Artykuły

Kameralny Obywatel G.C.

"Halucynajcje" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Piosenki we Wrocławiu. Pisze Grzegorz Cholewa w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Wojciech Kościelniak po raz drugi sięgnął po twórczość Grzegorza Ciechowskiego. W "Halucynacjach" niemal zupełnie zrezygnował jednak z teatralnego i muzycznego rozmachu, pozostawiając widza sam na sam z tekstami artysty.

"Kombinat" był i jest dziełem kultowym. Spektakl, nad którym Ciechowski także pracował, a którego premiery już nie doczekał, rzucił sześć lat temu na kolana wszystkich. Kościelniak spójnie ożywił wówczas kafkowski świat piosenek lidera Republiki. Udało mu się przełożyć go na język teatru w sposób po prostu genialny i uniknąć funeralnej formuły koncertu.

Kościelniak powrócił znów do twórczości Obywatela G.C. Bezpośrednim pretekstem było zaproszenie na olsztyński festiwal "Śpiewajmy Poezję", bo to właśnie na tę okazję powstały "Halucynacje". Bez wątpienia jednak reżyser czuł jeszcze pewien niedosyt i chciał pokazać w jeszcze szerszej perspektywie tematykę utworów Ciechowskiego.

"Halucynacje" zadebiutowały w piątek we wrocławskim Teatrze Piosenki. To bardzo kameralny spektakl, a właściwie koncert, odarty z teatralnego języka, bez scenografii, jedynie z telebimem, na tle którego śpiewali artyści. Pomiędzy utworami o Ciechowskim opowiadał siedzący z boku przy kawiarnianym stoliku jego przyjaciel Jan Wołek. Te właśnie anegdoty, serwowane z niepowtarzalnym Wołkowym kunsztem i poczuciem humoru były zdecydowanie najmocniejszymi momentami spektaklu. Gdy śpiewający artyści ze zbytnim namaszczeniem i nadinterpretacją podchodzili do materii (Iwona Loranc, Kasia Groniec, Mirosław Czyżykiewicz), szybko i skutecznie interweniował Wołek. Ukazywał swego przyjaciela w normalnych, często komicznych sytuacjach, w ten sposób ratując spektakl od patosu.

Świetnie do tematu podeszli Mariusz Kiljan, Jacek Bończyk i Mariusz Lubomski, którzy w Republikowych bojach zaprawili się już w "Kombinacie". Zaskoczyła i zadziwiła niewątpliwym talentem Magda Kumorek.

Osobnym tematem była oprawa muzyczna "Halucynacji". Przearanżowane przez Marcina Partykę utwory grał akustyczny ansambl z gościnnym udziałem gitarzysty Republiki Zbyszka Krzywańskiego. Odarte ze swej rockowej dzikości utwory zostały wbite w ramy smooth jazzowych aranżacji. Zabieg to dość dyskusyjny, albowiem przekaz Ciechowskiego zawsze był nierozerwalnym mariażem tekstów i charakterystycznej muzyki. Zespół wielokrotnie zaproponował bardzo ciekawe pomysły, które piosenkom nadały zupełnie nowego brzmienia. Ale nie obyło się także bez kilku wpadek - frywolnych aranżacji naszpikowanych gitarowymi solówkami w klimacie flamenco.

Aktorzy, zespół, przyjaciel, dobór piosenek, atmosfera spektaklu - te wszystkie elementy stworzyły całość, która rzeczywiście przedstawiła Ciechowskiego w innym niż "Kombinat" świetle. Stworzyła opowieść, z której wyłania się osobliwy obraz świata tych piosenek - z jednej strony uwikłanego w mechanizmy totalitarne, ale też nieistniejącego bez miłości. Bo Ciechowski potrafił odnaleźć się także jako piewca kobiecego ciała, precyzyjnie opisywał swoje stany emocjonalne. Miłości i erotyce poświęcił w swej twórczości wiele miejsca. Potrafił ukazać te treści na wielu płaszczyznach, w licznych - ważnych dla niego - relacjach: kobieta - mężczyzna, mąż - żona, kochanek - kochanka, ojciec - córka, człowiek - ojczyzna.

Po sześciu latach od "Kombinatu" w tej samej sali wrocławskiego Impartu piosenek Ciechowskiego nie oklaskiwał nadkomplet widowni, nie było owacji na stojąco, nie było wielkich wzruszeń. To było zupełnie inne spotkanie, zupełnie inna, choć równie ciekawa opowieść.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji