Artykuły

Tren wielkomiejski

"Piaskownica" w reż. Grzegorz Chrapkiewicza w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku - dodatku Kultura.

łyskotliwa jednoaktówka Michała Walczaka nie przestaje zaskakiwać otwartością na reżyserskie innowacje. Bielskie przedstawienie "Piaskownicy" dowodzi, że ten tekst jest jak piasek sypany w oczy teatralnej sztampie

Lubię ten debiutancki utwór Walczaka, pierwszy akt jego surrealno-tkliwych "reportaży" z intymnych spotkań chłopców i dziewczyn. Ile wersji "Piaskownicy" już widziałem? Sześć, siedem? I każda była inna: na trzy pary aktorów, na pięć par, grana przez licealną młodzież, dwoje staruszków... Wydaje się, że w Miłkę i Protazka, grzebiących w miejskiej piaskownicy na placu zabaw, można wpisać iluzje i wspomnienia każdego z nas. Walczak intuicyjnie stworzył świat, poddający się modelowaniu w dowolną formę. Z każdą zmianą poszerza się psychologia bohaterów, jedne doświadczenia emocjonalne z łatwością dadzą się zamienić na inne, jeszcze ciekawsze. I co się dziwić, że teatr raz po raz rzuca się na ten tekst, jak kiedyś na Mrożkowych "Emigrantów" czy "Noc Helvera" Villqista? Autor bielskiej premiery - Grzegorz Chrapkiewicz - myśli o tytułowej piaskownicy nie jak o konkretnym miejscu, sytuacji i pretekście spotkania. Jego piaskownica to raczej stan ducha, metafora niewinności, beztroski, naturalnych związków dziecka z dzieckiem. "Zapraszam cię do mojej piaskownicy" - mówi Protazek do Miłki. Gdzie ją zaprasza? Do serca? Do świata wyobraźni? Do kręgu zabaw w męskość i kobiecość, przyjaźń i miłość? Może dlatego nie ma w spektaklu pudła zbitego z desek i wsypanego do niego piachu. Jest szklany podest. Scena. Przestrzeń gry w przygodę, emocje, dorosłość i dziecięctwo. Ostatnia taka piaskownica w mieście. Czyli wyspa dzieciństwa. Oaza naturalności.

Bielska "Piaskownica" z opowieści o szczeniackiej miłości, która zaczyna się w podstawówce, a kończy po studiach, przeradza się stopniowo w studium samotności, niezrozumienia, niemożności dogadania z drugim człowiekiem. Mówi o końcu pewnej naturalnej relacji męsko-damskiej. Wysoka, pyskata dziewczyna kontra mikrus z ADHD. Niedobrana para, ale boleśnie prawdziwa w swoim niedopasowaniu. Kostiumy aktorów zmieniają się właściwie co scena: dresy, skóry i getry zostają zastąpione garniturem i garsonką. Lalki i żołnierzyki - dyplomatkami i laptopami. Protazek Tomasza Drabka to najpierw rozwydrzony bachor, który zmienia się w pryszczatego nastolatka-blokersa. Potem jest sztywnym urzędasem-pragmatykiem. Gaśnie w oczach, dorasta, agresja przykrywa spontaniczność, sztuczny, fałszywy uśmiech nie skryje poczucia klęski dorosłości. Anna Guzik gra Miłkę w dwóch przemiennych tonacjach: raz ripostuje partnerowi z proletariacką agresją, jak dziewczyna z osiedla, innym razem wyłazi z niej czułość godna zranionej sarenki z supermarketu. Jak śpiewał Grabaż - "świat dzieli się na kocięta i szczenięta". Baraszkujące ze sobą bataliony dziewcząt i chłopców. Chrapkiewicz patrzy jednak na bohaterów Walczaka i daje inne, bardziej gorzkie rozpoznanie. Między scenami aktorskimi w roli narratora występuje głos Marysi Peszek wykonującej piosenki z "Miasto manii". Reżyser wyświetla z tyłu sceny na pomalowanej w graffiti ścianie dziwne, zimne teledyski - widzimy wielkie miasto, puste blokowiska, tunele, szklane ściany banków. Anonimowych ludzi w przejściach, na ulicach. To ironiczny komentarz do rozmów bohaterów. Sugestia, jakby naprawdę byli ostatnimi dziećmi na miejskiej planecie. Wychodzi na to, że Walczak napisał tren: "Na śmierć dziecka w nas".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji