Artykuły

Interpretacje. Podsumowanie

Kazimierz Kutz pożegnał się z dyrektorowaniem artystycznym festiwalowi. Ta decyzja nikogo chyba specjalnie nie zdziwiła, pozwoliła za to odetchnąć z ulgą. Podczas tej edycji Kutz zapracował sobie na tę rezygnację. Zafundował festiwalowi skandalicznie niski poziom, jednocześnie narzekając na wszystkich wokół. Uśmiech politowania i niesmaku na ustach festiwalowej publiczności wywoływały prowadzone przez niego spotkania z reżyserami. Zamiast merytorycznej dyskusji byliśmy świadkami pytania o dzieci, małżonków, kochanki i zarobki - X edycję Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" podsumowuje Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Tegoroczna, choć jubileuszowa, edycja Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje okazała się być najsłabszą od kilku lat. Zawiodły spektakle konkursowe i mistrzowskie. W konkursie brały udział spektakle, w których reżyserii nie było wcale, bądź była na poziomie zgoła żenującym, zaś pokazy mistrzowskie były takie tylko z nazwy.

Poziom tej edycji wyznaczyła już otwierająca ją konferencja prasowa z udziałem dyrektora artystycznego festiwalu, Kazimierza Kutza i Elżbiety Baniewicz, która była w komisji kwalifikującej spektakle. Występ tych państwa był jednym wielkim narzekaniem. A to, że teatr repertuarowy jest w agonii, a to, że reżyserują oszołomy, a to, że kolesiostwo w polskim teatrze, a to, że teatr skończył się na Dejmku i Swinarskim. Jak co roku, przeszkodą dla zapraszania dobrych spektakli okazały się warunki techniczne sceny Teatru Śląskiego, na której to niewiele można zmieścić oraz zbyt niska, zdaniem Kutza, dotacja od prezydenta miasta (w tym roku budżet wyniósł 700.000 zł).

Ponieważ ekipa Kutza skupiła się na narzekaniu, na oglądanie spektakli w całej Polsce nie znalazła już czasu, wskutek czego na festiwalu pojawiło się aż jedno przedstawienie spoza Warszawy i Krakowa, czyli zwycięskie "Pakujemy manatki" z Teatru im. Horzycy w Toruniu w reżyserii Iwony Kempy. Tegoroczny wybór spektakli świadczy o dwóch kwestiach: komisji kwalifikacyjnej nie chciało się ruszyć poza Kraków i Warszawę, bo wtedy nie zaproszono by Krzysztofa Rekowskiego z "Grubą Świnią" z Teatru Powszechnego w Warszawie oraz "Tereminu" Artura Tyszkiewicza z Teatru Współczesnego. Powyższe spektakle pozwalają także przypuszczać, że komisja nie widziała spektakli, które zaprasza. W zasadzie to mogłoby być jedyne usprawiedliwienie dla takiego właśnie wyboru. Każde inne jest bardziej kompromitujące dla wybierających.

Rozpoczynający część konkursową Krzysztof Rekowski pokazał "Grubą świnię", operę mydlaną pozbawioną wszelakich znamion reżyserii czy chociażby dobrego aktorstwa. Na moment poprzeczkę podniósł Maciej Sobociński ze swym "Othellem", dopracowanym w najmniejszym szczególe, pełnym precyzji w podejściu do tekstu, z świetnymi rolami Urszuli Grabowskiej jako Desdemony i Marcina Sianki w roli Iagona. Lecz już następnego dnia poziom znów spadł diametralnie. Był to upadek tym boleśniejszy, że stał się udziałem czarnego konia tej edycji Artura Tyszkiewicza, który rok wcześniej pokazał w Katowicach świetną "Iwonę, księżniczkę Burgunda" z Wałbrzycha. Jego "Teremin" najbardziej znudził publiczność (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, czym nas uraczy mistrzowski "Wagon") nieustannym wchodzeniem i wychodzeniem aktorów i wyśmienitym podnoszeniem w geście zdziwienia sztucznych brwi Leona Charewicza. Szczęśliwie dla publiczności, na tym skończyły się festiwalowe koszmarki, przynajmniej te w części konkursowej. Zwycięski spektakl Kempy zauroczył poprawną grą aktorską i świetnym tekstem dotykającym spraw ostatecznych. Ale dopiero zamykający stawkę Michał Zadara z "Odprawą posłów greckich" przywiezioną ze Starego Teatru w Krakowie wniósł powiew świeżości w zatęchłą atmosferę jubileuszowej edycji festiwalu. Jako jedyny w tym roku zaproponował nowy język teatru, język czerpiący ze sztuki instalacji, happeningu, a jednocześnie dokonujący ironicznej zabawny z konwencjami teatralnymi. Po obejrzeniu wszystkich konkursowych przedstawień jasne stało się, że Laur Konrada może powędrować tylko do Macieja Sobocińskiego lub Michała Zadary. Tylko ich przedstawienia zawierały to, co powinno oceniać się na tym festiwalu, czyli wizję reżyserską. Można było z tymi wizjami dyskutować, mogły się podobać lub nie, ale przynajmniej były. Okazało się jednak, że większość jury ma inne zdanie i dlatego Anna Dymna, Krzysztof Globisz i Edward Pałłasz swoje nagrody przyznali Iwonie Kempie. "Pakujemy manatki" zostało także laureatem nagrody publiczności. Natomiast Dorota Kołodyńska i Mariusz Grzegorzek nagrodzili Macieja Sobocińskiego, który zdobył również nagrodę dziennikarzy.

Nie należy specjalnie dziwić się niskiemu poziomowi prezentowanych przedstawień, jeśli obejrzało się coś, co, nie wiedzieć czemu, nazwano pokazem mistrzowskim, czyli "Wagon" [na zdjęciu] z Teatru Współczesnego w Warszawie w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego. Nikomu z obecnych na widowni nie udało się odkryć, czego to młodzi reżyserzy mogliby nauczyć się od Zaleskiego. Za to widzowie nauczyli się, że teatr nie powinien być męczarnią i dlatego dość często słychać było zamykane drzwi z drugiej strony, a na widowni pojawiało się coraz więcej pustych miejsc. Ten spektakl okazał się największą porażką komisji kwalifikacyjnej, udało mu się zniechęcić nawet najwytrwalszych teatromanów, a także uczynić bezradnymi nawet największych znawców teatru - po spektaklu wszyscy wychodzili z pytaniem: "Co to jest?"

Dziesiąta edycja Interpretacji zapisze się historii także jako edycja, w której Kazimierz Kutz pożegnał się z dyrektorowaniem artystycznym festiwalowi. Ta decyzja nikogo chyba specjalnie nie zdziwiła, pozwoliła za to odetchnąć z ulgą. Bowiem podczas tej edycji Kazimierz Kutz najbardziej zapracował sobie na tę rezygnację. Zafundował festiwalowi skandalicznie niski poziom, jednocześnie narzekając na wszystkich wokół. Uśmiech politowania i niesmaku na ustach festiwalowej publiczności wywoływały prowadzone przez Kutza dyskusje z reżyserami. Zamiast merytorycznej dyskusji byliśmy świadkami pytania o dzieci, małżonków, kochanki, zarobki. Pojawiły się też rozważania o członkach, spółkowaniu, brudnych butach i innych bardzo "teatralnych" tematach. W takiej sytuacji niewielu będzie płakać z posłem Kutzem jako dyrektorem artystycznym Interpretacji. Znacznie więcej osób ucieszyło się, że ma to już za sobą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji