Artykuły

Musicalowy cud nad Wisłą

Musical Andrew Llyoda Webbera to hit wszech czasów. Nad polską wersją "Upiora" pracowało ponad 500 osób. Spod rąk fachowców wyszło m.in. 300 kostiumów i 100 par butów i wykonano 50 wymyślnych peruk. - Szczegóły budują ogół - tłumaczy Wojciech Kępczyński, dyrektor Teatru Roma i reżyser spektaklu.

Okrutna, zmasakrowana twarz, zakochane serce i niesłychane muzyczne zacięcie - to prawdziwy operowy upiór. Na punkcie tego oryginalnego przystojniaka oszalało ponad 80 milionów ludzi w 20 krajach świata. Teraz utalentowane straszydło zawróci w głowie Polakom. Choć na scenę warszawskiego teatru Roma wypełznie dopiero w najbliższą sobotę, 15 marca, rodacy już rzucili się do kas i w przepychankach, nie stroniąc od słownych utarczek, zgarnęli prawie siedem tysięcy biletów.

- Nie ma się czemu dziwić. "Upiór w operze" to musical wszech czasów. A do tej pory w Polsce nikt go nie wystawiał - wyjaśnia dyrektor Romy Wojciech Kępczyński. I zarazem reżyser spektaklu opowiadającego o genialnym, choć szpetnym muzyku pomieszkującym w podziemiach Opery Paryskiej, zakochanym w młodziutkiej śpiewaczce Christine Daae.

Na świecie o operowym brzydalu powstało już siedem filmów. Pierwszy w 1925 roku nakręcony został na podstawie powieści francuskiego żurnalisty Gastona Leroux (1868-1927).

Ostatni - cztery lata temu. Amerykański reżyser Joel Schumacher, ostrzący szlify przy takich produkcyjniakach jak "Batman Forever" (1995) i "Batman i Robin" (1997), wziął na warsztat musical napisany w 1986 roku przez Andrew Lloyda Webbera. - Pokazywaliśmy film Schumachera w naszym teatrze. Już wtedy wiedziałem, że muszę zrobić własną wersję Webberowskiego "Upiora" - wspomina Kępczyński.

Wedle jego obliczeń przy produkcji widowiska pracowało ponad 500 osób, dekoracja zmieściła się w 13 ciężarówkach, uszyto 300 kostiumów, 100 par butów i wykonano 50 wymyślnych peruk. - Szczegóły budują ogół - tłumaczy Kępczyński i zapewnia, że jego wizja musicalu może śmiało konkurować z wystawieniami tej śpiewogry na londyńskim West Endzie i nowojorskim Broadwayu. - Chcę zrobić przyjemność widzom i sobie - zdradza.

Kolejny raz. Dziesięć lat temu, wówczas niespełna 50-letni Kępczyński, z wykształcenia tancerz baletowy i aktor, wpadł na szatański pomysł. Postanowił przeszczepić na nasz grunt musical rodem z Broadwayu i przekształcić Operetkę Warszawską w teatr muzyczny. - Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata. A teraz prawie co roku gratulują kolejnej premiery - opowiada.

Kępczyński urządzał castingi i przesłuchania. Szukał utalentowanych aktorsko śpiewaków i tancerzy. - Teraz już mam bazę, ale przy każdej kolejnej produkcji szukam nowych talentów - tłumaczy. Dla przykładu, w czerwcu zeszłego roku o rolę Upiora i reszty operowej zgrai walczyło ponad 200 osób. - Wybrałem najlepszych - mówi Kępczyński.

Pozostaje mu wierzyć, bo podobne zapewnienia składał przed wszystkimi poprzednimi premierami w Romie i przez 10 lat nie zaliczył żadnej spektakularnej klapy. Przez ostatnią dekadę jego wersje "Crazy for You" (1998). "Miss Saigon" (2000), "Grease" (2002) i "Kotów" (2004) szturmowały tłumy. Ba, Roma to stały punkt wizyt bossów z europejskich teatrów muzycznych. Węszą, sprawdzają, podziwiają. W przeciwieństwie do nich Kępczyński dostał od samego Webbera i agencji sprawującej pieczę nad prawami do wystawiania "Upiora w operze" zielone światło. I w efekcie mógł puścić wodze wyobraźni, a nie tak jak jego konkurenci przenosić toczka w toczkę musicalowy hit. - Z żyrandola jednak nie zrezygnowałem - mówi.

Odetchnęliśmy z ulgą. 250-kilogramowy żyrandol będzie spadał na widownię każdego wieczoru. Z prędkością dwóch metrów na sekundę.

"Koty", prem. 1982, ok. 7,5 tys. pokazów

Hit Andrew Lloyda Webbera, oparty na tekstach T.S. Eliota, najsłynniejszego kociarza wśród poetów. Pozbawiony fabuły kolaż krótkich scenek, w których zawarta jest instrukcja obsługi naszego domowego przyjaciela.

"Nędznicy", prem. 1987, ok. 6,7 tys. spektakli

Dzieło Claude-Michela Schónberga (oparte na prozie Hugo) wstąpiło na broadwayowski musicalowy parnas dopiero siedem lat po paryskim debiucie. Dziś jest już na podium, drwiąc z wielu amerykańskich przebojów.

"A Chorus Line", prem. 1975, ok. 6,2 tys. odsłon

Tuż za plecami "Nędzników" stepują bezrobotni tancerze z musicalowej kompozycji Marvina Hamlischa, która na Broadway wdarła się z ciasnych sal off-Broadwayu. Skosiła 12 nagród Tony i Pulitzera za dramat (1976).

"Oh! Calcutta!", prem. 1969, ok. 6 tys. odsłon

Tytuł softpornograficznej rewii Brytyjczyka Kennetha Tynana wziął się z francuskiego "O quel cul fas!", co oznacza mniej więcej "0 rety, ale masz dupsko!". Obrońcy moralności próbują uśmiercić dzieło, ale bezskutecznie.

"Piękna i bestia", prem. 1994, finisaż 2007, 5461 prezentacji

Za to nikt nigdy nie czepiał się scenicznej wersji filmu Disneya, wyprodukowanej przez Disney Theatrical trzy lata po premierze kreskówki. Spektakl zgasł w zeszłym roku, bo znudził się widzom.

"Rent", prem. 1996, ok. 5 tys. spektakli

Chociaż dzieło Jonathana Larsona tkwi w szufladce rock musical, zasadniczo oparte jest na "Cyganerii" Pucciniego. Tony Award i Pulitzer za wyrwanie młodej widowni, którą coraz trudniej odkleić od ekranu komputera...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji