Artykuły

Akt tworzenia

Widz staje się częścią ludu, którego głos w swoim dramacie wyeksponowała Stanisława Przybyszewska. Ja, Ty, ona i on, jesteśmy tymi mularzami, szpiclami i drukarzami z dramatu. Bez obawy możemy krzyknąć: "Hańba! Na gilotynę z nim!"- o "Sprawie Dantona" w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Borough of Islington z Nowej Siły Krytycznej.

Wejść do teatru i nie zaznać spokoju, to bardzo przyjemne uczucie. Fantastycznie jest nie być wygodnie rozłożonym w kunsztownym fotelu. Lepiej jest siedzieć na swojskim taborecie i obejrzeć tak dobry spektakl, który pozwoli zapomnieć o bolących pośladkach. Cudownie jest być ożywionym przez teatr, wyniesionym z ciemnej sali widowni, do gorącego kotła sceny, gdzie wszystko się rodzi i umiera. "Sprawa Dantona" jest właśnie taką platformą, magicznym zaklęciem, dzięki któremu człowiek może przebywać w przestrzeni, która nie zna podziału na scenę i widownię, ale jest do bólu jednolita. Oddech łapie się pełną piersią. Można działać.

Kluczowym aspektem jest scenografia (Paweł Wodziński), która jest źródłem zdrowego chaosu, wymuszającego na aktorze i widzu czujność wobec pułapek zastawionych przez przypadek. Tak więc protagonista musi powiedzieć: "Przepraszam", jeśli chce się dostać do stoliczka z winem, a my, żeby lepiej widzieć, musimy czasami wziąć nasz nienumerowany taborecik za nogę i udać się z nim w inne miejsce. Czujemy pot, widzimy każdy grymas twarzy. Widownia zlewa się ze sceną, akcja rozgrywa się wszędzie wokół nas. To pochłania. Konwulsyjnie odsuwamy nogę, kiedy ta dotknie cudzej nogi. Niespodziewana bliskość. Po prostu nowa sytuacja.

Dzięki takiej konstrukcji widz staje się częścią ludu, którego głos w swoim dramacie wyeksponowała Stanisława Przybyszewska. Ja, Ty, ona i on, jesteśmy tymi mularzami, szpiclami i drukarzami z dramatu. Bez obawy możemy krzyknąć: "Hańba! Na gilotynę z nim!"

"Sprawa Dantona" odnosi się do najciekawszego fragmentu bólów porodowych, jakie towarzyszyły narodzinom demokracji. Wielka Rewolucja Francuska to czas wzniosłych idei i morza niewinnej krwi, idealistycznych marzeń i nieludzkiego terroru, racjonalizmu i rzędów ściętych głów. Dylematy, które zawsze będą towarzyszyć ocenie tego wydarzenia, najlepiej uosabia konflikt dwóch gigantów - Dantona (świetny Mateusz Łasowski) i Robespierre'a (Michał Czachor). Prawa rządzące polityką i walką o władzę są od lat niezmienne. Paweł Łysak pyta więc o miejsce obywatela w teatrze polityki. Mimo braku jakichkolwiek odniesień do współczesności, jesteśmy niemal zmuszani do zabrania głosu, opowiedzenia się za jakimś rozwiązaniem. Nie możesz pozostać bierny. Musisz zaprotestować albo poprzeć. Musisz powiedzieć swoje zdanie!

Konflikt Dantona i Robespierre'a to esencja walki, politycznej bitwy, za którą nie są ukryte tylko partyjne programy, ale emocje, ludzkie tragedie i namiętności. "Dobro narodu w ustach tych postaci brzmi trochę niegustownie". Pod płaszczykiem sofistyki łatwo jest jednak dostrzec pierwotne racje, które rodzą się w polityku na początku kariery, by potem tylko czasami prześwitywać przez bagno i brud permanentnej walki o władzę i rząd dusz. Danton to nihilista i arogant, wspaniały mówca, którego rozwiązłe życie polegało na kreowaniu marzeń i nadziei "pospólstwa". Robespierre to człowiek rachityczny, którego chwiejąca się schorowana sylwetka symbolizuje tragedię dyktatora, wyznającego wiarę w "przymus wolności" i jednocześnie wstręt do terroru. "Sprawa Dantona" to spektakl o dwóch przenikliwych, genialnie świadomych jednostkach, które pełne są niebiańskich i piekielnych cech, będących źródłem społecznego zbawienia, jak i społecznej śmierci.

Wspaniałość "Sprawy" polega jednak nie na tym, że ciekawie opowiada się ciekawą historię, ale na tym, że idzie się krok dalej i stawia zadania przed widzem, który nie uniknie rozmyślania o problemach poruszonych w spektaklu. Nieskazitelnie białe pomieszczenie Trybunału Rewolucyjnego wymaga aktu decyzji dotyczącej życia Dantona. Nie aktor ma ten akt uczynić, ale widz - obywatel. W żadnym razie nie można tego traktować jako maskarady, czy też kuglarskiego zabiegu. Wystarczy bowiem, że zdamy sobie sprawę, iż wybór to kwintesencja działania. Reszta stanie się wtedy przygodą.

Współczesna Louise Danton z uśmiechem na ustach, zajadając wafle w czekoladzie, opowiada o ostatnich chwilach życia Robespierre'a. Obraz ścinanej głowy, obraz terroru i morza krwi jest już daleko za nami. Wielka Rewolucja Francuska jest dziś historycznym faktem. Nie możemy jednak zapomnieć o "ożywczej energii", jaką wlała ona w serca społeczeństw.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji