Artykuły

Mit "Wesela" w kinie i literaturze

- O "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego Andrzej Wajda powiedział przed laty: - Jest to utwór, z którego wszyscy wyrośliśmy: cała legenda "szkoły polskiej", ja sam, "Popiół i diament" - pisze Marek Sadowski w Rzeczpospolitej.

Właśnie w tym filmie z 1958 r., ekranizacji powieści Jerzego Andrzejewskiego, ostatnie chwile życia bohatera, Maćka Chełmickiego, zderzone są montażowo z taktami poloneza, którego jak w somnambulicznym śnie tańczą uczestnicy zabawy w hotelu Monopol. Zmęczeni i pijani członkowie orkiestry wykonują poloneza "Pożegnanie z ojczyzną" Ogińskiego. Każdy z muzyków gra go w innej tonacji i do tego fałszywie. Scena tańca przy karykaturalnie zdeformowanych dźwiękach patriotycznego utworu urasta w zestawieniu z charakterystyką jego uczestników - złożonych w większości z karierowiczów i bankrutów oraz różnej maści filozofów malkontentów - do wymiaru wielkiej metafory. Odrealniona zarówno w warstwie obrazowej, jak i dźwiękowej scena poloneza kojarzy się nieodparcie z chocholim tańcem z dramatu Wyspiańskiego.

Także Wajdzie zawdzięczamy ekranizację "Wesela" (1972) [na zdjęciu kadr z filmu], według scenariusza Andrzeja Kijowskiego, mimo licznych skrótów bardzo wierną pierwowzorowi. Film składa się z dwóch części: zabawy weselnej, mającej w sobie coś z narodowego "zaczadzenia" oraz przebudzenia-otrzeźwienia. Twórcy sięgnęli do polskich archetypów i kompleksów, udało im się zachować z Wyspiańskiego wszystko, co żywe i przemawiające do współczesnego widza: stosunek Polaków do samych siebie i tradycji, a także postawy artystów wobec narodowej sprawy.

Natomiast w "Salcie" (1965) Tadeusza Konwickiego bohater mitoman i fałszywy prorok przedstawia mieszkańcom miasteczka różne wersje swojej biografii. A oni wierzą w wymyślony dramat jego wojennych losów. Każdy z nich jest groteskowym ucieleśnieniem jakiegoś polskiego stereotypu: m.in. wiernego przysiędze wojaka, Żyda, wieszcza. Wszystkich cechuje podatność na górnolotne frazesy i romantyczne zaklęcia. Ich kwintesencją staje się finałowe "salto" - rodzaj dziwacznego tańca, którego rodowód sięga "Wesela". Podobnie jak u Wyspiańskiego także u Konwickiego następuje przebudzenie. Nie ma w nim jednak tragizmu, jest tylko szyderstwo.

W "Kontrakcie" (1980) Krzysztofa Zanussiego niedoszły ślub i nieudane wesele są katalizatorami wyzwalającymi różnorodne postawy wplątanych w nie ludzi. Rodzina pana młodego reprezentuje inteligencję snobującą się na liberalizm, panny młodej - wpływowe wojewódzkie instancje partyjne. Konfrontacja nie wypada dobrze dla obu stron, kompromitując wysokie aspiracje pierwszej i obnażając wykorzenienie drugiej.

Z kolei w "Balu na dworcu w Koluszkach" (1989) Filipa Bajona punktem wyjścia jest zima stulecia 1978/1979, gdy warunki atmosferyczne unieruchomiły pociągi. Reżyser wybrał Koluszki, gdzie krzyżują się szlaki wiodące z południa na północ i ze wschodu na zachód, i tu zgromadził przedstawicieli społeczeństwa, którzy wspólnymi siłami urządzili bal sylwestrowy. Wśród jego uczestników są: dziennikarz, aktor, działacz partyjny, sędzia, reżyser, ambasador, grupa studentów... Całość urasta do metafory Polski i sytuacji w kraju u schyłku epoki gierkowskiej. Bajon wykreował kolejną polską szopkę, w której symboliczne postaci jak kukiełki przewijają się przez ekran i wypowiadają swoje kwestie. Nieodparcie narzuca się skojarzenie z Wyspiańskim. Ale u niego rzeczywistość miała wymiar tragedii, a tu jest groteską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji