Artykuły

Gombrowicz może być jasny, a nie mroczny

Rozmowa z Elmo Nüganenem [na zdjęciu], estońskim reżyserem, który w toruńskim Teatrze im. Wilama Horzycy przygotował premierę "Ślubu" Gombrowicza. Premiera w sobotę, 16 października, o godz. 19.

Gombrowicz miał obawy, że nikt oprócz niego nie będzie w stanie wyreżyserować "Ślubu". Czy jest to tak trudne zadanie?

Ciekaw byłbym przedstawienia samego Gombrowicza. Prawdopodobnie jemu najtrudniej byłoby je zrealizować. Nie mógłby, gdyby coś było nie tak, usprawiedliwiać się kosztem autora. Wszyscy pozostali zawsze mogą powiedzieć, że autor w tym miejscu sam się zaplątał.

Szczerze mówiąc, Gombrowicz nie jest najłatwiejszy. W jednym dramacie przedstawia wiele tematów. A to znaczy, że reżyser może wybrać tylko niektóre tematy. Są także problemy z formą - i nie mówię tylko o tym, że mamy prozę i wiersz w tym dramacie. Trzeba się zastanowić, żeby się nie pogubić w świecie formy.

Po trzecie, mamy też do czynienia ze snem. Snem Henryka. Nikt tak naprawdę nie wie, jak wystawić sen na scenie. Z jednej strony można tym wiele uzasadnić, z drugiej łatwo się pogubić.

Powiedział Pan, że reżyser powinien wybrać jeden, bądź klika tematów z tego co proponuje Gombrowicz. Co dla Pana było najważniejszym tematem "Ślubu"?

Na festiwalu w Lublinie jeden z teatrów także prezentował "Ślub" i oni zdecydowali się na temat wojny. W naszym przedstawieniu temat wojny nie dominuje. Na plan pierwszy wyprowadziliśmy odpowiedzialność i nieodpowiedzialność, stosunek Henryka do ojca, matki, przyjaciela i do Mani. Myślę o postaciach rzeczywistych. One istnieją poza snem Henryka.

Pozostałe postaci są ze snu. Henryk czyni z ojca króla i trzeba zrozumieć dlaczego to robi i dlaczego potem chce zdetronizować ojca. Trzeba się zastanowić nad relacjami Henryka z dzieciństwa z ojcem, matką. We śnie widzimy bliskie osoby, które nie zawsze zachowują się jak w życiu. Dlaczego Henryk we śnie widzi ich w taki sposób? Może tak o nich myśli. To należało ustalić i zrozumieć.

Gombrowicz twierdził, że w swoim dramacie mówi o człowieku schyłku epoki. Czy tę schyłkowość znajdziemy także w Pana przedstawieniu?

Nie jest to żadna Apokalipsa czy koniec świata. Nie są to problemy wieku XVIII czy XIX. Jeśli ktoś w tamtych czasach miał takie, to Kościół uważał go za heretyka. Teraz każdy człowiek ma prawo myśleć jak Henryk. Ojciec to jest zwykły ojciec. Czym jest Bóg? Niczym nadzwyczajnym. Mogę zdetronizować ojca, Boga, dać sobie sam ślub. Teraz to nie są myśli tak bardzo obce szaremu człowiekowi.

W jednej z recenzji po lubelskich Konfrontacjach pisano o pańskim "Ślubie", że jest on jasny, baśniowy. Zwykle ten dramat był pokazywany w sposób mroczny.

W zasadzie zgadzam się z tą opinią. Nie chciałem używać mrocznych barw. Tematy są takie niełatwe, poważne, że gdyby dodać jeszcze mroku i pokazywać to widzowi przez trzy godziny, a on wyjdzie na ulicę i jeszcze będzie miał stłuczkę albo ktoś mu ukradnie samochód... Chciałbym światełka w tunelu. W tunelu żyłoby się źle, gdyby nie było światełka na końcu.

To nie jest pierwszy polski dramat wystawiany przez Pana. O naszej literaturze mówi się często, że jest hermetyczna, niezrozumiała dla obcokrajowców. Czy tak jest istotnie?

Może sami Polscy tak twierdzą. Nie wiem, dlaczego.. Mówienie o polskiej dramaturgii, że jest hermetyczna jest niewłaściwe. Ma ona swoją półkę w bibliotece światowej.

Jak współpracowało się Panu z toruńskim zespołem?

Dobrze. Zaczęliśmy od tego, że patrzyliśmy na półkę, na której stał "Ślub" i powoli zaczęliśmy się do niego zbliżać. Nie od razu otworzyliśmy książkę i zakrzyknęliśmy: "róbmy". Ważne było, żeby zrozumieć i żeby się nie pogubić w tym skomplikowanym dramacie

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad tłumaczyła Tatiana Drzycimska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji