Artykuły

Bądź sobą, wybierz siebie

"Loretta" w reż. Michała Kotańskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Nie poznałem Anny Kociarz, kiedy wyszła na scenę. Nie wiem, czy z powodu platynowej peruki, czy tego, że jej Loretta trajkotała przez telefon podobnie do Shirley Valentine Jandy, w każdym razie - jakby inna osoba. Równie trudno poznać Piotra Jankowskiego po komediowym tuningu. Jego Dave to chorobliwie nieśmiały chłopak, który nigdy nie wie, co zrobić z rękami. Michael Grzegorza Gzyla z kolei zgrywa się na macho. Stoi zawsze w lekkim rozkroku, na biodrach pasek z dużą metalową klamrą, do tego baczki, jakby był naśladowcą Presleya. Każdy z aktorów w "Loretcie", która w miniony piątek miała swoją premierę w sopockim Teatrze Kameralnym, dostał do zagrania jakąś charakterystyczną postać. Nawet jakby za bardzo charakterystyczną. Widać to najwyraźniej w czwartej postaci - Soni Justyny Bartoszewicz. Sonia to Rosjanka, córka właściciela motelu. Bartoszewicz świetnie imituje "rosyjską polszczyznę", jej Sonia jest takim motelowym Kopciuszkiem, sztywnym ze strachu przed ojcem.

Każdy tutaj coś gra i nikt nie jest sobą jednak nie wyluzuje się, kiedy tata, apoplektyczny były kagiebista, drący mordę na córkę tak, jak darł się kiedyś na "disidentow", dostaje zawału i przenosi się na tamten świat? Nie pozwolił jej na to reżyser? Michał Kotański, reżyserujący "Lorettę", nie zaufał wymyślonym przez Walkera, kanadyjskiego dramaturga, bohaterom. Tymczasem Dave na przykład to tak naprawdę zwykły chłopak, trochę tylko narwany. Nie trzeba było przypisywać mu aż takiej nerwicy.

Reżyser chciał nam chyba przez to powiedzieć, że tak naprawdę każdy tutaj coś gra i nikt nie jest sobą. To prawda. Czasem tylko spod masek pokazują się żywi ludzie - jak wtedy, gdy Michael na moment pęka i przestaje udawać twardziela. Na ogół jednak są to postacie zbyt jednowymiarowe. Mogą nas śmieszyć, o współczucie trudniej. A przecież to o nie najbardziej tu chodzi. Kotański postawił na dobrą zabawę, czasem nawet na rewię. Aktorzy sprostali temu wyzwaniu z godną podziwu sprawnością. W gorzkawej komedii Walkera chodzi jednak o coś więcej. Pozostało to w roli Loretty, konsekwentnie poprowadzonej przez Kociarz. To młoda dziewczyna, która za wszelką cenę, nawet rólek w amatorskim filmie porno, chce zarobić duże pieniądze. Z czasem, z rosnącą niepewnością, nawet przerażeniem, orientuje się, że udając, także przed samą sobą, kogoś "gotowego na wszystko", wpędziła się w pułapkę, z której nie wie, jak uciec.

Reżyser pokazuje nam, dość niestety dosłownie, skąd Loretta bierze pomysły na życie i na zrobienie pieniędzy. W jej pokoiku włączony jest telewizor, w którym oglądamy raz telenowelę, raz poderotyzowane wideoklipy, raz filmy anime. Dokładnie takie same obrazki pojawiają się za oknem pokoju Lorrie. To cały jej świat - świat popkultury. Cały nasz świat. Jak z niego wyjść? W ostatniej scenie, przy zgaszonym już świetle, Lorrie po prostu zdejmuje buty na wysokich obcasach, w których chodzi tu prawie cały czas, choć to jej prywatny pokój. Przestań udawać, wyluzuj się, bądź sobą - podpowiada nam reżyser. A coś w głowie niestety zaraz dopowiada - wybierz Pepsi!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji