Artykuły

Antygwiazdorski gwiazdor

- W dużej mierze po to robię ten teatr, żeby różne wolne inicjatywy miały godne miejsce, żeby ludzie mogli się realizować. Często mają świetne pomysły, ale brakuje im przebicia, a Kamienica może stać się idealnym miejscem do tego celu - mówi EMILIAN KAMIŃSKI, aktor, dyrektor Teatru Kamienica w Warszawie.

Śpiewający aktor, pisarz i reżyser, rodowity warszawianin, propagujący swoje miasto. Antygwiazdorski gwiazdor. Ostatnio silą napędowa prac nad budową Teatru Kamienicy

Ostatnie pięć lat poświęcił Pan na realizację dzieła swojego rycia - budowę Teatru Kamienica. Jak się Pan czuje, gdy to marzenie zbliża się do finiszu?

- Do finiszu jeszcze trochę brak, konkretnie niemal roku. Całość ma być skończona w listopadzie 2008 roku. Zobowiązania unijne przewidują oddanie teatru nawet trochę wcześniej, ale liczę, że Unia będzie tak łaskawa i da mi jeszcze nieco czasu, zwłaszcza, że na podpisanie umowy czekałem trzy lata. Teraz prace są w toku, a jest ich co niemiara. Podobnie jak trudności, ale powolutku je pokonuję. Na szczęście jestem dosyć cierpliwy. Rzeczywiście za mną pięć lat pogoni za czymś. Niedawno jeden z moich bardzo utytułowanych kolegów powiedział mi: "Wiesz, jak już w końcu zrobisz ten teatr, to osiągniesz sukces". Ja mu na to powiedziałem, wydaje mi się, mądre zdanie: "Drogi przyjacielu, sukcesem jest już samo dążenie do tego". Bo niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak trudno przebrnąć przez piętrzące się problemy, formalności, przepisy, które nie ułatwiają życia, pozyskać fundusze. Mam jednak to szczęście, że spotykam na swej drodze życzliwych ludzi, urzędników, którzy pomagają mi się z tymi okropnymi przepisami uporać. To ludzie, którzy widząc zapaleńca, idą mi na rękę, i za to jestem im wdzięczny. Każdy, kto podał mi rękę, będzie miał cegłę z imieniem i nazwiskiem.

Można zatem powiedzieć, że najgorsze za Panem i teraz wszystko wychodzi na prostą.

- Tak, rzeczywiście idzie ku dobremu. W sierpniu została podpisana umowa unijna, która musiała być poprzedzona poręczeniem weksla. I tu znowu miałem szczęście, że prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz i wiceprezydenci, pomogli mi w tym zakresie, Rada Warszawy udzieliła mi poręczenia weksla na 8 mln zł i chwała jej za to, bo ja walczyłem przez trzy lata. Mimo że zostałem beneficjentem unijnych pieniędzy to nasze przepisy wymagały ode mnie takiego zabezpieczenia, które było pętlą u szyi. Dzięki miastu udało się i to przezwyciężyć, i teraz już prace nabrały tempa, budowa ruszyła pełną parą. Tu także natrafiłem na przyjazną firmę Pol-Aqua, której prezes - człowiek teatru - zrozumiał moją sytuację i odniósł się do moich planów z wielką sympatią. Powiedział po ludzku: "Pomogę Ci". W ogóle pojawia się przy tym przedsięwzięciu wielu ludzi, którzy dokładają swoją cegiełkę pod budowę Kamienicy i pomalutku widać efekty. Jest już mała scena, teraz trwają prace nad podwórkiem, które było w katastrofalnym stanie, za chwilę będzie zagospodarowywane podziemie.

Dużo się dzieje. A ile będzie scen ostatecznie?

- Trzy: scena Piwniczka, scena Parter i scena Oficyna.

Czy będą się różniły repertuarowo?

- Będą się różniły siłą rzeczy, bo będą różnej wielkości. Zasadniczo moim założeniem jest, aby sztuki wystawiane w Kamienicy były mądre, piękne i śmieszne, czyli nie odbierające ludziom chęci do życia. Tak bym najkrócej określił repertuarowy profil teatru. Poza tym chciałbym, żeby był to teatr towarzyski - taki, gdzie widz będzie mógł przyjść wcześniej i zostać po spektaklu. Będzie mógł tu znaleźć różne propozycje kulturalne, np. wystawy, ale nie tylko,- może po prostu przyjść poczytać książki albo zjeść kolację. Ma to być miejsce spotkań przyciągające swoim klimatem. Będzie to przede wszystkim teatr otwarty dla ludzi. Często po wyjściu z teatru człowiek zadaje sobie pytanie: co dalej?, gdzie teraz pójść? Tu będzie można spędzić czas po przedstawieniu. Chciałbym dać widzowi możliwość kontynuowania wieczoru w tym samym miejscu, dalszego obcowania ze sztuką. Będą tu: spotkania z aktorami, grającymi w sztukach, kabaret, muzyka i szereg innych propozycji, których nie chcę jeszcze ujawniać, żeby zachować element niespodzianki.

Czyli teatr z domową atmosferą?

- Dokładnie tak. To bardzo dobre określenie, zwłaszcza, że założyliśmy kiedyś teatr w stanie wojennym, właśnie o nazwie Teatr Domowy. Jeździliśmy wtedy po Warszawie i Polsce ze spektaklami, które były jedynie pretekstami do spotkań towarzyskich z całą masą wspaniałych ludzi i ciekawych osobowości. Występowaliśmy w rozmaitych, nieraz zaskakujących miejscach: w mieszkaniach, piwnicach, na strychach... Było pięknie. Takim towarzyskim teatrem z domową atmosferą ma być Kamienica. Dlatego też nie chcę twórczości wmawiającej widzowi, że życie jest bez sensu, wszyscy wszystkich nienawidzą i panuje ogólna beznadzieja. Ja takiej sztuki do mojego teatru po prostu nie wpuszczę, szkoda mi na to życia. Będzie to też teatr domowy w bardziej dosłownym sensie, bowiem tworzę go z moją rodziną: żoną - Justyną Sieńczyłło i siostrą - Dorotą Kamińska.

Czy w Kamienicy widzowie będą mieli okazję poznać nie tylko Pana talent aktorski, lecz także wokalny, reżyserski, pisarski?

- O, jakie wielkie i niezasłużone słowa! Tak, oczywiście będę grał w swoim teatrze, ale i reżyserował, wystawiał swoje rzeczy. Po to w końcu również jest ten teatr - żeby realizować się nie tylko jako budowlaniec. Ale nie będę miał monopolu na repertuar. Zapraszam do współpracy wszystkich chętnych. Jestem otwarty na wszelkie propozycje osób z pomysłem. Choć spotykam już głosy od dawnych znajomych, którzy nagle przypominają sobie o mnie i mają roszczenia, licząc na współpracę "po znajomości" właśnie. Ostatnio kolega z teatru powiedział wprost, że jak już otworzę teatr, to pierwszą osobą, która będzie tam grać, powinien być on. Ja mu na to: "A powiedz mi, chłopie, czy przez te pięć lat, kiedy ja tu miałem nerwówkę i harowałem, pomyślałeś choć raz, żeby mi deskę podać?". Niestety są i tacy, co już zaczynają odcinać kupony, a wcześniej przez myśl im nie przeszło, że mogę potrzebować pomocy. Ale jestem na takie sytuacje przygotowany. Cenię natomiast ludzi, którzy mi tu pomagają. Jak ktoś okazuje mi serce, na pewno może liczyć na moją wdzięczność.

Młodzi ludzie, którzy dopiero stawiają na scenie pierwsze kroki mają szansę zaistnieć w Pańskim teatrze?

- Z całą pewnością. Moja fundacja ma w podtytule wspieranie twórczych inicjatyw teatralnych, ale tak naprawdę nie muszą być tylko teatralne. Ja sam z doświadczenia wiem, że bywa ciężko na początku. Mnie wsparł wspaniały człowiek, pan Warmiński, który zaraził mnie ideą własnego teatru, więc i ja na pewno nie odmówię pomocy. W dużej mierze po to robię ten teatr, żeby różne wolne inicjatywy miały godne miejsce, żeby ludzie mogli się realizować. Często mają świetne pomysły, ale brakuje im przebicia, a Kamienica może stać się idealnym miejscem do tego celu.

Co przesądza o wyjątkowości tego miejsca?

- To nie tylko doskonała lokalizacja w centrum Warszawy, lecz także jakaś energia tego miejsca, nazywana popularnie "genius loci". W tej starej kamienicy unosi się aura, która pobudza do działania, aura np. osób, które tu przebywały, nie mogły spać, bo dostały energetycznego kopa. To jest fizyka. Poza tym historia tej kamienicy jest niełatwa. Tu akowcy przerzucali ludność żydowską z getta, a przed wojną mieszkało podobno wielu wspaniałych ludzi. Na małej scenie zostawiliśmy zachowany w ścianie schowek, w którym ktoś ukrywał się w czasie okupacji. W bramie chcę zrobić kapliczkę katolicką z figurą Jezusa Frasobliwego, według projektu mojego kolegi, którego też coś tu przywiało, ale równolegle tablicę judaistyczną, aby uszanować pamięć mieszkańców żydowskiego pochodzenia, którzy mieszkali tu przed wojną i to był ich ukochany dom. Dodatkowo wystrój nawiązywać będzie do dawnej Warszawy. Idziemy w kierunku secesji geometrycznej, modemu. Marzy mi się, żeby mój teatr nawiązywał do tej historycznej Warszawy nie tylko zresztą architektonicznie, lecz także repertuarowo.

Zdradzi Pan jakieś szczegóły?

- Bardzo mnie interesuje międzywojnie, dawniejsza literatura związana z Warszawą. Ja jestem warszawiakiem od pokoleń i ten temat jest mi szczególnie bliski. Chciałbym pokazać dzisiejszym mieszkańcom Warszawy dawną świetność tego miasta.

Widzę, że teatr jest tylko hasłem, umownym dis znacznie szerszej działalności.

- Jasne, to musi być miejsce. Teatr także, ale nie tylko, dlatego nazywam go "teatrem towarzyskim". Nie lubię nazwy "centrum kultury" - w ogóle za dużo dziś wszędzie mamy centrów. Chodzi o pewną formę intymności, trochę domowej. O to, by wmontować teatr w kamienicę, a nie dopasowywać kamienicę do teatru.

Słychać w Pana głosie pasję. Dobrze, że sprawy wziął w swoje ręce ktoś, kto tę energię i historię potrafi wydobyć.

- Mam już dobrze po pięćdziesiątce, nie chcę siedzieć i czekać, aż mnie ktoś zaangażuje albo nie. Za bardzo cenię życie, żeby je tak poświęcić na oczekiwanie na emeryturę. Tu jestem rzeczywiście trochę nakręcony, doglądam prac, czuwam nad budową - czuję, że robię coś, co ma sens. Ważne są szczegóły, o których się nie mówi, np. ostatnio poszedłem do Galerii Centrum i załatwiłem wieszaki, z zaprzyjaźnionego teatru dostałem 300 kostiumów, gdzieś ktoś pozbywał się desek kantówek, to je łyknąłem. Tu wszystko się przyda, a wszystko kosztuje masę pieniędzy. Dlatego mam rękę na pulsie i jak tylko jest okazja, to ją chwytam. W Polsce króluje niegospodarność, nawet, mam wrażenie, dobrze widziane jest przepuścić pieniądze. Mnie to drażni, bo jestem gospodarny i się tego nie wstydzę. Nie znoszę, gdy niszczy się coś, co może jeszcze służyć. Nie przejdę na ulicy obok jabłka czy kawałka chleba tylko podniosę i położę na trawie, bo przyjdzie mysz czy ptak i sobie zjedzą.

Jak ważna jest rola współpracowników?

- Współpracownicy to podstawa. Kluczem jest dobór ludzi, którzy są chemicznie ze sobą w zgodzie. Oprócz fachowości obsady liczą się relacje między ludźmi. Muszą się lubić, wykluczone w pracy zespołowej są jakiekolwiek animozje. Skoro ma to być teatr domowy, to musi panować przyjazna atmosfera, jak na dom przystało. Takiej samej życzliwości oczekuję od widzów. Może uda się wrócić do stosunków między Polakami w międzywojniu? Weźmy Lwów - serdeczność bez podziałów, wszyscy byli kumplami. Do dziś mówi się o Lwowie jako o synonimie towarzyskości, a przecież to byli Polacy. Co się stało, że nie ma już takich Polaków jak przed wojną? Przyszedł ruski cham, kałmuk i wniósł swoje obrzydliwe prymitywne porządki, polegające na podkładaniu świń, kłamstwie i hegemonii zła. Dlatego chcę, żeby mój teatr był inny, żeby był miejscem antykacapskim, nawiązującym do obyczajów przedwojennych. Ale nie mylmy Kacapa z Rosjaninem.

Czy namiastka takiej atmosfery odnalazł Psin na Podlasiu, kręcąc "U Pana Boga w ogródku"? Jak wspomina Pan pracę na planie tego filmu?

- Fantastycznie. Kresowa atmosfera serdeczności była rzeczywiście niezwykła i udzieliła się ekipie. Oby w z Kamienicy było podobnie.

Gdyby nadarzyła się sposobność, podjąłby się Pm znowu pracy nad dubbingiem?

- Pewnie, tylko jakoś na razie nie dzwonią. Ten rodzaj pracy daje mi dużo przyjemności, szczególnie lubię dubbingi kreatywne, w których mogę pokombinować, dorzucić coś od siebie. Mam w tym trochę doświadczenia i podobno parę postaci wyszło całkiem przyzwoicie.

Czy obracanie się w środowisku aktorskim zawodowo i prywatnie nie jest na dłuższą metę męczące?

- Ale ja się nie obracam w środowisku aktorskim! Teraz żyję teatrem, doglądam budowy i to mnie pochłania. Nawet jak rozmawiam z kimś wieczorem po spektaklu, to głównie o pracach nad Kamienicą, moich planach. Towarzysko w ogóle nie istnieję.

Jest Pan autorem monodramu "Mój Dzikus. Czy był on pisany pod kątem Pana żony?

- Tak, napisałem tę rzecz wraz z Janem Jakubem Należytym z myślą o mojej żonie. Kuba rysował to tak, jak on to widział, ale ja pisałem, a potem reżyserowałem pod nią. Może to zabrzmi megalomańsko, ale moja żona jest naprawdę dobrą aktorką i w tej sztuce pokazuje duże możliwości - dramatyczne, komediowe i wokalne. Sporo jeździ z naszą komedią małżeńską i zbiera pozytywne recenzje. Sztukę na pewno będzie można zobaczyć na naszej scenie.

Napisał Pan też kilka tekstów m autorską płytę żony "Twarze". Czy trudniej tworzy się dia tak bliskiej osoby?

- Justyna w pracy łatwa nie jest. Ponieważ jesteśmy małżeństwem, trudno rozgraniczyć: pedagogiczność reżysera i stosunek męża do żony. Ja jako reżyser muszę wymagać i to robię, ona jako aktorka powinna się podporządkować, ale jako żona się buntuje. Wtedy ja muszę na nią pokrzyczeć. Krótko mówiąc, praca nie była lekka, czasem atmosfera była napięta.

Były zgrzyty?

- Absolutnie. Ale u ludzi, którzy aktywnie ze sobą pracują, zgrzyty trwają tylko w czasie pracy.

I pewnie są kreatywne, inspirujące?

- Właśnie o to chodzi. Ja sam miałem wspaniałego majstra, Helmuta Kajzara, z którym na próbach po prostu się kłóciliśmy, co on po próbie komentował: "No, aleśmy sobie Emilianie pogadali . Po pracy wracamy do relacji prywatnych i wszystko wraca do normy.

Czy gdyby Pana dzieci zdecydowały iść drogą aktorstwa, to raczej by je Pan zachęcał, czy je od tego odwodził?

- Z zasady wszystkich, którzy chcą być aktorami, odwodzę od tego pomysłu. W ten sposób paradoksalnie popieram aktorstwo. Jeżeli ktoś ma taki imperatyw, to należy go odciągnąć, bo jeśli pozna złe strony zawodu i mimo wszystko zew okaże się na tyle silny, że będzie obstawać przy swoim, to ja będę spokojniejszy o jego los w tym fachu. Nigdy nie namawiam, zawsze ostrzegam.

Ale jeśli jednak będą zdecydowane, to będzie je Pan wspierał w tym postanowieniu?

- Siostry nie wspierałem i w ogóle jej nie pomagałem. Prawdopodobnie tak samo będzie z moimi dziećmi, jeśli okażą się zdeterminowane. Ja nie przyłożę do tego ręki. Jak chcą, niech zrobią to same, na przekór wszystkiemu. Ja tak zrobiłem i nie żałuję, bo to piękny zawód.

Unika Pan życia salonowego, przypisywanego gwiazdom. To świadomy wybór?

- Ja przede wszystkim nie czuję się gwiazdą. Drażni mnie cała ta otoczka, blichtr towarzyszący aktorstwu. Dziś, gdy gwiazdą może być także ktoś, kto nic sobą nie reprezentuje, nie chcę być gwiazdą. Za dużo już tych pozorów, błyskotek... Przecież ludzie nie są aż tak głupi. Ja po prostu zaangażowałem się w tworzenie czegoś z niczego i w tym odnajduję sens.

Życzę więc powodzenia i dalszych sukcesów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji