Artykuły

Czas niszczy wszystko

"Jutro" w reż. Eweliny Pietrowiak w Operze Wrocławskiej. Pisze Daniel Cichy w Tygodniku Powszechnym.

Opera Wrocławska nareszcie przywróciła naszej operowej scenie "Jutro" Tadeusza Bairda.

Mały port morski. Wczesna jesień. Obłąkany starzec Ozias, od lat oczekujący powrotu syna Harry'ego, kreśli jego portret Jessice, córce ślepego cieśli. Powtarza słowa o rychłym pojawieniu się marnotrawnego potomka, o jego urokliwej postawie, szlachetności serca... Naiwna i sentymentalna Jessica zakochuje się w Harrym. Kiedy ten wreszcie przybywa, jego zachowanie nie przystaje do obrazu wymarzonego kochanka. Nawet ojciec nie rozpoznaje w nim własnego syna. Przed opuszczeniem miejscowości mężczyzna gwałci Jessikę. Przywołany krzykiem dziewczyny, Ozias zabija Harry'ego. A później znowu czeka. Jutro wszak ma powrócić jego syn.

Joseph Conrad nowelę "Tomorrow" ukończył w 1902 r. Przerobił ją też na potrzeby teatru, a premierę w 1905 r. z entuzjazmem oklaskiwał sam George Bernard Shaw. "Oto dramaturg" - miał powiedzieć Irlandczyk do przyjaciół.

Człowiek północy

Tadeusz Baird mówił: "Jestem człowiekiem Północy, pod każdym względem, poczynając od zamiłowania do pewnego typu krajobrazu, klimatu, a kończąc na odpowiadającej mi mentalności, obyczaju i typie kontaktów międzyludzkich". Być może dlatego w jedynym scenicznym dziele zwrócił się w stronę Conrada? Libretto pisanego wiatach 1964-66 utworu opracował Jerzy S. Sito. Pierwszoplanowym problemem stało się zderzenie idealistycznego świata fantazji ze smutnym obrazem rzeczywistości, konflikt między bohaterami żyjącymi marzeniami a Harrym - intruzem z realnego świata zewnętrznego. Psychiczne napięcia, obecny od pierwszej sceny niepokój, podskórne emocjonalne wrzenie i nieustanne wyczekiwanie, wreszcie brak szczęśliwego zakończenia, odsyłają do ekspresjonistycznych dramatów.

Baird urodził się w lipcu 1928 r. Wielokrotnie nagradzany w Polsce i w świecie, stal się ikoną polskiej muzyki współczesnej. Przedwczesna śmierć w 1981 r. zakończyła błyskotliwą karierę założyciela "Warszawskiej Jesieni". Wpołowie lat 50. Baird, wówczas znany i zasłużony członek kompozytorskiej Grupy 49 - obok Serockiego i Krenza - usłyszał po raz pierwszy nagranie "Wozzecka" Albana Berga. Przeczytanie partytury wiedeńskiego mistrza z jednej strony dało Polakowi odpowiedź na pytanie, jaką muzykę chciałby pisać, z drugiej wpędziło w depresję, wszak ktoś już taki brzmieniowy świat wykreował. I to pół wieku wcześniej. Rozpoczął jednak poszukiwanie własnego języka muzycznego. Z powodzeniem. Dziś, słuchając jakiegokolwiek utworu Bairda, trudno mieć wątpliwości w kwestii autorstwa. To muzyka po Bergowsku ekspresyjna, wysmakowana kolorystycznie, z zastanawiającą inwencją melodyczną, niekiedy o improwizacyjnym charakterze, formalnie przejrzysta. Mimo zawartych przez twórcę paktu z tradycją i ugody z awangardą, zdumiewająco wyrafinowana. I piękna. Kompozycje orkiestrowe - "Cztery eseje", "Ekspresje", "Dialogi", "Elegia", "Concerto lugubre", ale nade wszystko liryka wokalna - "4 Sonety miłosne", "Erotyki", "Głosy z oddali" są świadectwem dążenia do idealnej równowagi między treścią i formą, tym, co uczuciowe i racjonalne w muzyce. Dążenia ciągle niedocenianego.

Chłodne światło

"Jutro" to jednoaktowy dramat muzyczny. Ale z pewnością nie Wagnerowski - monumentalny, wieszczący mityczne treści,

bardziej Brittenowski - kameralny, skoncentrowany na tragedii zwykłego człowieka. Dzieło ujęte w sześć scen jest kompozytorskim majstersztykiem. Konsekwencja w zastosowaniu muzycznych rozwiązań, zwięzłość i dźwiękowa dramaturgia doskonale korespondują z Conradowskim tekstem. Jest poza tym "Jutro" autorską propozycją teatru muzycznego Bairda. Twórca postanowił, że Jozue, Jessika i Ozais będą partiami śpiewanymi i melorecytacyjnymi, Harry zaś będzie postacią mówiącą. Baird zastosował leitmotywy, które jednak nie charakteryzują postaci, a psychiczne stany i emocje bohaterów. Orkiestrę podzielił na cztery kolorystyczne grupy, które otaczają postaci określoną brzmieniowo aurą. Wreszcie spójność materiałową osiągnął przez wyprowadzenie kompozycji z dwunastodźwiękowej serii.

Inaugurując Festiwal Musica Polonica Nova, Opera Wrocławska przywróciła "Jutro" operowej scenie. Kłopot w tym, że o ile orkiestra pod batutą Tomasza Szredera sprawnie poradziła sobie z trudną partyturą, soliści pod względem muzycznym prezentowali dobry poziom wokalny, to sceniczna wizja Eweliny Pietrowiak wzbudziła wątpliwości. Jedność akcji, miejsca i czasu artystka podkreśliła ascetyczną scenografią - drewniany pomost, ławka, wiosła, kilka kamieni, oraz chłodnym światłem (Bogumił Palewicz). Równie oszczędnie narysowała postaci: niestety, zbyt jednoznacznie i schematycznie. Jozue Stanisława Kufluka to tylko ślepiec na inwalidzkim wózku. Jessika interesującej wokalnie Doroty Dutkowskiej jest jedynie skromną dziewczyną w staromodnej sukience, Ozias Wiktora Gorelikowa nikim więcej poza emerytowanym kapitanem. Najbardziej nieznośny teatralnie był jednak modniś Harry, w wykonaniu Łukasza Brzezińskiego postać groteskowa. Reżyserka zaproponowała więc inscenizację powierzchowną, pozbawioną prawdziwych emocji. Jakby zatrzymała się w połowie drogi, nie wyciągnęła lekcji z asystowania Mariuszowi Trelińskiemu. Na styku teatru i muzyki nastąpiło pęknięcie, a dramat Pietrowiak nie pokrył się z narracją Bairda.

"Czas niszczy wszystko" - drażliwie migoczące zdanie zamyka film "Nieodwracalne" z Moniką Bellucci. Harry przypomina gwałciciela z paryskiego pasażu, Jessika przyciśniętą do brudnej posadzki Alex. Nawet ułożenie ciał podobne. I krzyk ofiary - pełen bólu, bezradności i wściekłości. Potem nic już nie będzie takie samo. Nawet wówczas, gdy wymierzający sprawiedliwość czeka. Jutro wszak ma powrócić jego syn.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji