Artykuły

Saruman z Gandalfem u Wyspiańskiego

"Wyzwolenie" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

"Wyzwolenie" [zdjęcie z próby] na Dużej Scenie Teatru Jaracza. Widowiskowa, przewrotna, gorzka, świetna inscenizacja Waldemara Zawodzińskiego.

Atmosfera nerwowa. Zofia Uzelac w ekskluzywnej peruce i futerku, dziekan Wydziału Aktorskiego PWSFTViT w Łodzi, przeprowadza korytarzowy casting na Konrada. Dziesięciu studentów III roku, wyszykowanych jak modele z katalogu mody, pręży się dzierżąc tabliczki z numerkami (na żadnej z nich nie widnieje Mickiewiczowskie 44). Uzelac brzękając filiżanką herbaty mówi górnolotną frazą Wróżki: "Podajcie dłoń - do gry, do gry! / Zobaczę, powiem, czy to ty - ?". Tak zaczyna się "Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego na Dużej Scenie Teatru Jaracza.

Wszyscy spróbują być Konradami - niektórzy z niezłym skutkiem. Jak Marcin Korcz, któremu aż wilgotnieją oczy, kiedy zaplątany w niezrozumiałe idee powtarza obłąkańczo kwestie o ogniu, żarze, mocy. Jak Dobromir Dymecki, bezprzykładnie atakujący oponentów werbalną energią, Krzysztof Wach, wprawiony w słuchaniu intelektualnych dysput, Piotr Trojan, przedrzeźniajacy dykcją mesjanistyczne pretensje. Ale to nie są doskonali Konradowie. Od czasu do czasu nikną nie tylko połykane z emocji samogłoski, niknie także sens tekstu Wyspiańskiego, a po widowni niesie się tylko echo odmienianego przez przypadki słowa "Polska".

Ale właśnie o niedoskonałość szło Waldemarowi Zawodzińskiemu. Reżyser w głównej roli obsadził chłopaków, by - etycznie, a nie estetycznie - pokazać daremność walki o wyzwolenie. Studenci uosabiają wolę i potencję, które nie potrafią się jeszcze przeobrazić w czyn. Nawet jeśli jest nim tylko zagranie Konrada.

Rozmowy z Maskami - cały II akt bez skrótów - rozegrano jako dyskusję na pogrzebie. Nad marami Ojca, który przekazał na barki młodych swój bogojczyźniany testament moralny (Stanisław Kwaśniak). Teraz oni są bohaterami romantycznymi. Więc pozują na partyzantów, poetycko przysiadają obok zwłok, układają twarze w mądre miny, nadęci i nastrojeni.

Zwłaszcza, że słucha ich Naród. Naród zebrany wokół nich jako publiczność wpatrzona w teatr. I Naród statystów, ustawionych w żywy obraz Polski współczesnej. Ksiądz klęka przed biskupim pierścieniem, szalikowiec pałuje przechodnia, Matka-Polka dzierży siatki, dziennikarz śledczy podtyka mikrofon. Montażysta (Jan Hencz) przeciąga po scenie a to gablotę z krakowskim strojem ludowym, a to róg (Wojskiego?). Kolejne symboliczne monopole na polskość.

By uświadomić Konradowi daremność takich póz, trzeba dopiero Starego Aktora - Aleksandra Bednarza, w którego ustach gorzkie słowa o pustocie benefisu brzmią niezwykle wzruszająco. Trzeba, by Zofia Uzelac, tym razem w szlafroku, usiadła drąc higieniczne płatki do demakijażu. Nawet cyniczny Reżyser (Piotr Krukowski), non stop przyklejony do papierosowego ustnika, kiepujący do ocynkowanego wiadra i rozkazujący oświetleniowcom, przyznaje, że teatr to puste miejsce. I odchodzi. Do rodziny. Do życia. Jedna tylko Muza, profesjonalna kokietka, nie spuszcza z tonu. W tej roli Urszula Gryczewska-Staszczak w sukni z monstrualnym dekoltem na plecach i krygowaniem się na zawołanie jest ideałem Muzy z tekstu Wyspiańskiego - "Konrad: Prostytucja! Reżyser: Reklama! półśrodek konieczny."

Gdy scena pustoszeje, z jej desek postaje Widmo Ojca i Geniusz jednocześnie - wielki, kanciasty kolos (Roman Komassa). Jak Charon dobija do rampy łodzią, która okazuje się kontenerem z hałdą martwych ciał Konradów. I bez słowa upomina się o ostatniego (Hubert Jarczak) w brawurowym tanecznym pojedynku.

To walka na czasy dwudziestoparoletnich Konradów. Choreografia powtarza niemal dosłownie pojedynek Gandalfa Szarego z Sarumanem Białym na szczycie Orthanku z filmu "Władcy Pierścieni" Petera Jacksona. Odtwarza ciskanie o ściany, rzucanie o podłogę - bez cyfrowych tricków. To walka bolesna nie tylko fizycznie. Tekst Wyspiańskiego dawał przynajmniej ułudę wyzwolenia. Waldemar Zawodziński nie pozostawia równie eleganckiej nadziei. Obnaża niedojrzałość zarówno współczesnych Konradów, jak i całego teatru. Na rząd dusz lepiej liczyć w kinie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji