Artykuły

Oda do mikrofonu

"Ifigenia w Aulidzie" w reż. Włodzimierza Staniewskiego w Ośrodku Praktyk Teatralnych Gardzienice. Pisze Kathleen M. Cioffi w Teatrze.

W 1987 roku, w wywiadzie z Richardem Schechnerem, Włodzimierz Staniewski powiedział o Gardzienicach: "Zaczynamy od pytania Jak możemy to zaśpiewać?" - i pod tym względem przez ostatnich dwadzieścia lat Gardzienice niewiele się zmieniły. Ich najnowszy spektakl "Ifigenia w Aulidzie", którego światowa premiera odbyła się w październiku ubiegłego roku w teatrze La MaMa w Nowym Jorku, poprzez muzykę wypowiada "esej teatralny" Staniewskiego o złożeniu w ofierze przez greckiego dowódcę Agamemnona własnej córki Ifigenii. Zespół śpiewa oryginalne pieśni Zygmunta Koniecznego oraz adaptacje starożytnej muzyki greckiej Macieja Rychłego. Pieśni te, razem z tłem muzycznym Koniecznego, nagranym przez Orkiestrę Akademii Beethovenowskiej, tworzą bogate środowisko dźwiękowe, które wprowadza widownię w atmosferę odtwarzanego rytuału. Aktualny gardzienicki zespół aktorów/śpiewaków/tancerzy, kierowany przez Staniewskiego i aktorskiego weterana Mariusza Gołaja, wykorzystuje to muzyczne środowisko, by wytworzyć nastrój grozy i podniecenia, który prowadzi historię do jej nieuchronnego końca. Zespół tworzy całkowicie odmienny typ teatru muzycznego niż ten, do którego przywykła nowojorska widownia, niemniej jednak widzowie "Ifigenii" dowiedli swej wrażliwości na charakterystyczne cechy sztuki Gardzienic - całkowite scalenie muzyki i ruchu połączone z eksplorowaniem starożytnych źródeł teatru.

Począwszy od pierwszego spektaklu z 1977 roku, Gardzienice rozwinęły charakterystyczny gatunek przedstawienia, który wykorzystuje ruch, grę aktorską i przede wszystkim muzykę. Gatunek ten oddalił się od tego, co w początkach zespołu nazywano "etnooratorium" opartym na materiałach ludowych zebranych podczas wypraw do samotnych wiosek, jednak w "Ifigenii" nadal można doszukać się pewnych śladów ludowych korzeni zespołu. Na przykład w początkowych scenach Agamemnon (grany przez Gołaja) współdziała z błazeńskim sługą granym przez Justynę Jary; bohater Jary jest łudząco podobny do obłąkanej chłopki, która pojawiła się w "Gusłach" we wczesnych latach osiemdziesiątych. Przypomina też bardziej błazna z komedii deWarte niż postać z tragedii greckiej i sceny z jego udziałem ukazują Agamemnona raczej jako utyskującego pater familias niż tragiczną postać, którą staje się później. Arystotelesowi z pewnością nie

podobałoby się takie oscylowanie pomiędzy komedią a tragedią, jednak jest ono wierne duchem samemu Eurypidesowi, który byl o wiele bardziej skłonny do mieszania gatunków niż ulubieniec Arystotelesa, Sofokles. A mieszanie gatunków, razem z rubasznym humorem, jest charakterystyczną techniką Gardzienic od czasów ich pierwszych spektakli, inspirowanych koncepcją Michaiła Bachtina.

"Ifigenia" jestczęściąbieżącego projektu badań nad początkami tragedii greckiej. Prowadzą one do tworzenia spektakli nie w sposób historycznie ścisły (na przykład nie ma tu masek), ale będący żywym wcieleniem tego, co zespół odczuwa jako ducha starożytnego teatru greckiego. W spektaklu tym Staniewski kładzie nacisk na chór, a scena wygłaszania ody, podczas której członkowie chóru rytmicznie uderzają w trzymane między nogami bębny, należy do kluczowych i najbardziej przykuwa uwagę. Chór reprezentuje czasem wrogą siłę, która zmusza Agamemnona do złożenia w ofierze własnej córki. Z drugiej strony, po śmierci Ifigenii, poruszająco opłakuje jej odejście w przedostniej scenie spektaklu: ledwie widoczne, półnagie ciała członków chóru falują ekstatycznie w ciemności, przypominając ożywione figury akolitów z greckiego fryzu.

Wiele jest takich niezwykłych momentów w spektaklu. Na przykład po raz pierwszy spostrzegamy Ifigenię, graną przez Karolinę Cichą, gdy wjeżdża zwinięta w pozycji na wpół embrionalnej na wózku inwalidzkim. Wygląda na słabą, jak gdyby ledwie zdolną do tego, by wstać. Ożywa jednak, gdy spotyka swego niby-narzeczonego Achillesa (granego przez Cha-rliego Cattralla) i gdy tańczą zalotną scenę miłosną. Kiedy Klitajmestra (Joanna Holcgreber) uświadamia sobie, że jej dziecko ma zostać złożone w ofierze, wygłasza żarliwy monolog (częściowo w starożytnej grece), który kończy rozdzierającym krzykiem: "I nikt się temu nie sprzeciwia?". Samą ofiarę przedstawiono poprzez postać Agamemnona ostrzącego nóż oraz poprzez czerwony szalik, który w tym samym momencie owija szyję jego córki. Akcja spektaklu, wiedziona muzykąKoniecz-nego, biegnie od jednego tak frapującego momentu do drugiego.

Chociaż spektakl Gardzienic zasadniczo podobał się nowojorskim krytykom, wielu z nich narzekało na zbyt szybkie tempo, w jakim aktorzy wygłaszali swoje dialogi, zwłaszcza że w pierwszych przestawieniach, które widzieli, zabrakło tłumaczenia. Sądzili być może, że widzowie nie zaznajomieni z historią Ifigenii mogli się zagubić w mieszaninie polszczyzny, angielszczyzny i greki. W moim przekonaniu ten rodzaj krytyki jest skutkiem czegoś, co można by nazwać amerykańskim kompleksem: zwykliśmy uważać naszych amerykańskich rodaków (czasami nie bez podstawy) za większych ignorantów od nas samych. Poważniejszą wadą był fakt, że niektóre angielskie dialogi z tych początkowych przedstawień pełne były anachronizmów. Zły, bo nazbyt współczesny, przekład wytrącał widzów z atmosfery misterium i rytuału, którą spektakl wytwarzał. Jednak w późniejszych przedstawieniach Staniewski usunął większość anachronizmów i dodał napisy z tłumaczeniem polskich dialogów.

Mnie dużo bardziej przeszkadzało użycie w spektaklu mikrofonów. Staniewski prawdopodobnie sądził, że będą one niezbędne, by aktorzy byli słyszalni na tle muzyki, jednak, jak na ironię, zniekształciły one dźwięk i sprawiły, że i angielski, i polski stały się mniej zrozumiałe. A ponieważ mikrofony były widoczne, również funkcjonowały jako anachronizmy przypominające nam, że nie jesteśmy świadkami jakiegoś pierwotnego obrządku religijnego, ale widzami zwykłego widowiska. Jedną z wyjątkowych cech gardzienic-kich spektakli, które oglądałam w latach osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych, była zdolność tworzenia własnych radosnych miniświatów z prostego tworzywa; Staniewski nazwał to "nowym środowiskiem naturalnym teatru". Chociaż przeważnie odbierałam muzykę Koniecznego jedynie jako dodatek do atmosfery świętości, którą spektakl wytworzył, z pewnością musiał istnieć sposób, by wykorzystać ją, zachowując "naturalne środowisko", z którego Gardzienice słusznie słyną.

Mimo wszystko, spektakl dał nowojorskiej widowni szansę zobaczenia całościowego dzieła, z którym tak rzadko można się zetknąć w naszym teatrze. Gardzienice pracują nad spektaklami przez lata, a nie przez sześć tygodni, jak to zwykle ma miejsce w przypadku przedstawień amerykańskich. Mimo że przed oficjalną premierą w teatrze La MaMa spektakl wystawiany był przez kilka miesięcy w wersji warsztatowej, rozwijał się nadal przez te trzy tygodnie, kiedy wystawiano go w Nowym Jorku. "Ifigenia" podejmuje tematy, które w tej chwili są w Ameryce bardzo aktualne: wojny, samopoświęcenia i woli społecznej. Jednocześnie wirtuozowski spektakl Staniewskiego pokazuje, jak niewiele zmienili się ludzie przez ostatnie dwa i pół tysiąca lat, które upłynęły od śmierci Eurypidesa.

tłum. Anna Szymonik

***

Kathleen M. Cioffi - teatrolog, profesor Princeton University, autorka książki "Alternative Theatre in Po-land 1954-1989", współtwórczyni założonego w Gdańsku anglojęzycznego Maybe Theatre.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji