Artykuły

Po premierze bez owacji

- Na foyer dominowało względne zadowolenie, bo ładnie i nowocześnie. Ale w przerwie część osób wyszła. Widocznie dostali zaproszenie tylko na pół spektaklu. Owacji na stojąco, z ostrożności, nie było. I dobrze - o premierze "Operetki" i inauguracji nowego teatru w Płocku pisze Jarosław Wancecki w Gazecie Wyborczej - Płock.

Powinienem rozpocząć od zdania, że nie zgadzam się z Mileną Orłowską piszącą pierwszą recenzję z "Operetki". Nasza wymiana argumentów na temat premiery w Nowym Teatrze Dramatycznym wskazywała na taki kierunek. Nie zrobię tego jednak, ponieważ sam nie wiem, jak mam nazwać uczucia, które mną od kilku dni w związku z inauguracją targają.

Dziwactwo dwóch otwarć, podwójnych przemówień, potrójnych odebrań gratulacji wpisuje się w zwyczaj organizowania w naszym mieście festiwali i festynów jednocześnie. Fanfary, wielkie słowa uznania, podziękowania, kwiaty, to wszystko konwenans, którego nie lubię, ale nie jestem mu generalnie przeciwny.

Pierwsza premiera w "Hołdzie Janowi Kiepurze" zaskoczyła mnie nieobecnością władz Płocka, ale pomyślałem, że to w związku z koncertem w Szkole Muzycznej. Drugiego i trzeciego dnia zjawisko powtórzyło się. Dysonans ten odbieram osobiście. Nie chciałbym, żeby aż tak kategorycznie brano krytykę obecnej ekipy zarządzającej płockim teatrem. Ważna jest sztuka. Gmach ze sporymi możliwościami technicznymi powinien cieszyć wszystkich mieszkańców i ich reprezentantów. Ludzie się zmieniają, a teatr zostanie.

Wracając do gali. Wiesław Ochman potwierdził klasę. Okazał się nie tylko świetnym śpiewakiem, ale także gawędziarzem. Pozostali artyści pozostawali w tle, pokazując pierwszą wadę sceny. Nie każdy zaśpiewa z orkiestrą bez dodatkowego nagłośnienia. Sztuczki estradowe pozwoliły unieść publiczność do stojącej owacji. Sukces, choć trochę chałturą podszyty.

Jeśli chodzi o premierę Gombrowicza, przełomu nie było. Broniła się muzyka i kilka dobrze obsadzonych ról. Ukłon w stronę Mąki i Zientary, pół skłonu dla Bały, który zagrał wbrew sobie. Niektóre interpretacje to zupełna porażka. Przykre, jeśli dotyczą aktorów z ambicjami. Powtarzanie środków z przedstawienia dla dzieci tym razem nie wystarczyło.

Technicznie bez rewelacji. Pokaz multimedialny raczej tandetny (obraz, chmury). Obrotowa scena poza pucowaniem butów i rolą rusztu, na którym kręci się naga Albertynka, zbędna. Mikroporty fajne, ale niepotrzebne, skoro cud-dziewczynka śpiewa z playbacku, inni też by mogli. Dekoracje skromne, mimo złotych kotar. Tiule odgrzewały pomysł z "Erosa i Psyche".

Tekst podano nijak. Brakowało odniesień, pstryczków, przesłania. Widać, że reżyser budował teatr i zapomniał o współczesności w sztuce. Całość poprawna, odrobinę lepsza od ostatnich premier, zwłaszcza jeśli chodzi o śpiewogry.

Na foyer dominowało względne zadowolenie, bo ładnie i nowocześnie. Ale w przerwie część osób wyszła. Widocznie dostali zaproszenie tylko na pół spektaklu. Owacji na stojąco, z ostrożności, nie było. I dobrze.

***

*Jarosław Wanecki jest lekarzem pediatrą, rzecznikiem prasowym Okręgowej Izby Lekarskiej w Płocku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji