Artykuły

Z dystansem

"Balladyna" w reż. Bogdana Cioska w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Dzienniku - dodatku Kultura.

Jeśli w polskim teatrze toczy się dyskusja o stosunku do romantyzmu, lubelska "Balladyna" Bogdana Cioska jest w niej istotnym głosem.

W 2005 roku Ciosek zrealizował dramat Słowackiego w krakowskim Teatrze Groteska. Dwukrotne sięgnięcie w tak krótkim czasie po ten sam tekst wskazuje, że "Balladyna" jest dla reżysera dziełem ważnym. Z jednaj strony pozwalającym na wydobywanie zeń rozmaitych wątków, z drugiej zaś na stosowanie śmiałych rozwiązań formalnych. W "Balladynie" krakowskiej naczelnym motywem był - mówiąc w skrócie - problem wolności człowieka. W lubelskiej głównym zagadnieniem jest tragizm jednostki mierzącej się ze złem tkwiącym w naturze świata. To różnica dość subtelna, ale interesująca. Nie ona jednak przede wszystkim decyduje o tym, że lubelska realizacja Cioska jest spektaklem ważnym.

W przedstawieniu Cioska nietrudno dostrzec poszczególne punkty odniesienia. Pierwszym i najważniejszym jest tradycyjna formuła inscenizacji romantycznej z jej iluzjonistycznym kreacjonizmem. Tę reżyser uważa za dawno wyczerpaną i zdecydowanie ją odrzuca. Jeszcze wyraźniejsza jest opozycja do rozmaitych "postępowych" interpretacji, wpisujących utwór w doraźny kontekst społeczny, których przykładem modelowym jest "Balladyna" Aleksandra Bardiniego z 1954 roku, w której bohaterka nie ginie od pioruna, lecz umiera na zawał serca. U Cioska piorun uderza jak Pan Bóg przykazał, i słusznie, bo teatr ma prawo do piorunów. Najbliżej (co nie znaczy, że bardzo blisko) lubelskiemu spektaklowi do - nazwijmy je tak - "rewolucyjnych" realizacji Hanuszkiewicza. I tam, i tu mamy bowiem do czynienia z odwagą w przełamywaniu obowiązujących schematów. Jednak i tę hanuszkiewiczowską tradycję przywołuje Ciosek z niejaką ironią, każąc Skierce i Chochlikowi miast na Hon-dach jeździć na rowerach i umieszczając tego drugiego na kordianowej drabinie.

Swój spektakl buduje Ciosek w sposób oryginalny - rozpoczynając od rzadko grywanego Epilogu, umieszcza całą historię w autotematycznych ramach "teatru w teatrze". Ale wewnątrz owej dramaturgicznej ramy pozostaje wierny utworowi Słowackiego, także w warstwie konstrukcyjnej. Przy pomocy niemalże filmowego montażu łączy zarówno poszczególne sceny, jak też realistyczny świat utworu ze światem fantastycznym. Wielką rolę spełniają tu Chochlik i Skierka, będący niczym podwojony Puk ze "Snu nocy letniej" dyrygentami spektaklu. Grający te role Tomasz Bielawiec i Jerzy Rogalski w najwyższym stopniu spełniają założoną przez reżysera formułę "gry z dystansem". A w niczym nie ustępują im również Hanka Brulińska (Balladyna), obsadzona niejako na przekór warunkom, Karolina Stefańska (Goplana), Henryk Sobiechart (Pustelnik) i Przemysław Gąsiorowski (debiutujący w roli Grabca).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji