Artykuły

Pięć dróg

- Nie boję się oskarżeń o teatr autorski. Proszę mi wierzyć, że rozpoczynanie pracy nad spektaklem "O lepszy świat" na dwa tygodnie przed premierą, w momencie gdy muszę prowadzić teatr, zajmować się festiwalem Inter Opole i intensywnie zajmować się organizacją Opolskich Konfrontacji Teatralnych było ostatnią rzeczą, o jakiej marzyłem - mówi TOMASZ KONINA, dyrektor Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu przed rozpoczęciem nowego festiwalu "Inter Opole".

Już w tym tygodniu rusza w Opolu nowy festiwal teatralny "Inter Opole". To Pana autorski pomysł. Teatr pokaże swoje cztery najnowsze premiery przygotowywane specjalnie na tę okazję. Dlaczego zdecydował się Pan na taką formułę?

- Postanowiłem w ten sposób przedstawić się opolskiej, ale i ogólnopolskiej publiczności. Pokazać spectrum moich teatralnych poszukiwań i pięć kierunków, którymi chciałbym pójść wraz z opolskim zespołem. Jest to klasyka, którą reprezentuje "Wiśniowy sad" Czechowa, literatura najnowsza, którą na festiwalu pokażemy na przykładzie polskiej premiery bardzo dobrego współczesnego dramatu Rolanda Schimmelpfenniga "O lepszy świat". Trzecia droga to spektakle muzyczne. Na razie jest to przedstawienie oparte o piosenki Brela. W przyszłości będzie to również myślenie o przedstawieniach operowych jak i o musicalach. Następna droga to poszukiwanie nowej formy i języka teatralnego. Taką próbę podejmujemy tym razem w spektaklu "Chór sportowy" Elfriede Jelinek, który zostanie zagrany w teatralnej Malarni. Odchodzimy od wygodnych pluszowych foteli widowni i szukamy nowej przestrzeni dla naszego teatru. Ostatni, piąty kierunek, to współpraca z innymi teatrami, otwartość na występy gościnne. Tę drogę otworzymy występem jednej z najbardziej prestiżowych scen europejskich - berlińskiego Deutsches Theater.

Nie boi się Pan, że to przedsięwzięcie może być zbyt wyczerpujące dla twórców i zmęczenie osłabi efekt artystyczny?

- Festiwal jest bez wątpienia trudnym przedsięwzięciem. Mimo że posiadamy gigantyczny budynek teatru, pracowników nie mamy wcale aż tak wielu. Cztery premiery realizowane przez bardzo mały, bo nieco ponad dwudziestoosobowy zespół to ogromne wyzwanie dla nas wszystkich. Pracujemy nad nim intensywnie od kilku miesięcy. Myślę jednak, że gdybyśmy nie lubili pracować, to pewnie by nas w tym teatrze nie było. Kiedy ogłosiłem swojemu zespołowi pomysł "Inter Opola", wszyscy byli autentycznie podekscytowani. Ważne było, że coś się dzieje, że jest dużo pracy i nie będzie czasu na frustrację, siedzenie w domu i zastanawianie się, czy jest się potrzebnym. Podczas tego festiwalu będzie można zobaczyć w stu procentach cały zespół teatru. I wszyscy mają bardzo ważne i piękne role. Wszyscy mają pracę, są potrzebni i bardzo aktywni. To wpływa też dobrze na klimat pracy. Spotykamy się w przerwach między próbami i dzielimy opowieściami jak wygląda praca, jak komu idzie. Teatr po prostu żyje.

Pojawiają się też początkujący reżyserzy, przez co ryzyko udanej premiery również się podwaja.

- Ryzyko jest zawsze. Rzeczywiście zaprosiłem do współpracy bardzo młodych reżyserów - studentów krakowskiej reżyserii: Krzysztofa Garbaczewskiego, który przygotowuje bardzo trudny tekst Jelinek oraz Radosława Rychcika, który miał pracować nad dramatem Schimmelpfenniga "O lepszy świat". Zależy mi bardzo na poszukiwaniu nowych form, nowych pomysłów i nowych twórców teatralnych. I choć wiele ryzykuję podejmując takie decyzje na samym początku swojej dyrekcyjnej drogi, myślę, że gdyby w sztuce nie było ryzyka, nie byłoby również rozwoju. Wszyscy potrzebujemy spotykać się z nowymi wyzwaniami, nowymi osobami i różnymi sposobami patrzenia na rzeczywistość. Dlatego też, zanim przejdziemy do wielkich nazwisk, które obiecywałem i obiecuję w związku z działaniami naszego teatru, to najpierw daję szansę młodym ludziom. Niech pokażą, jak oni widzą ten świat.

Jednak, jak się dowiadujemy, Rychcik nie skończy swojego spektaklu, zamiast niego zrobi to Pan. Decyzję podjął Pan niespełna dwa tygodnie przed festiwalem. Co się stało?

- Po dwóch miesiącach prób okazało się, że realizacja spektaklu "O lepszy świat" poszła w niedobrym kierunku w sensie artystycznym i w tym kształcie nie mogła zaistnieć na deskach naszego teatru. Dlatego musiałem podjąć decyzję o zakończeniu współpracy z Radosławem Rychcikiem. Zrobiłem to z dużym żalem, ponieważ uważam Radka za niezwykle zdolnego i wrażliwego człowieka. Niestety w tym wypadku, także ze względu na bardzo specyficzny charakter tekstu, zawiódł brak teatralnego, scenicznego doświadczenia młodego reżysera. Tak się niestety czasem zdarza.

Nie boi się Pan oskarżeń o teatr autorski, skoro wychodzi na to, że sam Pan reżyseruje aż 3 z 4 zaplanowanych premier? Dlaczego w tej sytuacji nie odwołał Pan premiery "O lepszy świat" lub nie przesunął jej na inny termin, tak by mógł ją spokojnie przygotować jakiś inny reżyser?

- Takie sytuacje, że reżyser nie kończy przedstawienia się zdarzają, ale wówczas jego dokończenie staje się obowiązkiem dyrektora artystycznego, który w takich, przede wszystkim dla aktorów niezwykle trudnych sytuacjach, jest w stanie zagwarantować im minimum komfortu i bezpieczeństwa. Nie boję się oskarżeń o teatr autorski. Proszę mi wierzyć, że rozpoczynanie pracy nad spektaklem "O lepszy świat" na dwa tygodnie przed premierą, w momencie gdy musze prowadzić teatr, zajmować się festiwalem Inter Opole i intensywnie zajmować się organizacją Opolskich Konfrontacji Teatralnych była ostatnią rzeczą, o jakiej marzyłem. Natomiast jestem człowiekiem odpowiedzialnym i musiałem myśleć o swoich aktorach, którzy przez dwa miesiące ciężko pracowali na próbach ze świadomością, ze 16 marca mają premierę. Musiałem myśleć także o widzach, którzy wykupili bilety, musiałem myśleć również o tym, że zgodnie z zawartą przez nas umową licencyjną, 16 marca 2008 r. w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu ma odbyć się polska prapremiera tekstu Rolanda Schimmelpfenniga "O lepszy świat", na czym nam bardzo zależało.

A dlaczego zaprosił Pan na festiwal akurat Deutsches Theater?

- Już dawno myślałem i mówiłem o tym, że chciałbym, żeby Opole było miejscem otwartym na współpracę zarówno z polskimi jak i zagranicznymi teatrami. Chcę, aby do Opola od czasu do czasu mogły przyjeżdżać zespoły, które uważam za bardzo ważne. A Deutsches Theater z Berlina jest jedną z najlepszych scen europejskich, jakie znam. Tym razem zaprosiłem dwie kameralne realizacje, bo koszty przywiezienia tych wielkich są ogromne. Zobaczymy niemiecką realizację "Chóru sportowego", która jest światową prapremierą tego tekstu. Nasza realizacja jest z kolei prapremierą polską, będzie więc okazja porównania tych dwóch realizacji. Natomiast "Winterreise" (Podróż zimowa) to spektakl Michaela Thalheimera, uznawanego za jednego z najciekawszych niemieckich współczesnych reżyserów. To moim zdaniem niezwykle piękny i wzruszający spektakl, który też jest przykładem poszukiwania w teatrze nowego języka i nowych dróg. Ważne jest to, że siedem festiwalowych dni "Inter Opola", to właściwie codziennie inna forma teatralna, inny język.

Dlatego też to przedsięwzięcie pokazania pod rząd czterech premier udało się przerodzić w formę festiwalu, który poza premierami ma powiedzieć i pokazać jeszcze coś więcej. W opolskim środowisku pojawiły się jednak głosy patrzące na projekt sceptycznie. Słyszałam, jak niektórzy oburzają się, że owszem teraz będzie kilka premier w jednym czasie, ale przez ostatnie miesiące publiczność się nudziła, bo nic się nie działo. Jak się Pan ustosunkowuje do tych wypowiedzi?

- Nie przesadzajmy, bo to tak wygląda, jak gdyby do tej pory premiery tu były co miesiąc, a przecież wszyscy doskonale wiemy, że wcale tak nie było. Mój poprzednik Bartosz Zaczykiewicz planował do końca tego sezonu dwie premiery: w lutym i potem pod koniec sezonu premierę Marka Fiedora. Ja zamiast tego daję w tym czasie sześć premier, więc myślę, że powodów do nudy nie ma. Tym bardziej, że mieliśmy w tym sezonie trzecią już edycję festiwalu "Odrama", cały czas działa Scena Nowej Dramaturgii, cyklicznie organizujemy premiery studenckie oraz spotkania z twórcami, a to jest także ważna część naszej pracy. A poza tym ostatnia premiera odbyła się w grudniu, więc minęły tylko dwa miesiące i mamy cztery nowe spektakle.

Na koniec zapytam o wybór tekstów, które Pan sam wyreżyserował. Podczas "Inter Opola" zadebiutuje Pan na opolskiej scenie "Brelem" oraz "Wiśniowym sadem" Czechowa. Dlaczego?

- Jeśli chodzi o przedstawienie muzyczne, to szukałem takiego pomysłu, by cała uwaga była skierowana na słowo, tekst piosenek i muzykę. Jacques Brel zawsze był dla mnie bardzo ważnym autorem. Kiedy poznałem opolski zespół, pomyślałem sobie, że mogę ten pomysł tu zrealizować, bo właśnie tutaj mam do niego obsadę. Potrzebne mi było sześć osób w różnym wieku i z różnym doświadczeniem w wykonywaniu piosenek. Zrezygnowałem z wszelkiej scenografii i budowania formy teatralnej. Natomiast "Wiśniowy sad" to dla mnie bardzo ważny tytuł, ze względu na to, że dziesięć lat temu debiutowałem na scenie warszawskiego Ateneum "Wujaszkiem Wanią" Czechowa i teraz po tylu latach wracam do tego autora, aby sprawdzić, jak się zmieniłem, jak inaczej myślę o Czechowie i o samym teatrze. "Wiśniowy sad" wybrałem także dlatego, że jest arcydziełem, pięknym tekstem, który nigdy jeszcze nie był w Opolu wystawiany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji