Artykuły

Sen o emigracji

"Zabić superwajzora jak 14 tysięcy kurczaków" w reż. Dawida Żłobinskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Monika Romanowska w Gazecie Wyborczej - Kielce.

Emigracja nie jest synonimem pięknego bogatego życia, nie jest - jak chcieliśmy wierzyć - rajem na ziemi. Potrafi za to pozbawić godności, dając absolwentowi wyższej uczelni bonus za zabicie kolejnego, ponad wyśrubowaną normę, kurczaka.

Po 30 latach od "Emigrantów" Sławomira Mrożka młody dramaturg Łukasz Ripper znów sięga po tę samą tematykę. Robi to z perspektywy szkockiego Dundee i z wysokości wózka widłowego, którym codziennie przerzuca kilka ton ziemniaków. Co się od czasów Mrożka zmieniło? Niewiele! Zdaniem Rippera wciąż uciekamy przed czymś bądź wyjeżdżamy za czymś, za "cięższym od złotówki funtem" - jak mówi jeden z bohaterów jego sztuki. I tylko podział na inteligentów i robotników zanikł. Dziś polscy emigranci są młodzi, wykształceni, a to, co ich różni, to często tylko stopień wrażliwości na to, co wokół nich się dzieje.

Tacy są bohaterowie "Zabić superwajzora jak 14 tysięcy kurczaków". Młodzi ludzie pracujący w fabryce kurczaków. Cherlawy (Dawid Żłobiński) - wegetarianin, który mięsa nie tyka, bo nie chce w ten sposób krzywdzić zwierząt, i jednocześnie najskuteczniejszy morderca kurczaków, oraz Woda (Artur Słaboń) - miłośnik mięśni, który wolny czas spędza na oglądaniu pornosów i który na wódkę zawsze znajdzie pieniądze, a tylko czasami na rachunek za gaz mu zabraknie. Jest jeszcze Julia (Ewelina Gronowska) - zagadkowa, chwilami demoniczna dziewczyna, której rola w życiu Cherlawego nie do końca jest jasna, i tytułowa Superwajzorka (Beata Pszeniczna) - szefowa, która w oczach bohaterów jawi się jako zimna i okrutna baba.

Ta kameralność - niewielka liczba bohaterów i umiejscowienie przedstawienia na małej scenie - jest największą siłą spektaklu. Dobra gra wszystkich aktorów, w tym Eweliny Gronowskiej, która kolejny raz pokazuje, że świetnie się czuje, grając postaci wątpliwe moralnie, i Artura Słabonia, który pozytywnie zaskakuje w dobrze zagranej roli mięśniaka wyznającego filozofię tumiwisizmu.

Niesamowita jest scenografia autorstwa Łukasza Błażejewskiego. Zimne wnętrze, wyłożone białymi kafelkami oraz duże lustro, optycznie powiększające pomieszczenie, razem z bardzo dobrze dobraną muzyką stworzyły klimat. Do tego dzięki wykorzystaniu multimediów (na ekranie w czasie krótkich obrazów widzimy zabójstwo superwajzorki) i stroboskopu udało się reżyserowi stworzyć nierealną atmosferę z pogranicza jawy i snu.

Sztuka napisana jest dość ostrym językiem. Jest to jednak tekst nierówny. W zabawne teksty wplatane są banalne żarty w stylu "nie ufam czemuś, co krwawi trzy dni i nie zdycha".

Otwierająca spektakl rozmowa dwóch zmęczonych pracą młodych ludzi, rozmowa o niczym, jak to w rzeczywistości często bywa, intryguje widza i jest przekonująca. Natomiast zmiana formy już pod koniec przedstawienia nie do końca jest zrozumiała. Nagle do współczesnego tekstu wkrada się mowa rodem z romantycznych dramatów. Aktorzy zaczynają mówić wierszem i nie są to rymy najwyższych lotów. Nawet jeżeli, jak mogę się domyślać, miało to symbolizować wpadanie w trans, można to było zrobić na wyższym niż "częstochowski" poziomie.

Sztuka Łukasza Rippera nie jest tekstem wybitnym. Niemniej jest ważnym głosem młodego wykształconego pokolenia emigrantów, dla których pobyt za granicą nie okazał się być rajem. Tym ważniejszym, bo jednym z pierwszych rozprawiających się z taką wizją emigracji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji