Artykuły

Nuda coraz większa

"Szewcy u bram" w reż. Jana Klaty w TR Warszawa. Pisze Michał Paweł Markowski w Teatrze.

Gadanina

W 1927 roku Martin Heidegger opublikował "Sein und Zeit", jedną z najważniejszych książek dwudziestego wieku. Dowodził w niej, że istnienie człowieka rozpada się na dwa obszary: obszar egzystencji autentycznej, opartej na rozumieniu świata, oraz egzystencji nieautentycznej, skazanej na poczucie bezdomności i niezakorzenienia. Jednym z objawów ludzkiego upadku w niezbyt zrozumiałą rzeczywistość jest to, że ludzie nie tyle mówią do siebie

("reden"), co gadają. To właśnie gadanina, "Gerede", określa egzystencję człowieka nieautentycznego. Niemieckie słowo, którego używa Heidegger, wskazuje na dość ważną okoliczność, mianowicie na to, że mówienie nieautentyczne, nierozumne, powtarza tylko to, co powiedział kto inny, i grzęźnie w koleinach stereotypu.

Choć w roku 1927 Witkacy nie zajmował się już teatrem i pracował głównie nad powieściami, to jednak pamiętał z pewnością, co o gadaninie mówiły jego postaci sceniczne. "Czasem męczy mnie cała ta gadanina" powiada Teozoloryk już w pierwszym dramacie Witkacego ("Maciej Korbowa i Bellatrix"). A Plasfodor Mimęcki w "Pragmatystach" dodawał: "Czyż najistotniejszą formą przeżywania życia nie jest rozmowa? Mówmy jakkolwiek bądź... właściwie samo mówienie... w słowach bogactwo możliwości jest daleko większe niż w wypadkach". To właśnie gadanina, tak jak rozumiał ją Heidegger, jest najbardziej charakterystyczną cechą Witkacowskich utworów. I na scenie, i w powieści postaci gadają, gadają i gadają. Jeden z bołiaterów "Szalonej lokomotywy", Trefaldi, wyznaje: "Cała moja gadanina jest negatywna, nie mogę powiedzieć nic pozytywnego. Istnieję tylko jako ruchoma projekcja na ekranie próżni bez dna".

Kryzys nowoczesności

Porównanie Heideggera i Witkacego jest instruktywne, albowiem pokazuje głęboką strukturę doświadczenia nowoczesnego, które na różne sposoby, za pomocą odmiennych języków, wyrazili niemiecki filozof i polski pisarz. Jest to dojmujące doświadczenie nieprzystawalności języka do rzeczywistości, upadku w niezrozumiałość, zapętlenia we własną "bosość". Heidegger i Witkacy opisują kryzys podmiotu, którego mowa odkleja się od świata i dryfuje po nieskończonych obszarach gadulstwa. Najtrafniej bodaj tę właściwość Witkacowskiego świata rozpoznał Karol Irzykowski, tak w "Walce o treść" pisząc o jego dramatach: "Interesy figur Witkiewicza są słabo zaznaczone, prezentują się one od razu głównie gadaniem, nie forsują niczego na serio. [...] Osoby jego [...] nie żyją, gdy zaczynają mówić".

Dramaturgia Witkacego nie jest więc dramaturgią idei, lecz gadulstwa. Nic ma tu żadnych programów politycznych ani autorskiej ideologii. Dla Witkacego wszystkie języki krążące po publicznej scenie utraciły już swoją moc wyjaśniającą rzeczywistość i można je tylko cytować, opatrywać cudzysłowem, przyglądać im się z boku. Nic można natomiast ich brać na serio. Witkacy nieustannie podpatruje rzeczywistość i zerka na nią z dystansu, zwłaszcza na scenie, gdzie chętnie parodiuje nawet sam siebie, albowiem to właśnie w teatrze nikt nie powinien czuć się bezpiecznie, nikt nie powinien uciec od parodystycznego cudzysłowu, nic nie powinno zostać nietknięte przez persyflaż.

To właśnie z niezrozumienia tej zasady biorą się spektakularne porażki reżyserów, którzy traktują mowę dobiegającą z Witkacowskiej sceny niezwykle serio i z politycznym namaszczeniem. Powtórzmy: nie ma u Witkacego żadnej polityki, jest natomiast przekonanie, że język, za pomocą którego o polityce gadamy, już dawno się wyczerpał i zostaliśmy z nim w rękach jak z kompletnie bezużytecznymi gadżetami. Co mówi zaraz na samym początku główny bohater "Szewców", SajetanTempe? "Wszystko je wygadane do cna". A skoro "je wygadane", to nie można już tego bezkarnie powtarzać. Nie można też jednych klisz zastępować innymi.

Cytaty z rzeczywistości

Spektakl Jana Klaty "Szewcy u bram" jest jednym z rzadkich już dziś przykładów teatru realistycznego. Realizm tego teatru polega na tym, iż reżyser stara się przekonać widza, że to, co mówią postaci na scenie, ma mocne odniesienie do rzeczywistości. Mnoży więc czytelne znaki powinowactwa znaków scenicznego dziania i działania pozascenicznego. Wierzy w to powinowactwo do tego stopnia, że w pewnym momencie prokurator Scurvy każe widzom wstać z powodów proceduralnych, a widzowie, dobrze wychowani uczniowie szkół średnich, wychowani - jak wiadomo - na literaturze realistycznej, wstają bez szemrania. Klata jest mistrzem umacniania między reżyserem a publicznością realistycznego kontraktu. Szpikuje przedstawienie "cytatami z rzeczywistości": a to Demis Roussos, a to Cezary Michalski, a to The Clash, a to Slavoj Ziżek, a to Ziobro, a to Sierakowski. Rozpoznawanie hojnie rozsypanych po scenie detali należących do wspólnego świata jest jednym z najważniejszych elementów kodu realistycznego. Radosne reakcje widzów, którzy - rozpoznawszy w postaciach scenicznych bohaterów gazet i programów publicystycznych - czują się w teatrze jak w domu, potwierdzają tylko jedno. Jan Klata jest największym realistą wśród najmłodszego pokolenia teatralnego. Realizm jednak, jak wiadomo, jest największym so-

jusznikiem politycznego status quo.

Nuda

Jednym z najważniejszych tematów Witkacowskich jest nuda. W "Szewcach" nuda została jest podniesiona do nadrzędnej zasady metafizycznej. "Nuda coraz większa": taki napis pojawia się co jakiś czas w dramacie i oznacza powolne wyczerpywanie się sensu.

Każdy realizator "Szewców" musi zderzyć się z takim oto problemem. Jeśli pozostnie wierny Witkacemu, to będzie musiał publiczność nudzić, albowiem u Witkacego wszystko jest nudne jak cholera: postaci, akcja, poglądy. Jest to jednak - uwaga, uwaga - nudne z zamierzenia, albowiem nuda oblepiła już doszczętnie świat nowoczesny i nie ma w nim ani odrobiny nienudnego kawalątka życia. Jeśli jednak insceniza-tor będzie chciał Witkacego zdradzać, zmasakrowawszy uprzednio jego tekst (z czego tak dumny był Sierakowski), i zechce zrobić przedstawienie pełne atrakcyjnych fajerwerków, to wówczas ominie największe przesłanie Witkacego, jakim jest diagnoza kryzysu nowoczesności. Otóż Janowi Klacie udało się znakomicie wybrnąć z przedstawionego wyżej dylematu. Potraktowawszy tekst Witkacego na swój zwykły sposób, to znaczy wyrzucając z Witkacego Witkacego i wstawiając na to miejsce Klatę z Sierakowskim, Ziźkiem i Michalskim, dokonał wyczynu niebywałego. Oto za pomocą realistycznych środków pokazał, jak teatr radzi sobie z nudą metafizyczną. A radzi sobie tak, że produkuje nudne przedstawienia. Na tym właśnie polega realistyczny geniusz Jana Klaty.

Polityka za bramą

Nowy spektakl "Szewcy u bram" nieodwołalnie zamyka dyskusję na temat teatru politycznego, jaka przewalcowała zapalczywe umysły młodych polskich intelektualistów. Powiada się tak: teatr jest miejscem, w którym najsnadniej można zmienić postrzeganie rzeczywistości, albowiem nigdzie indziej bezpośredni wpływ na odbiorcę nie jest tak uchwytny. Dlatego traktuje się teatr jako miejsce bezpośredniego pobudzenia, a - jak wiadomo - nic bardziej nie może pobudzić widza do refleksji nad życiem, niż cytowanie ze sceny sążnistych traktatów politologicznych. Krytycy natychmiast zniszczyli polityczne przesłanie spektaklu Jana Klaty, pisząc jednomyślnie, że wymowa spektaklu jest spóźniona, bo PiS oddał już przecież władzę, a Ziobro już nie jest Prokuratorem. Na to oburzyła się Kinga Dunin, twierdząc, że nikt niczego nie zrozumiał i streściła cały spektakl, żeby każdy wiedział, co widzi. Kłopot jedynie w tym, że Dunin nie tyle oglądała spektakl, co czytała i cytowała olbrzymie partie scenopisu (żaden widz nie jest w stanie zapamiętać tego, co gadają postaci), a to, co rzeczywiście widz widzi i słyszy, okazało się mało istotne (czy Dunin zaciekawiła się scenografią? Czy oglądała grę aktorów? Czy zająknęła się na temat pracy reżysera? Nie, to są nieistotne szczegóły: gdy gra idzie o pryncypia, technika i profesjonalizm muszą zejść - jak w każdej rewolucji - na dalszy plan, chyba że chodzi o socjotechnikę).

Jest taka stara, dobra zasada estetyczna: jak chcesz zniszczyć dzieło sztuki, to je streść. Jeśli umiesz streścić spektakl teatralny, to znaczy to, że albo nie jest to dzieło sztuki, albo jest to po prostu zgrabne realistyczne przedstawienie, w którym wszystko jest na swoim miejscu, akuratne i ilustracyjne. Teatr, który daje się streścić, nie jest teatrem politycznym, ale teatrem nudnym. A za pomocą nudnej inscenizacji niczego się w rzeczywistości ani w czyjejkolwiek percepcji nie zmieni. Gdyby jednak Klata zdecydował się zainscenizować nudę: nudę lewicowej rewolucji i nudę jej intelektualnych akolitów, o, to by dopiero było coś. Na to patrzylibyśmy z prawdziwym podziwem. Do takiego jednak wyczynu potrzebny jest reżyser, który umie - jak Witkacy - patrzeć na siebie i swoich kolegów z boku.

Michał Paweł Markowski - literaturoznawca, profesor na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor książek z zakresu filozofii literatury (m.in. "Nietzsche. Filozofia interpretacji",1997; "Czarny nurt. Gombrowicz, świat, literatura", 2004; "Polska literatura nowoczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy", 2006).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji