Artykuły

Kręcimy pornola

"Loretta" w reż. Michała Kotańskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Loretta" kanadyjskiego dramaturga George'a F. Walkera - najnowsza premiera teatru Wybrzeże - jest niczym więcej niż mierną farsą. I nie zmieniają tego niekonsekwentne zabiegi reżyserskie Michała Kotańskiego.

Lorettę (w tej roli Anna Kociarz) poznajemy w obskurnym motelowym pokoju. Młoda kobieta jest właśnie "na zakręcie": uciekła z rodzinnego miasteczka po śmierci męża (pożarł go - prawie w całości - niedźwiedź) i próbuje rozpocząć nowe życie; A pojawia się w nim dwóch mężczyzn: nieudacznik Dave (przewrotnie obsadzony Piotr Jankowski) i kombinator Michael (Grzegorz Gzyl). Loretta potrzebuje pieniędzy, postanawia więc z pomocą obu mężczyzn - którzy błyskawicznie w niej się zakochują - zacząć kręcić filmy porno. Wydarzeniom tym przygląda się - nieco z boku - Rosjanka Sophie (Justyna Bartoszewicz), córka właściciela motelu.

Wychodząc z premierowego spektaklu usilnie zastanawiałem się, po co takie teksty się pisze. A jak już ktoś je napisze, to czemu katować nimi publiczność? Największy problem z "Lorettą" polega wcale nie na tym, że nie ma w tej sztuce głębi psychologicznej i wielkich prawd o życiu. Bo czy porządna farsa ich potrzebuje? Głównymjej zadaniemjest przecież rozśmieszyć i rozerwać publiczność. Ale tekst Walkera zbyt zabawny nie jest. Zaskakujące, szalone zwroty akcji policzyć tu można na... jednym palcu. A dowcipom o błyskawicznej erekcji czy depilacji miejsc intymnych zdecydowanie brakuje polotu. Oglądając spektakl widać wyraźnie, jak reżyser Michał Kotański starał się "Lorettę" uratować. Jego zabiegi jednak widowisku raczej zaszkodziły, niż pomogły. Pojawia się w spektaklu sporo projekcji wideo. Trudno jednak znaleźć w ogóle ich uzasadnienie, nie są spójne i nie budują żadnych nowych znaczeń.

Reżyser nie poradził sobie także ze sporym problemem wpisanym w sztukę Walkera: Loretta przez dużą część akcji rozmawia przez telefon. Jak pokazać to interesująco i ciekawie na scenie? Widzowie "Loretty" po obejrzeniu spektaklu nie będą w taką wiedzę bogatsi.

Reżyser usiłuje opowiedzieć historię kobiety z dużym dystansem, świadomie przerysowując przedstawiony świat. Mógłby być to dobry pomysł na wystawienie tekstu Walkera. Wymaga on jednak konsekwencji oraz odwagi (szaleństwa?) w przejaskrawieniu postaci i wydarzeń. A obu tych rzeczy reżyserowi zabrakło.

Widowisko rozpoczyna się fragmentem brazylijskiej telenoweli. Faktycznie -nieskomplikowany rys psychologiczny bohaterów i prostota przedstawianego świata mogą przywodzić na myśl ten gatunek telewizyjny. I co z tego? Kotański na to pytanie nie próbuje nawet odpowiedzieć, nie rozwija tego pomysłu też dalej. Czyżby wskazanie słabości tekstu miało zatem stanowić wymówkę słabego spektaklu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji