Artykuły

Przeciętny monodram nieprzeciętnego autora

Sopocka inscenizacja to spektakl ubogi, czarno-biały, wyprany z koloru i optymizmu. Niepozbawiony reżyserskich i aktorskich usterek, ale bardzo przejmujący. W finale przedstawienia aktor sprząta po sobie rekwizyty, układa je na stoliku i schodzi ze sceny, jakby to miejsce było mu już obce, jak gdyby czuł się na scenie jak gość - o spektaklu "Gwiazdy" w reż. Ewy Ignaczak w Teatrze Stajnia Pegaza na Sopockiej Scenie Off de BICZ pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Życie to ciąg bolesnych paradoksów. Życie artysty różni się od bytu przeciętnego człowieka tym, że swój ból prezentuje publicznie. Helmut Kajzar w swojej twórczości nie unikał sprzeciwu wobec "zastanego", ale bunt zawsze u niego mieszał się z refleksją. Pomimo to, że jednostka konfrontuje się z ogółem, jej indywidualizm z czasem urabiany jest w dopuszczalne, przystające do zdania większości, granice. Najnowsza premiera Teatru Stajnia Pegaza na Sopockiej Scenie Off de BICZ jest próbą odkurzenia niemal zupełnie zapomnianego artysty.

"Gwiazda" Helmuta Kajzara to dramat pełen sensów i odniesień. Tytułowa postać nazywa siebie aktorką, jednak bardziej niż w światłach rampy, gra sama przed sobą. Jej dramat polega na tym, że jej najbardziej nieudaną rolą jest własne życie. Trudno jednak opisywać ten utwór jako utwór fabularny, bo autor na przykładzie przebrzmiałej Gwiazdy pokazuje proces dezintegracji osobowości i rozbicia własnego "ja", które składa się z wielu małych kawałeczków i jak w kalejdoskopie układa się w taki, czy inny obraz. Kajzar nakreślił sytuację, w której paru kawałków układanki brakuje.

Henryk Dąbrowski bardzo ostrożnie podchodzi do odgrywanej przez siebie postaci. Męska kreacja Gwiazdy nie może szokować, gdy ma się w pamięci komentarz Kajzara do tego monodramu, w którym zasugerował możliwość wykonywania tej roli przez aktora i to najlepiej "kiepskiego". Reżyserka Ewa Ignaczak podąża więc za wolą autora, obsadzając Dąbrowskiego w tej arcytrudnej roli.

Aktor przez długi czas nie radzi sobie z tekstem. Bardzo przeszkadzają mu wszystkie zwroty, kiedy wypowiada się w imieniu aktorki, w rodzaju żeńskim. Nieporadność stara się zamaskować różnymi zabiegami formalnymi, co działa jeszcze gorzej, bo odwraca uwagę od treści. Im głośniej mówi, tym gorzej go słychać, bo trudno koncentrować się na słowach, gdy ktoś niemal wykrzykuje je do ucha. Trudno też zrozumieć co mówi, gdy ciska okrągłym stolikiem na lewo i prawo, albo chodzi w kółko. Przydałoby się reżyserce wsparcie solidnego choreografa, tak samo zresztą jak i oświetleniowca, aby "ograć" scenę. Także scenografia, wyważona i oszczędna, bardzo przypomina poprzednie propozycje Stajni Pegaza. Stolik i krzesełko są więc drewniane, do tego jedna, tym razem mocno sfatygowana i przybrudzona biała suknia. Jedynie skrzydła anioła nie są tu typowym rekwizytem.

Najmocniejszą stroną przedstawienia jest jego warstwa symboliczna. Ewa Ignaczak przewrotnie operuje różnymi elementami przestrzeni. Stolik przemienia się w scenę, na której położy się żywy aktor, wypełniając wtedy dosłownie całą "przestrzeń sceniczną". Autoironiczny komentarz pojawia się również wtedy, gdy Dąbrowski nakłada skrzydła i przypomina pegaza, obecnego przecież w nazwie teatru. Suknie, tak ważne dla Kajzara, że nazywa nimi kolejne sceny, reżyserka odrzuca. Pozostawia tylko tę jedną, opisaną powyżej, przez co podkreśla rozdarcie jego postaci oraz złożoną, ogólnoludzką i ponadpłciową naturę Kajzarowskiego zdezintegrowanego "ja".

Ważnym motywem "Gwiazdy" jest jej autotematyzm. Zderzenie świata prywatnego z tym w blasku rampy, nieudolne próby zaistnienia i zdobycia sławy to rzeczy bliskie każdemu aktorowi i - pośrednio - każdemu z nas. Kajzar opisał dążenia i pragnienia artysty, ukazane z perspektywy postaci wyplutej przez sztukę, opuszczonej, takiej, która już nie otrzyma braw ani owacji na stojąco. Henryk Dąbrowski stara się sprostać bladej i niedookreślonej przez reżyserkę roli, ale nie potrafi się zdecydować czy gra kobietę, czy mężczyznę przebranego za kobietę. Może właśnie dlatego, że Kajzar dotyka tematu bliskiego każdemu, kto ma styczność z aktorstwem, tak trudno jest wykonawcy otworzyć się na tę postać?

Im dłużej trwa przedstawienie, tym lepiej. I dla spektaklu, i dla widza. Aktor przestaje krzyczeć. Trudny, niespójny tekst wreszcie trafia do publiczności, chociaż Dąbrowski niemal do końca jest zagubiony i nie ma pomysłu jak odegrać upadłą aktorkę. Lepiej wypada, gdy koncentruje się na tekście, zamiast mocować się z nim, zagłuszając jego sens. Kajzar, ustami Dąbrowskiego, walczy o uwagę, o zrozumienie dla starych i opuszczonych, o wysłuchanie samotnych i bezużytecznych. I wychodzi z tej walki zwycięsko. Nietrudno zrozumieć dlaczego "Gwiazda" jest najczęściej granym jego utworem, choć trudno mówić o popularności autora, którego dramaty przez trzy dekady doczekały się przeważnie jednej lub dwóch realizacji nie-autorskich.

Sopocka inscenizacja to spektakl ubogi, czarno-biały, wyprany z koloru i optymizmu. Niepozbawiony reżyserskich i aktorskich usterek, ale bardzo przejmujący. W finale przedstawienia aktor sprząta po sobie rekwizyty, układa je na stoliku i schodzi ze sceny, jakby to miejsce było mu już obce, jak gdyby czuł się na scenie jak gość - ktoś kto na chwilę się zapomniał i "narozrabiał", przypominając sobie i nam strzępy odgrywanych kiedyś ról.

Ta opowieść o artyście, jego sukcesach i porażkach to w istocie opowieść o każdym z nas. "Gwiazda" Helmuta Kajzara jest trudna, intelektualna i - przede wszystkim - do dziś aktualna. Może nawet bardziej aktualna niż w czasach, gdy powstawała.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji