawski Teatr Polonia w osobie Krystyny Jandy. To, co ciśnie się na usta, to natłok słów na k... Nazwać je można potocznie "kryśkami", bo jak tu cytować? Ale i tak każdy wie, o jakie słowo chodzi. A więc "kryśka" padała nie tylko przy każdej okazji, nie tylko była przecinkiem, kropką, myślnikiem. Była dwukropkiem, wykrzyknikiem, cudzysłowem. Taki oto "kryśkowy" pomysł miała reżyserka Krystyna Janda wespół z autorką tekstu Vedraną Rudan. Jednak na scenie pojawia się tylko i wyłącznie Janda wcielając się w Tonkę Babić, która spać nie może z winy historyczno-społecznych bałkańskich "odcisków". Nie dziwi więc, że Janda - jako reżyserka - swoją dwugodzinną wypowiedź przykrasza zwielokrotnionymi "kryśkami". Oczywiście nie "one" są głównym tematem sztuki. Janda vel Babić mówi niby o niczym, ale z niczego wyłania się sytuacja, w jakiej dane było żyć bohaterce. Przyznać trzeba, że Janda potwierdza swoją pozycję, że wielką aktorką jest i basta.

Groteska niejeden ma wymiar. Najlepszą odsłoną Olsztyńskich Spotkań Teatralnych okazał się Teatr im Witkiewicza z Zakopanego. Spektakl "Dzień dobry państwu - Witkacy" wyreżyserował Andrzej Dziuk na podstawie "Bezimiennego dzieła". Witkacy aż kipiał z przedstawienia. Spektakl okazał się precyzyjny, konsekwentny, ciekawy plastycznie i wręcz absurdalny w formie.

W Olsztynie pojawił się też Leszek Mądzik ze swoją Sceną Plastyczną KUL. Przyjechał z "Bruzdą" i wystąpił jako aktor-demiurg. Nie znając filozofii teatralnej artysty, można stwierdzić, że spektakl jest bardzo banalny. Mówiąc krótko - reżyser prowadzi swoich aktorów od początku do końca - od narodzin po sąd ostateczny. Jednak Mądzik wychodzi z ciemności i - jak mówi - potrzebuje tego "rozjaśnienia umysłu" nie tylko swojego, ale i umysłu widza. Potrzebuje pokazać się, odrzeć tajemnicę swojego teatru i warsztatu. I pod tym względem spektakl jest ciekawy, bo pokazuje Scenę Plastyczną KUL w zupełnie innej perspektywie. I to już nie banał, ale odskok... by potem - jak zapowiada Mądzik - wrócić w teatralną noc. To oddech, jakby przystanek... ale nie upadek. "Bruzdę" można więc określić jako teatralny przypadek Mądzika. Ale przypadek przemyślany i dopracowany.

A Trela [na zdjęciu]? Wielkim aktorem jest? Zadziwił, naprawdę zadziwił. Przyjechał z monologiem - takim, co powinien publiczność na kolana powalić. A tu nic. Jak kolana widza się nie uaktywniły, tak się nie uaktywniły. Oczywiście nie zabrakło wiwatów, bo Trela jest Trelą i za to należy mu się szacunek. Paradoks? Owszem. Olsztyn ma to do siebie - zaściankowe poniekąd - że nie jakość, ale metka się liczy. Szkoda, bo Trela miał być rodzynkiem festiwalu, a okazał się klechą, któremu nie idzie wygłaszanie morałów. A niby miało być "Wielkie kazanie księdza Bernarda". Wielkie okazało się małe i pełne nieuzasadnionych zwrotów do publiczności. Można było usłyszeć: "czart was opętał!" Naprawdę? A dlaczego? Kiedy? Niby Trela miał swoim monologiem wstrząsnąć widzem, ale trzęsienie ziemi było chyba na innym kanale. Nie ma puenty. Nic nie ma. Jest nuda. Nawet nie chce się zadawać pytań, w kogo wciela się Trela. Niby ma szatę klechy, ale to za mało. Przychodzi, coś mówi, łyka od czasu do czasu wodę, potem znika, by dać się wyżyć realizatorom świateł. A oni owszem - biorą sobie do serca zadanie. Stojący "w tle" Treli wielki metalowy fotel (czyli tron boży) przez trzy minuty mieni się w wielu kolorach, by stanąć przez chwilę w płomieniach i dymach. I oto znowu na scenę wraca Trela, ale już nie jako ksiądz. Rogi mu metaforyczne wyrosły. Ogonek, kopytka. Ale nic więcej. Znów monolog w tym samym klimacie.

Podsumować Olsztyńskie Spotkania Teatralne można jednym słowem: udane. Pod wieloma względami udane. Bo pojawiło się wiele ciekawych lub mniej ciekawych spektakli i teatrów (m.in. jeszcze Wierszalin, Polski Teatr Tańca z Poznania, Korez z Katowic, Teatr im. Modrzejewskiej z Legnicy, krakowski Teatr Łaźnia Nowa). Każdy z zespołów wprowadzał w inny klimat i wzbudzał skrajne emocje. Czasem zachwycał, a innym razem konfrontował wyobrażenia z rzeczywistością. I dobrze, bo temu powinny służyć festiwale. Odzierać mity i rozkochiwać widzów w nowych, być może nieodkrytych jeszcze formach i konwencjach. Więc robić festiwale! Więc zapraszać ludzi do teatru! Więc pokazywać, że dzieje się w Polsce! Bo się dzieje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji