Artykuły

Operowy maraton

"Tosca" w reż. i scenogr. Gianmarii Romagnoli'ego i "Agrippina" Combattimento Consort w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej oraz "Walkiria" w Hali Ludowej we Wrocławiu. Pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.

Operowy maraton ostatnich dni potwierdził tezę, że wystawianych u nas spektakli lepiej się słucha, niż je ogląda.

Wybuczany reżyser "Toski" w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej (15 października) oraz owacja na stojąco dla realizatorów "Walkirii" w Hali Ludowej (16 października). Trudno te fakty ze sobą łączyć, choć wnioski nasuwają się same. Dyskusja na temat kondycji rodzimej sceny operowej po ostatnich doświadczeniach Mariusza Trelińskiego oraz Krzysztofa Warlikowskiego wkracza na coraz bardziej palący grunt.

Opowieści o kostyczności gatunku należy włożyć między bajki. Opera żyje własnym życiem, doskonale asymiluje się ze światem współczesnym, jego integralnym elementem. Premiery minionego tygodnia potwierdzają głód dobrej opery. Niestety w polskich teatrach wciąż lepiej jej się słucha, niż ogląda. Muzyka potrafi się obronić, inscenizacja rzadko. I jeszcze ten wszechobecny sztampowy repertuar (w tym sezonie na scenie narodowej na cztery premiery dwa "samograje" - "Tosca" i "Aida"). Dlaczego partytury mistrzów gatunku Wagnera i Haendla niemal w ogóle nie są grywane?

Mobbing i mitologia

Nową "Toscą" zainaugurowano w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej festiwal, zorganizowany z okazji 80-lecia śmierci Giacomo Pucciniego. Gianmaria Romagnoli, rzymski reżyser, scenograf i projektant kostiumów, nie krył, że nawiąże w swym pomyśle do filmów doby neorealizmu, tytułową bohaterkę zaś wystylizuje na Annę Magnani.

Problem w tym, że inscenizacja Romagnoliego okazała się całkowicie bezstylowa, zawieszona między tradycją i współczesnością. Podczas gdy Barona Scarpię i jego świtę przedstawiono realistycznie (baron ogląda telewizję, przygotowuje glejt dla Toski na laptopie), Tosca i Cavaradossi odgrywają w III akcie sentymentalny dramat z innej epoki. Opera nie była, jak zapowiadano, ani policyjnym thrillerem, ani historyjką o molestowaniu seksualnym. Była opowieścią poskładaną z nieprzystających obrazków. Pustką i bezbarwnością powiało także ze scenografii. Obraz Marii Magdaleny malowany w I akcie przez Cavaradossiego to szczyt kiczu, podobnie jak pozbawiony gustu pseudorealistyczny apartament Scarpii z aktu II.

Inscenizacja "Walkirii" [na zdjęciu] Ryszarda Wagnera - drugiego ogniwa tetralogii "Pierścień Nibelunga" - wprawdzie też nie należy do majstersztyków, ale jest znacznie bardziej spójna. Reżyser Hans-Peter Lehmann "terminował" u wnuków Wagnera w Bayreuth i doświadczenia te przeniósł do Wrocławia.

Hala Ludowa jako Walhalla sprawdza się nieźle, choć jej akustyka jest nie do ujarzmienia. Lehmann zaproponował "Walkirię" z rozmachem, grą świateł, projekcją wideo, pirotechniką. Reżyser przynajmniej niczego nie udaje - świat mitów ma być klasyczny, do cna wagnerowski, daleki od epatowania ekscentrycznością. I w tym postanowieniu pozostaje konsekwentny.

Najmocniejszą stroną "Toski" i "Walkirii" jest muzyka oraz jej interpretacje, odpowiednio Jacka Kaspszyka oraz Ewy Michnik. Troje bohaterów Pucciniego pokazało wyrównany poziom wokalny: Irina Gordei (Tosca), Giuseppe Gipali (Cavaradossi) oraz Mikołaj Zalasińki (Scarpia). Pomimo sztuczności nagłośnienia i problemów z mikroportami wręcz znakomicie wypadła premierowa obsada "Walkirii", z przepiękną Zyglindą Ewy Vesin, Zygmundem Olega Balashova i Wotanem Johannesa von Duisburga.

Czy to barok?

"Agrippina" Jerzego Fryderyka Haendla wystawiona w Sali im. Młynarskiego TWON (14.10) należała do innej kategorii - był to gościnny występ amsterdamskiego Combattimento Consort. W naszych teatrach repertuar barokowy - z wyjątkiem Warszawskiej Opery Kameralnej - właściwie nie istnieje. Holenderska produkcja nie dała jednak żadnego pojęcia o tym, jak u progu XXI wieku wykonuje się barok w teatrach Berlina, Paryża czy Londynu. Był to "produkt zastępczy", namiastka prawdziwych haendlowskich spektakli od lat przygotowywanych przez Jacobsa, Minkowskiego czy McCreesha.

"Agrippinę" przedstawiono w traumatycznej inscenizacji, ni to historycznej (stroje, choreografia), ni to współczesnej (dekoracje). Głównym elementem scenografii było toporne rusztowanie imitujące pałac cesarzowej. Inscenizacja sprawiała wrażenie przygnębiającej i piekielnie statycznej. Zupełnie zabrakło światła, scena tonęła w czerni, potęgując wrażenie grania w krypcie.

Combattimento Consort - zespół "mieszany" złożony z instrumentów historycznych oraz współczesnych - okazał się najmocniejszą stroną spektaklu. Wśród śpiewaków wyróżniali się: Piotr Miciński (baryton) w partii Klaudiusza oraz Holender Quirijn de Lang (baryton) jako Otton. By posłuchać dobrze zaśpiewanego Haendla, proponuję wybrać się do Warszawskiej Opery Kameralnej, choć za przeżycia wzrokowe głowy nie daję. I znów koło się zamyka.

Haendel: "Agrippina" (14.10), Puccini: "Tosca" (15.10) - Teatr Wielki - Opera Narodowa, Warszawa; Wagner: "Walkiria" (16.10) - Hala Ludowa, Wrocław

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji