Artykuły

"Ryszard II" Szekspira i Seweryna

"Ryszard II" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Spektakl w reżyserii Andrzeja Seweryna pokazuje głęboki kryzys sztuki aktorskiej na scenie narodowej.

Pomysł, aby na scenie narodowej przypomnieć "Tragedię Ryszarda II", był znakomity. Ta rzadko wystawiana w Polsce sztuka zawiera potężny ładunek refleksji o mechanizmach i pułapkach władzy. Mówi o upadku inteligentnego, lecz nieudolnego króla Ryszarda II, którego na tronie zastępuje uzurpator Henryk IV. Nie jest on co prawda intelektualistą jak Ryszard, okazuje się jednak władcą bardziej skutecznym.

Andrzej Seweryn stanął przed szansą, jaka nie zdarza się na co dzień w polskim teatrze. Mając do dyspozycji wielką maszynę Teatru Narodowego, popularnych aktorów i świetny tekst w nowym przekładzie Piotra Kamińskiego, mógł stworzyć spektakl dostarczający nie tylko estetycznych wzruszeń, ale też refleksji o powinności władzy. Mógł pomóc widzom w zrozumieniu rzeczywistości, w jakiej żyją. Niestety, tak się nie stało.

Zabrakło klucza

W inscenizacji Andrzeja Seweryna szekspirowska tragedia straciła swoją głębię, stała się w dużej mierze niezrozumiała. Kryzys państwa, o którym mówi się niemal w każdej scenie, reżyser zinterpretował jedynie jako upadek moralności na dworze: w jednej ze scen jesteśmy świadkami orgii seksualnej, w której uczestniczy Ryszard i jego świta. Zamiast analizy rozkładu państwa mamy napiętnowanie niemoralnego prowadzenia się i braku pobożności.

Brakuje innych oznak kryzysu państwa, reżyser zrezygnował m.in. ze sceny w Parlamencie, w której Henryk organizuje dochodzenie w sprawie zabójstwa Gloucestera. Ta współcześnie brzmiąca debata, w której lordowie zasypują się nawzajem oskarżeniami o kłamstwo i zdradę, obnaża degrengoladę władzy. Mogła być kluczem do całej historii, nad którą ciąży nierozwiązana zagadka politycznego morderstwa. Jej brak zaważył na przedstawieniu.

Za myślą Szekspira nie podąża scenografia Borisa Kudlieki. Zamiast oddać za pomocą przestrzeni rozpad i kryzys świata przedstawionego w tragedii, scenograf odwraca uwagę pięknymi obrazami teatralnej architektury w rodzaju monumentalnych schodów czy gigantycznych złotych ścian. Operowy rozmach scenografii (do każdej sceny zaprojektowano inną przestrzeń) przytłoczył przedstawienie - zmiany dekoracji ciągną się w nieskończoność. Pauz nie jest w stanie wypełnić muzyka. Zamiast nadawać tempo spektaklowi, osłabia je, a nagrane i emitowane po ciemku początki aktorskich kwestii osłabiają rytm.

Aktorstwo jest problemem

W zrozumieniu szekspirowskiej tragedii nie pomagają aktorzy grający role głównych protagonistów. Artur Żmijewski jako Henryk i Michał Żebrowski [obaj na zdjęciu] jako Ryszard nie zdołali narysować skomplikowanych psychologicznie charakterów, w związku z czym ich konflikt stał się powierzchowny. Żmijewski próbował stworzyć postać bezwzględnego polityka, który do tronu idzie po trupach, jednak po latach grania w serialach nie potrafił przebić się przez teatralną rampę i nawiązać kontaktu z widownią. Żebrowski nie sprostał wielkim oczekiwaniom, jakie wywołał jego powrót na scenę teatralną po dziesięciu latach. Podobnie jak Żmijewskiemu jemu również zabrakło środków aktorskich dla pokazania chwiejnego charakteru króla, świetna dykcja to za mało. Chociaż Żebrowski gra intelektualistę, nie myśli szekspirowskim tekstem, myśl zastępuje emocjami. W efekcie jego Ryszard nie jest bardziej skomplikowany od Skrzetuskiego czy wiedźmina Geralta.

Aktorstwo w ogóle jest poważnym problemem w tym spektaklu, co zakrawa na paradoks, jako że Seweryn należy do najwybitniejszych europejskich aktorów. Jak to się stało, że jako reżyser nie potrafił zainspirować i poprowadzić kolegów z zespołu Narodowego? To już trzecia inscenizacja szekspirowska na tej scenie po "Królu Learze" i "Śnie nocy letniej", w której nie ma wybitnych ról szekspirowskich. Widać tu destrukcyjny wpływ aktorstwa serialowego. Aktorzy zamiast działać za pomocą słowa, ilustrują tekst rozbudowanymi ponad miarę emocjami. Zawodzą nawet tak doświadczeni artyści jak Ignacy Gogolewski, który jako Jan z Gandawy mówi z archaicznym zaśpiewem, jakby zapomniał, że był kiedyś aktorem na wskroś współczesnym. Archaiczny, nadekspresyjny styl gry prezentuje Krzysztof Kolberger jako Edmund, podobnie jest z Teresą Budzisz-Krzyżanowską jako Księżną Gloucester, która histerycznie opłakuje stratę męża.

Wśród ról drugoplanowych uwagę zwróciła Gabriela Kownacka, która pomyliła chyba sztuki: grając Księżną Yorku, która błaga króla o łaskę dla swego syna zdrajcy, kokietowała jak Podstolina w "Zemście". Zebrała oklaski, rujnując jednocześnie sens swego występu. Jedynym aktorem, który mówił szekspirowskie frazy ze zrozumieniem i bez przesady, był Igor Przegrodzki w epizodzie Ogrodnika i tylko jego słowa o państwie jako zachwaszczonym ogrodzie docierały głęboko i boleśnie.

Trudny dramat

To, że wybitny aktor nie poradził sobie z inscenizacją trudnego dramatu Szekspira, nie jest tragedią. Najbardziej niepokoi stan predyspozycji aktorskich pierwszego zespołu w kraju. W Narodowym jeszcze za poprzedniej dyrekcji teatr stał się dodatkiem do telewizji i filmu, teraz niestety zbieramy tego żniwo. Szkoda że rola żniwiarza przypadła w udziale Andrzejowi Sewerynowi, który od lat wyznaczał najwyższy pułap w polskiej sztuce aktorskiej.

Teatr Narodowy: William Szekspir "Ryszard II", przekład Piotr Kamiński, reż. Andrzej Seweryn, scenografia Boris Kudlieka, premiera 16 października na dużej scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji