Artykuły

Krótko o tym, jak konie poniosły zdolnych tancerzy

I Festiwal Premier Atelier Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Festiwal Premier Atelier Polskiego Teatru Tańca spełnił rolę przeglądu etiud przygotowanych przez tancerzy - najczęściej debiutujących w roli choreografów i reżyserów.

Jedynie widowisko "IXXI La lotta continua" Bartłomieja Raźnikiewicza i całego sztabu towarzyszących mu artystów, dotyczące terroryzmu we współczesnym świecie, wymknęło się tej konwencji. To rzeczywiście był pełny spektakl: niewolny od pewnej naiwności, ale zostający w pamięci, skłaniający do dyskusji, zostawiający w przekonaniu, że jego twórcy wysoko ustawili sobie poprzeczkę i nawet jeśli momentami "spadali z konia", to był to koń naprawdę duży a do tego narowisty.

Pozostałe realizacje przypominają raczej pierwsze lekcje jazdy w siodle. Przez trzy kolejne wieczory spotykaliśmy się w studiu przy ulicy Koziej, żeby oglądać taneczne duety. Większość wykonawców to świetni tancerze, więc można było oczywiście czerpać przyjemność z patrzenia na to, jak się poruszają, ale przecież w tańcu współczesnym ważne jest nie tylko ciało, ale i głowa.

Spotkaliśmy dwie kobiety, które urodziły się z inspiracji obrazem René Magritte'a ("Farfalla" Anny Piotrowskiej): intrygujące, ale i nużące na dłuższą metę. Pojawiła się para ubrana w skórzane płaszcze i robocze kalosze z filcowymi cholewami zajmująca się tym, co brutalne w damsko-męskich relacjach i, niestety, nie mówiąca na ten temat niczego odkrywczego ("6x9" Anny Piotrowskiej).

Byli też chłopak i dziewczyna - wdzięczni, niewinni i bezpretensjonalni jak harcerz i harcerka ze słynnej piosenki o stokrotce ("Kilka kroków d (o) miłości" Agnieszki Błachej i Pawła Malickiego" - na zdjęciu). Szkoda, że oboje na większą część spektaklu znikają w namiocie, bo te ostatnie sceny rozciągają pointę w nieskończoność, a dowcipna opowieść traci na lekkości.

Był jeszcze surowy, mroczny duet Anny Marek i Piotra Chudzickiego "Dziesiąta wieczór" z ciekawą grą z wielkim cieniem - żal, że nie wykorzystaną do końca. Było wreszcie solo Pawła Matyasika "Krótkie dni" łączące w improwizacji elementy tańca butoh i kabaretowego wygłupu. Był spektakl Pauliny Wycichowskiej "Beatus vir, qui...", rozpisany na kilkoro wykonawców, w którym taniec współczesny przyprawiony został estetyką średniowiecza.

Każdej z realizacji towarzyszył "koncept" rzadko jednak poprowadzony do końca, często niepotrzebnie zagmatwany albo sprowadzony do oczywistości. Trzeba jeszcze czasu, żeby szkolna jazda konna zamieniła się w woltyżerkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji