Za długie opowieści o marzeniach
"HollyDay" w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Studio w Warszawie i "Wizyta starszej pani" w reż. Michała Zadary w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Paweł Sztarbowski w Newsweeku Polska.
Dzień po dniu odbyły się premiery "HollyDay" w reżyserii Michała Siegoczyńskiego i "Wizyty starszej pani" w reżyserii Michała Zadary. Te spektakle z pozoru mają ze sobą niewiele wspólnego. Z pozoru. Bo gdy rozważyć zalety i błędy obu, ich lista będzie niemal identyczna. Największą zaletą jest to, że umiejętnie łączą teatr popularny z pytaniami o kondycję współczesnego świata.
Marzenia Holly (Magdalena Boczarska) o karierze gwiazdy filmowej czy Freda (znakomita rola Piotra Wawra) o komponowaniu arcydzieł tylko na pozór są bardziej elitarne niż marzenia mieszkańców prowincjonalnego miasteczka z "Wizyty" starszej pani". Towarzyszy im podobne wypalenie. "Starsza pani" u Zadary to tekturowa plansza i zagadywanie codziennej beznadziei potokami niepotrzebnych słów.
W spektaklu Siegoczyńskiego marzenia o karierze sygnalizowane są przez nastrojowe piosenki o amerykańskim śnie, podobnie u Zadary - tę funkcję spełniają polskie szlagiery z początku lat 90., bo właśnie w okresie transformacji osadził on akcję sztuki Dürrenmatta. Cukierkowi bohaterowie "HollyDay" są równie tandetni co bohaterowie "Wizyty" w swoim dążeniu po trupach do celu i oczekiwaniu manny z nieba.
Zadara okazał się odważniejszy formalnie i udało mu się pokazać mechanizmy funkcjonowania zbiorowości, która napędza się plotkami, pomówieniami, zazdrością. Siegoczyński jest mniej radykalny, bawi się schematem melodramatu i realną beznadzieją. Niestety, oba spektakle są za długie i nużące.